menu

ŁKS, bij mistrza! Zwycięskie mecze ełkaesiaków z mistrzami Polski w ekstraklasie

6 sierpnia 2019, 13:50 | R. Piotrowski

W 4. kolejce ekstraklasy piłkarze ŁKS zmierzą się z Piastem Gliwice. W przeszłości łodzianie specjalizowali się ogrywaniu aktualnych mistrzów Polski. Jeśli dobrze policzyliśmy, Łódzki Klub Sportowy wygrał dotąd już 35 takich spotkań. Pierwszy już w 1927 roku. Ostatni - jedenaście lat temu. Może zatem i w niedzielę…


fot. Na zdjęciu znani piłkarze ŁKS: Andrzej Milczarski, a przy piłce prawdopodobnie Grzegorz Ostalczyk [Fot. Janusz Kubik]

Pierwsze w historii zwycięstwo nad mistrzem Polski ełkaesiacy odnieśli już w premierowej edycji ligi polskiej. 25 września 1927 roku łodzianie okazali się lepsi od Pogoni Lwów, która kilka miesięcy wcześniej zwyciężyła w mistrzostwach Polski (te w 1926 roku rozegrano po raz ostatni systemem nieligowym).

W Łodzi słynni „poganiacze” również byli faworytem, lecz tym razem na nic zdały się popisy legendarnego Wacława Kuchara, na nic starania innego ulubieńca lwowskich „batiarów”, czyli Mieczysława Batscha. Jeszcze w pierwszej połowie Zenon Stollenwerk huknął po ziemi z rzutu wolnego i w ten sposób zdobył zwycięską bramkę dla ŁKS. W drugiej połowie Pogoń przejęła inicjatywę, ale sforsować defensywy złożonej z Wawrzyńca Cylla (to pierwszy olimpijczyk w historii ŁKS) i Antoniego Gałeckiego (to z kolei pierwszy ełkaesiak na mundialu) ostatecznie nie zdołała, zresztą sprzymierzeńcem łodzian okazała się tamtego dnia aura. Proszę sobie bowiem wyobrazić, że jedenaście minut przed regulaminowym końcem czasu gry, wskutek zapadających nad boiskiem ciemności, arbiter zakończył zawody. Lwowiacy ponoć nie protestowali.

Mistrz boi się ŁKS


Ełkaesiacy mieli w tym czasie patent na ogrywanie mistrzów Polski, bo już w następnym sezonie rozłożyli na łopatki kolejnego „czempiona”, a jakby tego było mało - Wisłę Kraków, pokonali dwukrotnie. Pod Wawelem murowany faworyt już do przerwy przegrywał z ŁKS 0:4 (skończyło się na 4:2), a łodzianie górą byli także w rewanżu, choć tym razem, by utrzeć nosa mistrzowi Polski, potrzebowali aż dwóch spotkań.

Dlaczego? Otóż w trakcie pierwszego spotkania, wygranego ostatecznie przez łodzian 2:1 po dwóch trafieniach Władysława Króla, doszło do skandalu. Lwowski sędzia podyktował dla gości rzut karny, a rozwścieczeni sympatycy łódzkiej drużyny wtargnęli na boisko i „wyperswadowali” panu Dudrykowi-Darlewskiemu niefortunną ich zdaniem decyzję, a wspomnieć należałoby przy tym, że sympatyzujący z ŁKS-em oficerowie „perswadowali” ponoć wówczas za pomocą skierowanych w kierunku arbitra… szabel. Przerażony sędzia cofnął swoją decyzję, ale po meczu PZPN podjął decyzję o dograniu meczu w innym terminie. 25 listopada oba zespoły zmierzyły się więc raz jeszcze, spotkanie trwało tylko 27 minut, rozpoczęło się zaś od wspomnianej jedenastki egzekwowanej przez Henryka Reymana, którą fantastyczną robinsonadą obronił Józef Mila.

Nie pomoże nawet „Ezi”


Zmorą mistrzów Polski bywał ŁKS także w następnych sezonach. W 1929 roku w Krakowie ograł Wisłę (tym razem aż 4:1), w 1931 roku nie pozostawił złudzeń Cracovii (znów 4:1), w 1932 roku 6:1 rozprawił się z sensacyjnym zwycięzcą poprzednich rozgrywek, czyli Garbarnią Kraków (pięć goli zdobył w tym starciu Władysław Król).

Wspaniałe mecze rozgrywali ełkaesiacy w drugiej połowie lat 30. z będącym wówczas poza konkurencją Ruchem Hajduki Wielkie. W 1935 roku mistrzowski Ruch poległ w Łodzi 2:4, w 1936 roku – 1:4, a w 1937 roku – 3:4. Ślązakom nie zdołał wtedy pomóc nawet Ernest Wilimowski, jeden z najlepszych w historii polskiego futbolu graczy, a innymi słowy – Robert Lewandowski przedwojennego futbolu.

„Nie było zdaje się w Polsce człowieka, interesującego się piłką nożną, któryby poważnie liczył się z sukcesem Ł.K.S. w spotkaniu z Ruchem i to w stosunku, wykluczającym wszelką przypadkowość. Piłka nożna sprawiła znów jeden ze swych rozlicznych «cudów» i stuprocentowy faworyt odjechał do domu z opuszczonym na kwintę nosem” – donosił po wygranej ŁKS z mistrzem „Przegląd Sportowy”.

Prawo serii


Kolejne zwycięstwo nad mistrzem Polski ełkaesiacy odnieśli już w 1950 roku, bo to wtedy ŁKS w obecności 30 tys. widzów pokonał po golu Stanisława Barana Wisłę Kraków. „Biała Gwiazda” pomimo porażki w Łodzi obroniła mistrzowski tytuł, ale w kolejnych rozgrywkach znów wracała z miasta włókniarzy na tarczy (2:1), a litości dla krakowskiego mistrza nie mieli łodzianie nawet w 1952 roku (3:0).

Po powrocie do ekstraklasy w 1954 podopieczni trenera Władysława Króla przeszli samych siebie, bo pokonać mistrzowski Ruch to jedno, ale rozgromić „niebieskich” aż 5:1 to, cytując piłkarskiego klasyka, sztuka iście huzarska. Co tu dużo mówić, w Łodzi po Ruchu nie było co zbierać i nawet jego legenda, Gerard Cieślik, okazała się tego dnia kompletnie bezradna. Ełkaesiacy „natarli z takim impetem, że wkrótce opanowali bez mała całe boisko” – zanotował sprawozdawca „Przeglądu Sportowego”. Wkrótce drużynę z Chorzowa zdetronizowała Polonia Bytom, ale i ona zaraz po tym musiała uznać wyższość łodzian.

Czarna passa mistrzów Polski w rywalizacji z ełkaesiakami trwała w najlepsze i boleśnie przekonała się o tym Legia Warszawa w 1956 roku. O stołecznej jedenastce, obrońcach tytułu, prasa pisała, że „nie ma w naszej lidze godnego siebie rywala”, co jednak nie pomogło jej w Łodzi, gdzie „wojskowi” polegli 1:0 po golu Władysława Soporka.
- „Radość na widowni trudna do opisania. Co kto posiadał rzucał w górę” – zanotował po spotkaniu sprawozdawca „Przeglądu Sportowego”.

W kolejnym sezonie mistrzowska Legia przegrała w al. Unii 2 4:2, z kolei kilkanaście miesięcy później, w mistrzowskim tym razem dla ŁKS sezonie, gdy obrońcą tytułu był Górnik Zabrze, zespół trenera Władysława Króla pokonał Ślązaków aż 4:1, dając tym samym do zrozumienia zabrzanom, kto tym razem stanie na najwyższym stopniu podium.

Kolejnego śląskiego mistrza Polski, którym został w 1960 roku Ruch, „Rycerze Wiosny” pokonali w Chorzowie 3:1. Rok później wygrali także z Górnikiem Zabrze (3:2). I dopiero po tym ostatnim meczu rozegranym w 1962 roku nastąpiła trwająca aż jedenaście lat przerwa, w tracie której łodzianie nie zdołali ani razu wyszarpać mistrzowi Polski kompletu punktów. Tę z kolei passę przerwało wyjazdowe zwycięstwo nad Górnikiem w czerwcu 1973 roku.

Pięć lat później o tym, jak ogrywa się mistrza Polski, przypomnieli sobie ełkaesiacy w Krakowie, gdzie Wisła, między innymi dzięki fantastycznej grze Stanisława Terleckiego, przegrała z łodzianami aż 1:4, a to wprawiło kibiców „Białej Gwiazdy” w taką konsternację, że - jak wspomina kibic ŁKS, Paweł Lewandowski: - „Po strzeleniu czwartej bramki cała „słynna dziesiątka” kibiców Wisły, czyli sektor na starej trybunie C, na której prowadzono doping, przyszła do nas i do końca meczu dopingowała… ŁKS”.

„Rycerze Wiosny” wygrali rewanż z Wisłą na własnym stadionie (3:1), a kolejne dwa skalpy zdarli z głów mistrzowskiego tym razem Ruchu w sezonie 1979/1980, gromiąc faworyta w dwumeczu aż 6:1. Kilka miesięcy później zwycięskie punkty po zwycięstwie 3:1 zdobyli „Rycerze Wiosny” także na boisku innego śląskiego mistrza, który triumfował w lidze w 1980 roku, czyli Szombierek Bytom. W 1984 roku o klątwie aktualnych mistrzów Polski w starciach z ŁKS-em przekonał się po raz pierwszy Lech, który w Poznaniu przegrał 1:2, a w Łodzi po fantastycznym meczu uległ gospodarzom 5:7 (wspominaliśmy o tej konfrontacji w ostatnim środowym wydaniu naszej gazety).

W 1990 roku ofiarą ełkaesiackiego polowania na czempiona został Ruch (przegrał w Łodzi 1:2), a kilka miesięcy później kolejny mistrz Polski, czyli Lech Poznań (1:0). „Kolejorz”, wywindowany na pierwsze miejsce decyzją PZPN po zakończeniu sezonu w 1993 roku, przegrał z łodzianami także dwa kolejne mecze (oba po 0:1).

Kujawa pamięta


Wielu obecnym sympatykom ŁKS zapewne zapadły w pamięć także inne zwycięstwa nad mistrzami Polski w latach 90. W 1995 roku „skazana na zwycięstwa” i opromieniona awansem do Ligi Mistrzów Legia Warszawa została zatrzymana przy al. Unii 2 przez wypożyczonego do ŁKS właśnie z Łazienkowskiej Marcina Mięciela (zwycięstwo 2:1), natomiast 5 marca 1997 roku po raz pierwszy w historii świętując zwycięstwo w derbach Łodzi, świętowali przy okazji ełkaesiacy i zwycięstwo nad aktualnym mistrzem Polski, a wszystko to za sprawą słynnego loba Marcina Danielewicza w końcówce spotkania rozegranego na stadionie Widzewa.

W XXI wieku ŁKS tylko dwukrotnie pokonał obrońcę mistrzowskiego tytułu. Pierwszy taki przypadek miał miejsce trzynaście lat temu, w sierpniu 2006 roku, kiedy łodzianom w al. Unii 2 nie sprostała warszawska Legia, bo na samobójcze trafienie Tomasza Hajty podopieczni wówczas Marka Chojnackiego odpowiedzieli golami Ensara Arifovicia i Rafała Niżnika. Ostatnią ligową wiktorię w starciu z aktualnym mistrzem Polski odnieśli natomiast „Rycerze Wiosny” 29 marca 2008 roku. Tamtego dnia w Łodzi za sprawą goli Roberta Szczota i Łukasza Madeja 1:2 poległo Zagłębie Lubin.

W spotkaniu z „Miedziowymi” wystąpił Rafał Kujawa, niech więc doświadczony snajper podpowie kolegom, jak ograć mistrza Polski. Ta wiedza powinna się przydać już w niedzielę.