Liverpool mistrzem Anglii? Oto 10 powodów, które potwierdzają tę tezę (GALERIA)
Liverpool po okresie przestoju powoli wraca do czołówki Premier League. Walka o najwyższe cele znowu stała się realna, a wszystko za sprawą głównego architekta, którym został John W. Henry. To właśnie Amerykański biznesmen wykupił klub z rąk swoich rodaków i zatrudnił na stanowisku trenera Brendana Rodgersa. Irlandzki szkoleniowiec wprowadza powoli "The Reds" na właściwe tory, które prowadzą do pierwszego od 24 lat mistrzostwa Anglii. Wyszczególniliśmy więc 10 czynników, które mogą zdecydować o końcowym triumfie zespołu z czerwonej części Merseyside.
#10 Nadzwyczajna nieprzewidywalność
Obecny sezon Premier League jeszcze nie dotarł do półmetku, a już kreowany jest na najbardziej szalony w historii. Ironicznie mówiąc i oczywiście zachowując zdrowy rozsądek i odpowiedni dystans, można powiedzieć, że to wina Sir Aleksa Fergusona, który zamienił ławkę rezerwowych na wygodniejsze i przede wszystkim spokojniejsze miejsce na VIP-owskiej loży. Koniec kariery Szkota zbiegł się z wydarzeniami, o których w poprzednich kampaniach można było zapomnieć. Ze wszystkich zdarzeń typu "supernatural" można wyróżnić 4, które zrobiły największe "zamieszanie". Po pierwsze rekordowy transfer Arsene'a Wengera, który wydał około 42 miliony funtów na zawodnika Realu Madryt Mesuta Oezila. Po drugie bardzo kiepski start Manchesteru United, który po 16 kolejkach jest na 8 miejscu. "Czerwone Diabły" przegrały w tym sezonie już 5 meczów, czyli tyle samo spotkań co przez cały poprzedni. Po trzecie Roberto Martinez i jego Everton, którego gra wygląda jeszcze lepiej niż za czasów Moyesa, choć wydawało się, że obecny szkoleniowiec United wycisnął już cały sok z ekipy z Goodison Park oraz po czwarte Manuel Pellegrini i jego "relacje" z Joe Hartem, którego Chilijczyk już chyba na dobre "przyspawał" do ławki rezerwowych. Były opiekun Malagi konsekwentnie stawia w lidze na Rumuna Costela Pantilimona. Przy tych wszystkich "dziwnych" wydarzeniach pozycja numer jeden dla Liverpoolu po 38 kolejce nie jest czymś nierealnym, a wręcz świetnie wpisuje się w ramy nadzwyczajności tego sezonu.
#9 Team Spirit
W tym sezonie można powiedzieć, że Liverpool jest jedną wielką rodziną. Piłkarze walczą podczas meczu o każdy milimetr boiska. Jeżeli przyjrzymy się bliżej to ujrzymy zawodników, którzy mają niesamowitą frajdę ze wspólnego grania, ze zdobywania kolejnych punktów. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że tak bardzo zżytej, zjednoczonej drużyny nie było nam dane dawno oglądać. Nie ma piłkarza, który nie czułby się częścią zespołu.
#8 Transfery z głową
Po przyjściu Brendana Rodgers’a polityka transferowa przeszła niesamowitą metamorfozę. Nikt już w klubie z Anfield nie myśli o wydawaniu dużych pieniędzy na piłkarzy, którzy nie wnoszą do drużyny choćby najmniejszych pokładów jakości, a tylko obciążają budżet. Przykładów jest dużo, jednak wstrzymam się od kategoryzacji. Nie o to tu chodzi. Trzeba przede wszystkim skupić się na teraźniejszości, która wygląda całkiem interesująco. Irlandczyk wskazał Liverpoolowi nowe ścieżki transferowe, dzięki którym do drużyny z miasta Beatlesów trafili m.in. tacy piłkarze jak Philippe Coutinho, Daniel Sturridge czy Mamadou Sakho, którzy mimo, że kosztowali "śmieszne" pieniądze, to wprowadzili do drużyny niesamowitą jakość. Ruchy opiekuna "The Reds" potwierdzają, że o umiejętnościach nie decyduje narodowość, cena- niestety kilka ruchów było przeprowadzane na takiej zasadzie-. Liczą się inne elementy (można o nich wiele napisać, ale to raczej temat na kolejny artykuł), które idealnie wklejają zawodnika do taktyki, którą trener obrał jako tą, która przyniesie sukces.
#7 Świetny Simon Mignolet
Warto skupić się także na niezwykle "delikatnej" pozycji bramkarza, bowiem akurat w układance Rodgersa jest to bardzo ważny element składniowy. Przed sezonem Irlandczyk zadecydował, że przyszła najwyższa pora, aby między słupkami Liverpoolu powiało świeżością. Zastąpił on Pepe Reinę golkiperem przeciętnego Sunderlandu. Na początku decyzja była oprotestowywana notorycznie. Kibice byli bardzo zżyci z Hiszpanem, którego cenili mimo tego, iż w wielu sytuacjach nie pomagał, a wręcz przeszkadzał. Przyjście Belga wywołało wiele szumu, ale dziś już nikt nie pamięta o Reinie, a wszyscy wychwalają pod niebiosa nowego bramkarza. Liverpool w końcu ma golkipera, który w pojedynkę potrafi zdobywać punkty (vide obroniony karny w pierwszej kolejce ze Stoke w 90. minucie przy stanie 1:0 dla Liverpoolu). Postawa Mignoleta dowodzi, iż opiekun "The Reds" nie mylił się i jego decyzja o zmianie na najbardziej newralgicznej pozycji na boisku była słuszna. Potwierdziło się, więc po raz kolejny powiedzenie, że kto nie ryzykuje ten nie pije szampana…
#6 Siła w ławce
Stare powiedzenie brzmi: "pokaż mi swoją ławkę, a powiem ci jaki masz zespół". Brendan Rodgers w taki sposób dobrał sobie zmienników, że możemy na ławce znaleźć zarówno młokosów, dopiero wchodzących do profesjonalnego futbolu, oraz takich, na których nie jeden rywal połamał sobie zęby. Najlepszym przykładem pierwszego typu jest Jon Flanagan, który na skutek nieobecności dwóch podstawowych lewych obrońców, Jose Enrique oraz Aly’ego Cissokho, wskoczył do wyjściowego składu, w którym na dobre się zadomowił. Występy młodego Anglika naprawdę robią wrażenie. Mimo, że Flanagan nie gra na swojej nominalnej pozycji nie boi się włączać w akcje ofensywne, a ostatnia bramka z Tottenhamem w pełni to potwierdza. Wnikliwie patrząc na drugi typ rezerwowego w Liverpoolu od razu na usta ciśnie się nazwisko Toure. Piłkarz, który był na siłę wpisywany na listę zawodników "skończonych piłkarsko" w zespole "The Reds" złapał za nogi drugą młodość. Początek sezonu miał imponujący, gdy zachodzi taka potrzeba wchodzi i gra na wysokim poziomie. Podobnie jest z doświadczonym Aggerem, który na chwilę wypadł z pierwszej jedenastki oraz kolejnymi młokosami, a więc Sterlingiem oraz Luisem Alberto.
#5 Anfield w końcu twierdzą
Jeżeli myślisz o mistrzostwie nie możesz tracić punktów na własnym terenie. W tym sezonie Liverpool jest bardzo skuteczny na Anfield, gdzie na osiem spotkań wygrał, aż 7 (bilans bramek 22:5). Na całym złotym obrazie znalazła się jednak dość duża rysa. Wszystko przez porażkę z Southampton. Oprócz wpadki ze "Świętymi" kolejni rywale wyjeżdżali z Anfield z bagażem kilku goli. Najgorzej wizytę w mieście Beatlesów zapamiętają ekipy: Norwich (5:1), West Hamu (4:1), Fulham (4:0) czy też West Bromwich Albion (4:1).
#4 Kreatywność drugiej linii
Taktyka jaką nakreślił swoim piłkarzom Brendan Rodgers opiera się przede wszystkim na długim utrzymywaniu piłki. Do takiego sposobu gry trzeba mieć niesamowicie mocną linię pomocy, która w kreatywny, niekonwencjonalny sposób rozrzuci akcję, odpowiednio ją przyspieszy albo jak zajdzie taka potrzeba zwolni. Takich zawodników wyróżniają także stalowe nerwy, które przydają się w zachowaniu chłodnej głowy przy bardzo intensywnym pressingu ze strony rywala. Wydaje się, że takimi zawodnikami dysponuje Liverpool. Wiodącą postacią jest bez wątpienia Coutinho, który obdarzony jest wszystkimi powyższymi cechami. Druga linia nie kończy się jednak tylko na młodym Brazylijczyku, bowiem skutecznie wspomagają go Allen, który w ostatnich spotkaniach odzyskał formę oraz krytykowany z każdej strony Henderson, który rozgrywa sezon życia. Dodatkowy rygiel w postaci Gerrarda czy też Lucasa Leivy pozwala na jeszcze większą swobodę ofensywnie nastawionych piłkarzy.
#3 Zatrzymanie Suareza
Wiele mówiło się na temat odejścia Suareza z Liverpoolu. Saga, która przy okazji powstała tomami prześcignęła już zapewne powieść fantastyczną o czarodzieju z Hogwartu. Finał jedynej w swoim rodzaju opowieści skończył się jednak happy endem i Luis Suarez pozostał w klubie z Anfield. Teraz spogląda na wszystkich z pierwszego miejsca w klasyfikacji strzelców Premier League (17 goli), więc wydaje się, że nie żałuje on decyzji o pozostaniu. Teraz Liverpool dołoży wszelkich starań, by zatrzymać Urugwajczyka na dłużej. Mają w tym pomóc wielkie pieniądze. Mówi się nawet o 200 tysiącach funtów tygodniowo, które miałby zarabiać "El Pistolero" po podpisaniu nowej umowy.
#2 Zabójczy duet panów "S"
Luis Suarez i Daniel Sturridge to niewątpliwie najlepszy duet w Premier League, choć w początkowym założeniu mieli być dla siebie zaledwie uzupełnieniem. Trener doszedł jednak bardzo szybko do wniosku, że grając razem będą jeszcze większym zagrożeniem pod bramką przeciwnika. Specjalnie zmienił taktykę zespołu i dostosował ją tak, aby na boisku było miejsca zarówno dla Urugwajczyka jak i Anglika. Stworzył tym samym, jak mówią Anglicy, “Deadly duo”, które jest postrachem całej ligi. W tym sezonie w Premier League strzelili dla Liverpoolu 26 goli.
#1 Brendan Rodgers
Na szczycie tego zestawienia znalazło się miejsce dla Brendana Rodgersa, który ma jasne, wyszczególnione, można nawet powiedzieć, że dość specyficzne spojrzenie na futbol. Imponuje pewnością siebie, konsekwencją i cierpliwością w dążeniu do celu, nie zamyka się jednak w utartych, wyuczonych schematach i cały czas powiększa, polepsza swoją wizję prowadzenia klubu. Moim zdaniem Fenway Sports Group postawili na właściwą, nowoczesną i przede wszystkim przyszłościową filozofię gry, która już teraz pokazuje zalążek lepszego jutra. Wszystko wskazuje na to, że z Rodgersem na ławce trenerskiej Liverpool może osiągać wyniki, które do tej pory były tylko i wyłącznie marzeniem.