menu

Finansowe eldorado w Premier League trwa w najlepsze. Kto dotrzyma kroku Anglikom?

16 lutego 2015, 08:58 | Matt Dickinson, Tomasz Dębek / Polska The Times

Kluby Premier League, i tak najbogatsze w Europie, zarobią jeszcze więcej, dzięki ogromnym wpływom z praw telewizyjnych. Kto dotrzyma im kroku?

Wszyscy wiedzieli, że wyniki finansowe będą jeszcze lepsze. Ale nawet najbardziej zachłanny właściciel, piłkarz czy agent nie śmiał marzyć, że Premier League stanie się bogatsza o 5,136 mld funtów. Ta rekordowa, zawarta na rynku wewnętrznym umowa telewizyjna na transmisje meczów trzech sezonów (2016-19) oznacza wzrost dochodów ligi o 70 proc.! Stało się tak głównie dzięki desperackim wysiłkom telewizji Sky, broniącej swojej dominującej pozycji.

Szczegóły? Siedem pakietów praw do transmisji podzieliły między siebie właśnie Sky i firma telekomunikacyjna BT Group. Pierwsza zapłaciła 4,2 mld za pięć pakietów. To niemal dwa razy więcej niż zapłacone ostatnim razem 2,3 mld. Umowa obejmuje 10 dodatkowych meczów w sezonie - w tym te zaplanowane na piątek, co jest w Anglii nowością, razem 126 spotkań. BT Group zapłaci 960 mln funtów (poprzednio 738) za dwa pakiety i 42 mecze w sezonie. Będzie mieć prawa do spotkań sobotnich i niektórych rozgrywanych w środku tygodnia.

Zwiększą się też wpływy za licencje na transmisję od zagranicznych nadawców. Premier League przez następne dziewięć miesięcy będzie sprzedawać tak pożądane na rynku prawa po kolei poszczególnym krajom. W ciągu najbliższych trzech lat suma dochodów z praw do angielskiej ekstraklasy wyniesie ponad 8 mld funtów! Ale już obecna opiewająca na 5,5 mld umowa sprawia, że Premier League może spać spokojnie - to najbogatsza liga piłkarska świata.

Najbardziej bezpośrednio pozytywne skutki takiej sytuacji odczują piłkarze. Prawdopodobnie już niedługo usłyszymy o kolejnym rekordzie - pierwszym kontrakcie gwarantującym gażę w wysokości 500 tys. funtów tygodniowo. Skala finansowa nowo podpisanej umowy zaskoczyła nawet samego szefa Premier League Richarda Scudamore'a. Niektórzy, gdy zobaczą takie wynagrodzenie, będą oczywiście lamentować nad tym, że tutejsza piłka nożna ostatecznie oszalała. Scudamore przyznaje, że z piarowskiego punktu widzenia rzeczywiście łatwiej byłoby "sprzedawać" mniejszy wzrost przychodów.

- Rozumiałbym taką reakcję. Ale to także historia sukcesu. Nasze wielkie dobro eksportowe. Premier League, BBC, królowa - to sprawia, że ludzie myślą o Wielkiej Brytanii pozytywnie - mówi Scudamore. Sam nie jest pewien, czy nowa umowa rzeczywiście spotka się z powszechnymi wyrazami zadowolenia. Z pewnością pojawią się żądania, by wzrost dochodów 20 najbogatszych klubów zrównoważyć, powiedzmy, 70-proc. wzrostem liczby boisk ze sztuczną nawierzchnią. - Byłoby po prostu działaniem przestępczym, gdyby nic z dodatkowych wpływów nie poszło na rozwój futbolu na prowincji i w małych miejscowościach - mówi minister sportu w laburzystowskim gabinecie cieni Clive Efford. Na pewno znów wypłynie też kwestia cen biletów.

Jednak dla czołowych angielskich klubów nowa umowa o sprzedaży praw do transmisji to wielki i jawny triumf. Jeśli rzeczywiście dobije do 8 mld funtów - a wszystko na to wskazuje - to na przykład czołowy klub powinien mieć zagwarantowane z puli centralnej około 156 mln za sezon. Dotąd - 98 mln. Ale nawet drużyny z dołu tabeli dostaną 100 mln. Wcześniej 62 mln.

Nawet przed nową umową z klubami Premier League pod względem wpływów z praw TV mogły rywalizować jedynie Real, Barcelona i ścisła czołówka Serie A. W kontynentalnej Europie za poprzedni sezon najwięcej zgarnęli hiszpańscy giganci (po 104 mln funtów) - Juventus (70), Inter (60) i Milan (58). W porównaniu z Anglią wypadają jednak blado. Aż siedem klubów z Wysp zarobiło co najmniej 85 mln. Najwięcej Liverpool - 97,5 mln. Spadkowicz Cardiff dostał więcej niż Bayern Monachium (27,5 mln) i PSG (33 mln) łącznie...

Dysproporcja bierze się nie tylko z gigantycznych pieniędzy od stacji telewizyjnych, ale też sposobu, w jaki są dzielone między klubami. Całość wpływów od nadawców zagranicznych oraz 50 proc. od krajowych są rozprowadzane po równo. Kwota, która trafi na konto klubu z dwóch pozostałych ćwiartek tortu, zależy od pozycji w tabeli na koniec sezonu oraz liczby meczów z jego udziałem transmitowanych na żywo w Anglii. Liverpool za poprzedni sezon dostał 1,57 razy więcej niż Cardiff.
W Hiszpanii, gdzie kluby same zajmują się sprzedażą praw TV, najbiedniejsi dostali prawie osiem razy mniej niż Real i Barca. W przeszłości współczynnik wynosił nawet 1:14. System może się jednak zmienić, i to wkrótce. - To oburzająca sytuacja. Rozmawiałem już z władzami klubów takich jak Valencia. Szczegóły są jeszcze do ustalenia, ale jeśli rząd w ciągu kilku tygodni nie wprowadzi przepisu o wspólnych negocjacjach sprzedaży praw telewizyjnych, jesteśmy gotowi do bojkotu La Ligi - twierdzi prezes Enpanyolu Joan Collet.

Hiszpanie chwytają się brzytwy, ale to jedyny sposób na to, by choć trochę zbliżyli się finansowo do krajowej czołówki. Anglicy uciekają całej Europie i nie wydaje się, żeby ktoś mógł dotrzymać im tempa. Scudamore twierdzi, że np. Burnley już teraz jest bogatsze od Ajaksu Amsterdam. Nowa umowa zapewni, wzrost siły nabywczej angielskich klubów w stosunku do innych. To oznacza, że na Wyspy przyjedzie więcej czołowych graczy. Ale jednocześnie sprawi, że trudniej będzie przebić się rodzimym talentom.

Debata na temat skutków wzrostu dochodów będzie zapewne trwać przez najbliższych klika lat. Scudamore przekonuje, że te pieniądze zostaną dobrze spożytkowane. Dodaje, że z tytułu podatków do fiskusa co roku będzie wpływać mld funtów. - Robimy więcej niż ktokolwiek w tym kraju dla redystrybucji dochodów. W ciągu trzech lat Premier League przeznaczy 800 mln funtów na kluby z niższych lig, organizacje charytatywne i budowę ośrodków sportowych - mówi. Nie pozastawia jednak wątpliwości, że jego głównym obowiązkiem jest dbanie o sukces piłkarskiej elity. - Łatwo patrzeć tylko pod stopy. My patrzymy w górę i przed siebie. Rywalizujemy z Realem i Barceloną. Nowa umowa sprawi, że nasze kluby staną się jeszcze bardziej konkurencyjne. Mój główny obowiązek polega na myśleniu perspektywicznym - dodaje.

Czołowe kluby powinny także dodatkowo otrzymać po 50 mln funtów za sezon. Richard Scudamore tylko się uśmiecha na wspomnienie starej dobrej Premier League. - Można się śmiać, ale w porównaniu do Sky i BT stanowimy tylko małą część tego wszystkiego - powiedział Scudamore, nawiązując do batalii o pozyskanie użytkowników szerokopasmowego internetu, która napędza piłkarski boom.

Walka ta sprawia, że mecze stały się najdroższą pozycją brytyjskiej telewizji. Scudamore przyznaje jednak, że muszą nadejść czasy, gdy proces zarabiania kokosów zacznie zwalniać. - Prawa ekonomii mówią, że nie sposób zawsze oczekiwać 70 proc. wzrostu. Przyjdzie moment, w którym taki postęp musi stać się niemożliwy - zauważa. Jak dotąd jednak nie widać żadnych oznak spowalniania boomu..

Matt Dickinson, The Times Tłumaczenie: Zbigniew Mach

Polska The Times