Listkiewicz: Jeszcze jestem w stanie coś na swoją gębę załatwić
- W kwestiach szkolenia jestem laikiem, nie znam się tak dobrze jak Grzegorz Lato czy Zbigniew Boniek, ale jakoś udawało mi się stawiać na selekcjonerów, którzy zwycięsko wychodzili z eliminacji - mówi Michał Listkiewicz - były prezes PZPN, a obecnie prezesem Piłkarskiej Ligi Polskiej.
Kajetan Kajetanowicz zwyciężył w 70. Rajdzie Polski. Po raz czwarty z rzędu został mistrzem kraju
W środowisku piłkarskim żartują, że Zbigniew Boniek powinien się Pana poradzić, kogo zatrudnić na stanowisku selekcjonera, bo jako prezes PZPN miał Pan wyjątkowo szczęśliwą rękę do selekcjonerów...
Nieistniejący "Tygodnik Kibica" opublikował kiedyś wyliczenie, że spośród wszystkich prezesów PZPN ja byłem najskuteczniejszy w historii. Chodziło o liczbę punktów, jakie zdobyła reprezentacja za moich rządów w PZPN, w stosunku do liczby meczów, w których reprezentacja walczyła w eliminacjach mistrzostw świata i Europy. Los mi sprzyjał. W kwestiach szkolenia jestem laikiem, nie znam się tak dobrze jak Grzegorz Lato czy Zbigniew Boniek, ale jakoś udawało mi się stawiać na selekcjonerów, którzy zwycięsko wychodzili z eliminacji. Stawiałem na Jerzego Engela, Pawła Janasa czy Leo Beenhakkera. Nie przypisuję sobie jednak tylko sobie tych zasług. Słuchałem podpowiedzi takich ludzi jak Andrzej Strejlau czy Henryk Apostel. Starałem się stworzyć taki model współpracy, abym to ja był dla selekcjonera, a nie selekcjoner dla mnie. Byłem do ich dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mogli się do mnie zgłosić z każdym problemem. Załatwiałem wszystko, co się dało. Gasiłem nawet jakieś konflikty w sprawie kubeczków z zupkami czy szklaneczek z oranżadką. Może dlatego jak teraz spotykam chłopaków z dawnej kadry - Jacka Krzynówka czy Michała Żewłakowa - albo Kubę Błaszczykowskiego z obecnej, to mi mówią, że za moich czasów było naprawdę OK.
W sprawie tych kubków i szklaneczek to chyba jednak Zbigniew Boniek Pana wyręczał. 11 lat minęło i znów musiał gasić pożar w kwestii reklam, bo piłkarze ponownie starli się z PZPN.
I tym razem zrobił to bardzo elegancko. Poszukał kompromisu. W takich sytuacjach trzeba usiąść i porozmawiać. Parę osób niepotrzebnie jednak zabierało głos. Pojawił się rzecznik jednego piłkarza. Nigdy nie przypuszczałem, że piłkarz może mieć rzecznika. Zawsze myślałem, że mają jedynie menedżerów. Facet chciał za wszelką cenę zaistnieć, no i zaistniał. Zresztą wypowiedział się idiotycznie. Że go obowiązki reprezentanta Polski wobec federacji nie interesują. To tak jakbym jechał z nieprzepisową prędkością i stwierdził, że mnie obowiązujące prawo nie interesuje.
Gdyby Listkiewicz był prezesem, to może byśmy jednak na mistrzostwa świata do Brazylii pojechali, bo na pewno sędziowie nie kręciliby nas tak jak teraz. Patrz: niepodyktowany ewidentny rzut karny na Waldemarze Sobocie w meczu z Czarnogórą. Słyszał Pan tę opinię?
Jeden redaktor o imieniu Paweł ją lansuje. I tak naprawdę mnie obraża. Bo sugeruje mi jakieś niecne działania. Co ja jestem jakiś załatwiaczem? Miałbym coś zrobić niezgodnie z prawem?
Może przy Panu, który ma takie kontakty w środowisku sędziowskim w UEFA, nie pozwoliliby sobie na takie błędy... Sam Pan kiedyś mówił, że UEFA czy FIFA to tak naprawdę mafia...
Ale w cudzysłowie. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Chodziło mi o wspólnotę. To samo mogę powiedzieć o środowisku dziennikarzy. W jakimś sensie jesteście mafią.
Pan żartuje. Od lat nie ma żadnej solidarności zawodowej w tym środowisku. Bierze Pan obecnie jakieś pieniądze z PZPN?
Czuję się dowartościowany, bo działam w UEFA i FIFA jako przedstawiciel Polski, jeżdżę, gdzie chcę. I tam, gdzie mnie o to w PZPN poproszą, aby reprezentować polską piłkę. Za czasów Grzegorza Laty różnie z tym bywało. Zbyszek Boniek zachowuje się bardzo w porządku. Dostaję zwroty za delegacje. Mam jeszcze satysfakcję z pracy w roli prezesa Piłkarskiej Ligi Polskiej, która zrzesza kluby pierwszoligowe. Został mi rok, aby znaleźć sponsora tytularnego. Sądzę, że cel osiągnę. Już byliśmy bardzo bliscy jego pozyskania, ale bardziej atrakcyjne okazały się pewne kluby z ekstraklasy...
Jednym słowem sielanka...
Dobrze mi. Jeżdżę po Polsce i po świecie, tak jak lubię. PZPN mi pomaga. Siedzibę PLP mamy na Bitwy Warszawskiej, tam gdzie związek, nigdzie nie musimy się tułać. Boniek wcześniej, niż zapowiedział, zdjął z klubów pierwszoligowych obowiązek opłat za sędziów i obserwatorów. Na co mam narzekać?
Boniek już nie mówi, że jest Pan lekkoduchem?
A wie pan, że zaraz po tym, jak to powiedział, zajrzałem do słownika i okazuje się, że są tego słowa dwa znaczenia. Jedno pejoratywne, że to po prostu leser, a drugie pozytywne, czyli człowiek o lekkiej duszy, taki trochę artysta. Myślę, że Zibiemu chodziło o to drugie.
Radosław Osuch, właściciel Zawiszy Bydgoszcz, twierdzi, że ostatnią ostoją korupcji w polskiej piłce jest pierwsza liga. Sędziowie tu nadal kręcą, nad wszystkim czuwa jakiś "Siwy"...
Osuch jest specyficzny, bardzo dziwny facet. Uznaję jego zasługi w klubie, który postawił na nogi, ale pełniąc jakieś funkcje, trzeba trzymać fason, przydałoby się trochę kultury i taktu. A Radek chlapie językiem na wszystkie strony i w pewnym momencie nie wie, co mówi. Powiedział jeszcze, że dobrze, że Polonia spadła, bo to siedlisko ubeków. Taki Jurek Piekarzewski, który walczył w powstaniu warszawskim, był żołnierzem AK i jest symbolem klubu, miał łzy w oczach, jak o tych wynurzeniach usłyszał. Wielu wspaniałych ludzi jest związanych z tym klubem. Dla mnie też określenie "ubek" jest uwłaczające. Te pretensje o konkretne sytuacje w meczach, w których podobno Zawisza został oszukany, to też jest dęta sprawa. Obejrzeliśmy te sytuacje z szefem sędziów Zbigniewem Przesmyckim z dziesięć razy i czarno na białym wychodziło, że rację miał arbiter. Mam jednak wiele szacunku dla małżonki Radka, która jest prezesem klubu. To jego całkowite przeciwieństwo.
Kto powinien zastąpić Waldemara Fornalika?
Fornalik ma robotę do dokończenia. A jak wygramy z Ukrainą i Anglią, to co będzie? Ja doskonale pamiętam sytuację sprzed igrzysk olimpijskich w 1972 r. Kadra Kazimierza Górskiego przegrała w sparingu z Polonią Bytom. Media kpiły, że może lepiej tę drużynę z Bytomia wysłać na olimpiadę. Pojechała jednak drużyna Górskiego i zgarnęła złoto. Ja w 2001 r. jechałem z kadrą Engela do Kijowa i modliłem się, abyśmy przegrali w tym pierwszym meczu eliminacji jak najniżej, marzyłem o remisie, a wygraliśmy 3:1 i to był przełom w polskiej piłce.
W ekstraklasie jako liniowi sędziują bratanek Zbigniewa Bońka i Pana syn. Który lepszy - Boniek czy Listkiewicz?
(śmiech) Obaj są dobrzy, ale do starego Listkiewicza to im sporo brakuje. Wie pan, co mnie najbardziej martwi? Że skończyłem już 60 lat. Mogę być obserwatorem tylko do 65. roku życia, bo taki jest limit wieku. A uwielbiam jeździć po tych drugich czy trzecich ligach, to fantastyczne przeżycia i energia do życia. Dzięki temu, że jestem trochę na uboczu, odkryłem kapitalne klimaty. I jeszcze jestem w stanie coś na swoją gębę załatwić. Teraz szukam jakiegoś małego sponsora dla drużyny z Mierzęcina. Chodzi o parę złotych na piłki i wyjazdy dla ambitnych dzieciaków z tej miejscowości. Pomagam, aby nie stali pod budką z piwem.