Dwa ciosy Okocimskiego wystarczyły na Limanovię. Motyka flirtuje ze spadkiem
Tomasz Kulawik przechytrzył Marka Motykę - trzy punkty w meczu z Limanovią są dla Okocimskiego jak głęboki oddech, z kolei kolejna porażka piłkarzy prowadzonych przez Marka Motykę to następny krok w kierunku spadku. Z meczu ostatniej szansy z czerwoną latarnią ligi "Piwosze" wycisnęli, ile tylko się dało, wygrywając dzięki bramkom Arkadiusza Garzeła oraz Wojciecha Wojcieszyńskiego.
fot. Tomasz Lalewicz
– MKS dostaje baty? Zero wypłaty! – skandowali kibice Limanovii w sobotnie popołudnie w Brzesku. Na tablicy wyników już widniał wynik 2:0 dla gospodarzy i zanosiło się na szóstą klęskę z rzędu - drugą, odkąd do ratowania ekipy z Limanowej przed niechybnym spadkiem ściągnięto Marka Motykę. Wszystkiemu z trybun przyglądał się Zbigniew Szubryt - główny sponsor Limanovii i zarazem chlebodawca całego zaciągu zawodników, który w sobotę niemal doszczętnie zniweczył szanse małopolskiego drugoligowca na utrzymanie w lidze. Ktoś może powiedzieć, że to karma i tym samym mieć odrobinę racji - Limanovia już przed rokiem spadła z ligi, jednak uratowała się przejęciem licencji Kolejarza Stróże. Sportowo - to prawo dżungli, według którego silniejszy pożarł słabszego. Zgodnie z przewidywaniami, hierarchię tego łańcucha pokarmowego ustaliła tabela - wyżej notowany Okocimski zadziwiająco łatwo rozprawił się ze swoimi dzisiejszymi rywalami, okupującymi ostatnią pozycję w ligowej stawce nieprzerwanie od kilku kolejek.
Już na wejściu Limanovia sama wystawiła się "Piwoszom" jak na patelni - młody bramkarz Amadeusz Skrzyniarz jest jeszcze na tyle nieotrzaskany w dorosłej piłce, że przydarzają mu się takie "wielbłądy", jak ten z zaledwie piątej minuty. Michał Guja przechwycił jego niedokładne zagranie do partnera z obrony i popędził na bramkę, wywabiając golkipera spomiędzy słupków i w ostatniej chwili odgrywając do nadbiegającego Wojciecha Wojcieszyńskiego. W sytuacji, którą można porównać chyba tylko do rzutu karnego wykonywanego na pustą bramkę, pomocnik gospodarzy huknął na siłę, kompletnie zapominając o choćby krztynie precyzji i piłka pofrunęła nad poprzeczką. W ostatecznym rozrachunku to pudło mogło kosztować "Piwoszy" słono, bo spotkanie szybko straciło na impecie, a do gwizdka na przerwę arbiter musiał pokazać aż pięć żółtych kartek.
Pierwsza część meczu zostawiła kibiców z jednym wnioskiem - lata mijają, ale Marek Motyka nadal lubuje się w schematach taktycznych. Słynnej "szarańczy" co prawda nie było, ale goście rozgrywali prawie każdy rzut wolny według koronkowych planów, trochę odstających od brutalnych drugoligowych realiów. Po jednym z takich rozegrań piłkę w dość przypadkowych okolicznościach przejął weteran Marcin Chmiest i spudłował, podobnie jak Michał Guja. Ten ostatni chciał poprawić to, co kiepskim przyjęciem zepsuł Wojciech Wojcieszyński, jednak sam chybił i plan ratunkowy dla jednej z ciekawszych akcji "Piwoszy" momentalnie spalił na panewce. Po zmianie stron już nie było wątpliwości - w 51. minucie Okocimski przekuł swoją największą słabość w zaletę, niespodziewanie strzelając bramkę po kornerze, czyli w sposób, w który w obecnym sezonie głównie tracił gole. Już po spotkaniu Marek Motyka nie mógł przeboleć zachowania własnej obrony, która pozwoliła Arkadiuszowi Garzełowi na szczęśliwe wepchnięcie piłki do siatki po wrzutce z narożnika boiska, a grupka fanów z Limanowej w tym samym momencie mogła na chwilę pożałować miłego powitania, jakie zgotowała swojemu byłemu zawodnikowi jeszcze przed meczem.
Pierwsza krew Limanovii tylko sprowokowała gospodarzy do wyprowadzania kolejnych ciosów - w odstępie kilku minut blisko gola byli Jurij Hłuszko i Taras Jaworśkyj, z kolei w 64. minucie Wojcieszyński niepotrzebnie przepuścił piłkę, która poturlała się w pustkę - gdyby pomocnik "Piwoszy" sam spróbował strzału, druga bramka byłaby murowana. Marek Motyka zdążył wymienić już trzech zawodników, gdy wszystkie ataki Okocimskiego mógł przeważyć Martin Pribula. Defensor z Brzeska był na tyle ślamazarny przy wybijaniu piłki z własnego pola karnego, że Słowak niemal wkładając mu głowę pod pachę uderzył nad poprzeczką. Zdenerwowani kibice z Limanowej na chwilę zarzucili kulturalny doping i w mało parlamentarny sposób zaczęli wymagać od własnych piłkarzy więcej zaangażowania - zamiast wyrównania, zobaczyli już tylko drugiego gola Okocimskiego. W szarży pod bramkę Skrzyniarza Hłuszko zaryzykował wiele, grając na czas i czekając na wbiegających partnerów, ale ryzyko opłaciło się chwilę później, gdy jego zagranie wzdłuż pola karnego do pustej bramki wbił zrehabilitowany Wojcieszyński. – Nasze szanse na utrzymanie są już iluzoryczne – komentował po meczu przybity Motyka, który do falstartu w roli szkoleniowca Limanovii musi doliczyć drugą porażkę i to taką, która może przesądzić o spadku z ligi. Dzisiejszy triumf Tomasz Kulawika nad starszym kolegą po fachu jest trochę jak plaster, którym próbuje się zatamować krwawiącą ranę - wygrana z najgorszym jak dotąd zespołem ligi to plan minimum, a po złapaniu oddechu będzie można odetchnąć pełną piersią dopiero, gdy "Piwosze" zaczną zdobywać punkty na bardziej wymagających rywalach.