menu

Valencia zdobyła Lyon. Wystarczył jeden gol [ZDJĘCIA]

29 września 2015, 22:38 | Kaja Krasnodębska

Sofiane Feghouli wprawił w ekstazę kibiców Valencii. To po jego trafieniu z 42 minuty hiszpański zespół pokonał na wyjeździe Olympique Lyon. Wygrana nie przyszła wcale tak łatwo, bo Francuzi także mieli swoje okazje: raz kopnęli w słupek, innym razem w poprzeczkę.

Ostatnie tygodnie nie były dobre ani dla gospodarzy, ani też dla gości z Hiszpanii. Rozczarowywali nie tylko w ligowych starciach, ale także w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Podczas gdy Olympique zremisował najniżej ocenianym w grupie KAA Gent, Valencia przegrała z Zenitem Sankt Petersburg. Przed dzisiejszym spotkaniem motywacji nie mogło więc zabraknąć w żadnej z drużyn.

Zaczęło się niepozornie. Obie drużyny długo wymieniały podania w środku boiska, konstruowały nieśmiałe akcje, ale tak naprawdę nie działo się nic poważniejszego. Aż do 10. minuty, kiedy to Nietoperze mogły zdobyć bramkę po rzucie rożnym. Piłka pod główce Yoela Abdennoura trafiła jednak prosto w słupek. Bliska wizja stracenia bramki trochę zmotywowała do gry gospodarzy. Ruszyli do przodu, utrzymywali się przy piłce. Mimo tego kolejny groźny atak również należał do Valencii. Po zgraniu Parejo, celny strzał z dystansu oddał Pablo Piatti. Tym razem na drodze ku szczęściu Hiszpanów stanął nie słupek lecz golkiper Francuzów, Anthony Lopes.

Na pierwszą groźniejszą sytuację gospodarzy trzeba było czekać prawie pół godziny. To właśnie wtedy Mathieu Valbuena wywalczył i wykonywał rzut wolny kilka metrów przed linią pola karnego. Fantastycznym strzałem skierował futbolówkę w światło bramki, ale tym razem golkiper Valencii nie zawiódł. Przez następne minuty obraz gry nie uległ zmianie - goście mieli przewagę i to oni kreowali sobie kolejne sytuacje. Długo nie potrafili ich jednak wykorzystać. Aż do 42. minuty, kiedy to Sofiane Feghouli silnym kopnięciem skierował piłkę do bramki. Bez chwili zwłoki wykończył błyskawiczny kontratak Pablo Piattiego.

Niekorzystny wynik jeszcze przed przerwą pobudził do ataku Francuzów. Rzucili się do gardeł rywali, z uporem nacierając na ich bramkę. I przyniosło to efekty w postaci bardzo groźnych strzałów Lacazette, Valbueny oraz Ferriego. Żaden nie zdołał jednak pokonać Jaume Domenecha i zdobyć upragnionego gola.

Na drugą część gry podopieczni Huberta Fourniera wyszli mocno zmotywowani. Od razu rzucili się do ataku. Wobec solidnej defensywy rywali próbowali strzałów z dystansu, ale zwykle okazywały się one niecelne. Hiszpanie natomiast postawili na kontrataki. I mimo, że posiadanie piłki zdecydowanie nie przemawiało na ich korzyść, udało im się poważnie zagrozić bramkarzowi Olympique.

Zamiast goli, wpadać zaczęły żółte kartki. Rosnące emocje i rozgoryczenie niewykorzystanymi szansami powodowały coraz większą agresję w grze obu zespołów. Dodatkowo faulom sprzyjało szybkie tempo gry i częste kontry zarówno w wykonaniu gości, jak i gospodarzy. Widząc nieskuteczność swoich zawodników i Hubert Fournier i Nuno Espirito Santo zdecydowali się dokonać zmian. Nowe siły oraz świeżość wniesiona przez rezerwowych nie wpłynęła jednak na obraz meczu, nie wspominając nawet o wyniku. Gospodarze dłużej utrzymywali się przy piłce, tworzyli sobie sytuacje, ale ich głównym problemem był brak strzałów. A bez nich nie da się nawet myśleć o zdobyciu bramki.


Polecamy