Olympiakos - Arsenal LIVE! Czy Kanonierzy rzutem na taśmę wyszarpią awans?
Grecy mają wszystko w swoich rękach i z optymizmem patrzą na spotkanie z Arsenalem. Do awansu wystarczy im nie tylko remis, ale nawet jednobramkowa porażka (wyjątkiem jest wynik 2:3), a angielski zespół pokonywali u siebie w ostatnich latach trzykrotnie. Czy drużyna Wengera będzie potrafiła wywalczyć awans w tak niesprzyjających warunkach?
Taki obrazek nie jest żadnym novum. Do Pireusu, w ostatniej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów, Arsenal przyjeżdżał już trzykrotnie. I zawsze wracał pokonany. Za każdym razem miał już wtedy, inaczej niż dzisiaj, zapewniony awans. Tym razem Londyńczyków czeka długa i pełna przeszkód droga, bo urządza ich tylko zwycięstwo. Nie byle jakie - muszą wygrać dwoma bramkami (lub 3:2 z powodu lepszego bilansu bramkowego).
Olympiakos prostym przeciwnikiem na pewno nie będzie, zwłaszcza na własnym stadionie. W poprzednim sezonie wygrali tutaj każdy mecz fazy grupowej, chociaż mierzyli się z Atletico, późniejszym ćwierćfinalistą oraz Juventusem, finalistą. W tym nie dali sobie rady z Bayernem, ale w Pireusie wszyscy mocno wierzą w awans. Zwłaszcza, że ich zespół ma patent na angielskie zespoły. Nie tak dawno straszył w 1/8 finału Manchester United, a swoich dzisiejszych przeciwników pokonywał już niejednokrotnie.
Bez wątpienia od początku piłkę przejmie drużyna Wengera, chcąc jak najszybciej zdobyć potrzebne bramki. To wszystko będzie działo się za cichym przyzwoleniem Olympiakosu - oni będą bronić się głęboko, starając się maksymalnie zirytować piłkarzy przeciwników. A jak tylko nadarzy się okazja zaatakują, w czym potrafią być niesamowicie groźni. W pierwszym, wygranym 3:2 meczu na The Emirates, do zdobycia trzech goli potrzebowali zaledwie czterech strzałów celnych. Warto przy tym dodać, że na wyjazdach czyste konto udaje się „Kanonierom” zachować niezwykle rzadko.
Wenger musi standardowo radzić sobie także z wieloma kontuzjami. Wciąż w kadrze brakuje Rosicky’ego, Wellbecka, Wilshere’a, leczących długotrwałe urazy, a ostatnio dołączyli do nich Coquelin, Cazorla, Arteta i Sanchez. To tylko utrudnia skalę zadania, a bolesny będzie zwłaszcza brak Sancheza, który miał swój udział w siedmiu z dziewięciu bramek Arsenalu w tych rozgrywkach Ligi Mistrzów (trzy strzelił, przy czterech asystował).
Poprzeczka przed angielskim zespołem została zawieszona bardzo wysoko. Co prawda piłkarze Arsenalu mają doświadczenie odrabiania kilkubramkowych strat, to nie zawsze te szalone pogonie kończyły się sukcesem. Często brakowało tego jednego gola.