FC Porto - Chelsea LIVE! Sentymentalna podróż Mourinho
To będzie mecz pełen pozaboiskowych podtekstów. Jose Mourinho wraca do Porto, w którym zaczynał swoją wielką karierę, i spotka tam Ikera Casillasa, pokłóconego z nim od czasów Portugalczyka w Realu Madryt. Miejmy nadzieję, że poziom meczu dorówna poziomowi nagromadzonych wokół niego emocji.
Jose Mourinho wraca do Porto, gdzie wszystko się dla niego zaczęło. To tutaj stał się trenerem nietuzinkowym. To tutaj w dwa lata zdobył dwa najważniejsze europejskie trofea - Puchar UEFA i Ligę Mistrzów. To stąd wreszcie wyciągnął go Roman Abramowicz i wprowadził do świata futbolowych potęg. Dziś znów pojawi się w swoim dawnym klubie, gdzie będzie mógł zwiedzić muzeum, w którym stoi jego pomnik. Poprzednie podróże na Estadio do Dragao w roli trenera gości kończył porażką 1:2 (w roku 2004, zaraz po przejściu do Chelsea) i remisem 1:1 (w 2007). Teraz wraca tam z o wiele większym bagażem doświadczeń, a przede wszystkim trofeów, zdobywanych we Włoszech, Hiszpanii i ponownie Anglii. Tymczasem Porto nawet nie zbliżyło się do sukcesów osiąganych za jego kadencji.
W Portugalii znów zejdą się również drogi jego i Ikera Casillasa, a to spotkanie również powoduje, że mecz będzie wyjątkowy. Mourinho, kiedy trenował Real Madryt, zrzucił legendę klubu z piedestału, zsyłając bramkarza na ławkę rezerwowych. Casillas miał takiej roli nie zaakceptować, co powodowało między oboma panami spięcie za spięciem. W jakimś stopniu (w końcu obniżka formy Hiszpana także była zauważalna) to Portugalczyk przyczynił się do tego, że tak utytułowany bramkarz broni teraz barw Porto, które do piłkarskich mocarstw nie należy.
Na boisku jednak nie będzie czasu na sentymentalizm czy rozdrapywanie starych ran. Po tragicznym starcie sezonu, każde zwycięstwo jest dla Chelsea jak dopływ tlenu, bo buduje w drużynie pewność siebie. Wydawało się, że po pucharowych zwycięstwach z Maccabi i Walsall oraz ligowym z Arsenalem wszystko wraca na odpowiednie tory, ale ostatnia potyczka z Newcastle znów była dla „The Blues” ciężką przeprawą. Przegrywali już 2:0, żeby wywalczyć remis, chociaż patrząc na ośmiopunktową stratę do lidera, którą po porażce Manchesteru City mogli zminimalizować, taki wynik nie może ich zadowalać.
W Porto też najlepszych nastrojów przed meczem z Chelsea na pewno nie ma. Chociaż wraz ze Sportingiem Lizbona prowadzą w ligowej tabeli, to w ostatnim meczu tylko zremisowali ze słabiutkim Moreirense, dla którego był to drugi punkt w sześciu meczach. Także we wcześniejszym meczu Ligi Mistrzów utrudnili sobie drogę do awansu tylko dzieląc się punktami z Dynamem Kijów. Czy w tej sytuacji będą w stanie zagrozić podnoszącemu się z kryzysu mistrzowi Anglii? Na pewno atutem będzie gra na własnym boisku, bo u siebie, w meczu o stawkę, Porto ostatni raz nie wygrało meczu w grudniu 2014 roku z Benficą. Kibice zapewne najpierw oklaskami powitają Mourinho, ale potem będą życzyć mu tylko porażki.