menu

BATE po raz czwarty w Lidze Mistrzów. Kriwiec pieczętuje awans Białorusinów

26 sierpnia 2014, 22:45 | Jakub Podsiadło

Białoruś już czwarty raz w historii świętuje awans do Ligi Mistrzów i czwarty raz zawdzięcza go zespołowi BATE Borysów - drużyna Siergieja Kriwca rozbiła u siebie Slovan Bratysława i jesienią wystąpi w fazie grupowej elitarnych rozgrywek. Oprócz byłego lechity, do siatki mistrza Słowacji trafiali Michaił Gordiejczuk i Witalij Rodionow.


fot. Wikimedia Commons

Liga Mistrzów znowu dla Białorusi - zaprawieni w pucharowych bojach piłkarze BATE Borysów pewnie rozprawili się ze Slovanem Bratysława i to przed nimi czwarty sezon w fazie grupowej najlepszych rozgrywek klubowych w Europie. Statystyka BATE jest niezrównana, jeśli chodzi o zespoły z tej części kontynentu - cały dorobek Białorusinów mieści się jedynie w sześciu ostatnich latach. Zanim jednak Borysów mógł zacząć świętowanie, trzeba było pokonać mistrzów Słowacji. Po zeszłotygodniowym remisie 1:1 podopieczni Františka Straki jechali na wschód z nadzieją, że łut szczęścia podobny do wyrównującego gola Roberta Vittka ze spotkania w Bratysławie pozwoli im nawiązać równorzędną walkę z o wiele bardziej doświadczonym i zdeterminowanym przeciwnikiem.

Najczarniejszy scenariusz mógł wejść w życie już w 14. minucie spotkania - Dmitrij Lichtarowicz sprezentował Witalijowi Rodionowowi tak dokładne podanie, że snajper BATE niczym autostradą wjechał w pole karne Slovana. Techniczne uderzenie Białorusina zasługiwałoby na najwyższą z not, gdyby nie fakt, że jedynie ostemplowało słupek i wyszło w pole za daleko, żeby któryś z kolegów Rodionowa dobił je do pustej bramki. W odpowiedzi tylko połowiczna zemsta Tomasa Jablonskyego za samobója z Bratysławy - bomba obrońcy Slovana mogła zaskoczyć Siergieja Czernika zanim jeszcze popisał się fenomenalną paradą w drugiej połowie. Czech mógł tylko złapać się za głowę, gdy piłka poszybowała obok słupka. Choć Alaksandr Jermakowicz zarzekał się przed meczem, że minimalizm z Bratysławy to już przeszłość, przed gwizdkiem na przerwę spotkanie zaczęło niebezpiecznie upodabniać się do tego w stolicy Słowacji. BATE na dłuższą chwilę zaniechało ataków, lecz Slovan w ogóle nie podjął rzuconej rękawicy, co zemściło się na gościach okrutnie w 41. minucie. Rodionow na chwilę wyzbył się grzechu pychy i w tempo oddał futbolówkę do Michaiła Gordiejczuka - piłkarz, który w meczach z Milanem czy Barceloną był tylko rezerwowym, przebojowo wdarł się między dwóch obrońców i finezyjnie podciął piłkę nad Dušanem Pernišem.

Żeby doprowadzić przynajmniej do dogrywki, Slovan wcale nie musiał czekać na wejście Vittka na boisko. W 53. minucie Nicolas Gorosito wyrósł spod ziemi w polu karnym BATE i dwa razy próbował pokonać Czernika z najbliższej odległości. Białoruskie media prawdopodobnie będą zachwalać bramkarza za dwie fenomenalne interwencje, zaś te słowackie wypominać Argentyńczykowi to, że aż dwa razy kopnął piłkę prosto w golkipera. Trener Straka powielił roszady z pierwszego spotkania i najpierw ściągnął z boiska niewydolnego Žofčáka, a zaraz potem Fořta zastąpił kat Białorusinów z zeszłego tygodnia - Robert Vittek. Potężny wolej Rodionowa z 65. minuty obił tylko poprzeczkę, ale dał Słowakom sygnał, który można byłoby przetłumaczyć jako "nie robicie na nas wrażenia". Czas uciekał gościom podobnie, jak dogrania partnerów z zespołu bezradnemu tym razem Vittkowi. Nadzieje mistrzów Słowacji na awans zgasły, gdy bezmyślnym faulem w 79. minucie nie popisał się Seydouba Soumah. Gwinejczyk i tak nie miał już siły na znane z wcześniejszych meczów szarże, a pod jego nieobecność ofensywa Slovana praktycznie przestała istnieć. Tylko na to czekał Siergiej Kriwiec - bramka byłego lechity to głównie dzieło Rodionowa, który na dobre zapomniał o samolubności i po wyprzedzeniu Čikoša obsłużył Kriwca. Perniš nie miał szans przy celnym uderzeniu Białorusina i Borysów eksplodował z radości. Slovan tylko statystował, gdy trzeciego gola zdobywał niekwestionowany bohater wtorkowego spotkania - golkiper z Bratysławy również nie drgnął, gdy strzał Rodionowa ugrzązł w siatce gości.

Kolejny już awans BATE to następny rozdział w pięknej historii tego klubu, jak i całej rosyjskiej piłki. Białorusini udowodnili, że po pierwsze mecz w Bratysławie był tylko drobną wpadką, a po drugie - już w szerszej perspektywie - da się awansować do Ligi Mistrzów, jeżeli buduje się zespół w oparciu o najlepszych zawodników z kraju. Mimo sukcesów na krajowym podwórku, Slovan to w Europie nadal kopciuszek i dlatego po wyczerpaniu limitu szczęścia zagra tylko w fazie grupowej Ligi Europy. Za południową graniczą nikt nie będzie rozdzierał z tego powodu szat - ścieżka, którą podąża stołeczny klub sugeruje jednak, że na ten moment mniej prestiżowe rozgrywki jak najbardziej wystarczą, a już za kilka sezonów na miejscu BATE zobaczymy właśnie tegorocznego mistrza Słowacji.


Polecamy