menu

Tomasz Dziubiński mówi o kulisach swojej kariery, pracy szkoleniowej i synu Adrianie, który gra w KSZO 1929 Ostrowiec

14 stycznia 2023, 14:08 | Bartosz Wartałowicz

Tomasz Dziubiński, dwukrotny reprezentant Polski i napastnik m.in Broni Radom, Wisły Kraków i Club Brugge, mówi o swoich osiągnięciach sportowych, sędziowaniu i byciu trenerem piłkarskim. 54 letni trener mocno dopinguje syna, grającego w KSZO 1929 Ostrowiec i wyjaśnia, dlaczego nie chodzi na mecze Broni i Radomiaka.

Tomasz Dziubiński opowiedział o ciekawej karierze
fot. Polska Press

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.
1 / 9

Tomasz Dziubiński o kulisach swojej kariery, pracy trenerskiej i rodzinie


Obecnie trenuje Pan klub z ligi okręgowej. Czy piłka na niższych poziomach rozgrywkowych przynosi panu tyle samo emocji, co w tych największych ligach?
-Po odejściu z trzecioligowej Broni Radom, tkwiło w mojej głowie, żeby podnosić swoje trenerskie kwalifikacje i zdobyć licencję UEFA Pro. Jednak za namową włodarzy Jedlni, postawiłem na taki wewnętrzny spokój i pracę w niższej lidze, ale z dłuższą perspektywą pracy. Pracuję tam już 8 rok i jest różnica, przede wszystkim w specyfice pracy i ilości treningów, ale trzeba inaczej podchodzić do tych chłopaków. Dla nich gra w piłkę to dodatek, te stypendia i premie za mecze, oni żyją z codziennej pracy fizycznej lub umysłowej. Mamy w drużynie urzędników, strażników więziennych, policjantów, fizjoterapeutów itd. Trzeba tych ludzi podziwiać, że po tylu godzinach pracy, oni chcą w wieku 30 lat się jeszcze poruszać i trenować 2 razy w tygodniu, a w weekend rozegrać mecz. Piłka na tym poziomie również jest emocjonująca. Czy to jest klasa okręgowa, czy Ekstraklasa, gdy zaczyna się mecz, to każdy człowiek chce wygrać spotkanie. To zależy od układu nerwowego każdego z osobna. Zarówno na najwyższym poziomie rozgrywkowym, jak i na tych niższych, nad trenerem są prezesi, burmistrzowie i inni ważni ludzie, którzy oczekują wygrywania meczów. Nawet w klasie okręgowej te ogromne emocje są nieuniknione.

Skoro jesteśmy przy emocjach, to wspomina pan jeszcze czasami tę pamiętną bramkę, przeciwko ekipie Rangers w Lidze Mistrzów?
- Oczywiście że pamiętam. Ostatnio bardziej włączyłem się w organizowanie turniejów piłkarskich i niedawno byłem w Głuchołazach, gdzie była Gwardia Warszawa i trener, który wiedział, że zdobyłem tę bramkę w 1993 roku, opowiedział to dzieciakom i zrobiliśmy sobie parę zdjęć. Na stronie Gwardii był nawet opis tego wszystkiego, był filmik z bramką, który jest na YouTube. Ja tego nie odtwarzam, ale wiem, że ktoś może włączy i obejrzy.

Największą wartość dla pana miały spotkania w europejskich pucharach, czy w reprezentacji Polski?
- Wszystkie te mecze były dla mnie bardzo ważne. Ja przejdę do takich indywidualnych rzeczy, bo wszyscy pamiętają, że strzeliłem pierwszego gola w Lidze Mistrzów, ale taką sprawą dla mnie najważniejszą, było zdobycie w sezonie 1990/1991 tytułu króla strzelców i zapisanie się w historii polskiej Ekstraklasy. Świetnym wspomnieniem też było zdobycie 3 miejsca z Wisłą Kraków, zdobycie mistrzostwa Belgii czy dwóch superpucharów. Naprawdę jest co wspominać.

W pańskie ślady poszedł syn Adrian. Kibicuje pan synowi, podczas jego meczów w KSZO Ostrowiec?
- Jak najbardziej, jeżdżę na mecze syna, jak mi tylko czas pozwala. W minionej rundzie byłem 3 lub 4 razy z żoną, bo do Ostrowca jest blisko. Wcześniej jak grał w Resovii, Siedlcach czy Stalowej Woli, to również staraliśmy się odwiedzać syna i przyjeżdżać na jego mecze.

Uważa pan, że syn wykorzystał swój potencjał, czy mógłby spokojnie grać na wyższym szczeblu?
Oczywiście, że mógłby. Każdy rodzic chce, żeby jego dziecko grało w Ekstraklasie, ale niestety nie każdemu się to udaje. Teraz jest inna specyfika, niż za moich czasów gry w piłkę. Kiedyś byli prawie sami Polacy, dzisiaj jest dużo więcej obcokrajowców. Adrian zagrał, nie chcę skłamać ale około 250-300 meczów na szczeblu centralnym. Sam powiedział, że gdyby nie to, że był za Wisłą Kraków, to jego kariera mogła się potoczyć inaczej. Teraz skończył 30 lat, ma papiery trenerskie i patrzy na piłkę pod innym kątem. Rozmawialiśmy z Adrianem, żeby powoli wchodził w pracę z młodzieżą. Kiedy byłem trenerem Broni, a on grał u mnie w zespole, to ja prowadziłem jeszcze rocznik 93, a on był wtedy moim asystentem i uczył się zawodu trenera.

Urodził się Pan w Radomiu i z tym miastem był pan przez wiele lat bardzo związany, podczas kariery sportowej. Czy teraz zdarza się panu pójść na jakiś mecz Radomiaka lub Broni?
-Kiedyś bywałem często na meczach Radomiaka i Broni, ale jak na razie, moja noga nie stanie ani na jednym, ani na drugim stadionie. Spowodowane jest to dwoma czynnikami. Jeszcze bodajże w drugiej lidze Radomiak grał ze Stalą Stalowa Wola, a mój syn zdobył bramkę dla gości w tym spotkaniu i kiedy schodził z boiska, to cały stadion bardzo wulgarnie się zachował. Uznałem, że to nie jest miejsce, w którym chcę się pojawiać i na żadnym meczu Radomiaka od tej pory nie byłem, ale czasami oglądam jego spotkania w telewizji. Natomiast w Broni nie podoba mi się praca zarządu, więc dopóki ten zarząd będzie w klubie, to wolę się trzymać z boku.

Piłkę zna Pan z każdej strony - zawodnika, trenera i sędziego piłkarskiego. W jakiej roli odnalazł się Pan najlepiej?
-Myślę, że w każdej. Teraz mogę powiedzieć, że najwięcej przyjemności sprawia mi sędziowanie dzieci. Oprócz trenowania seniorów, od 25 lat jestem trenerem młodzieży. Jako sędzia dużo podpowiadam dzieciakom na boisku i dlatego słyszałem dużo pochwał w moim kierunku po meczach najmłodszych. To sprawia mi niesamowitą radość.

Czy jako były, bardzo dobry piłkarz, z uznanym nazwiskiem ma Pan większy posłuch jako trener?
- Ostatnio w Jodle chłopcy miło się o mnie wypowiadali, że jestem autorytetem, że grałem na wyższym poziomie, więc to bardziej trzeba ich zapytać. Z ich relacji, to takiemu człowiekowi z przeszłością ligową czy międzynarodową jest łatwiej, żeby wyrobić autorytet, czy to u dzieci, czy u seniorów.

Czy lepsza znajomość przepisów gry w piłkę nożną i poznanie świata sędziów sprawiło, że jest pan bardziej wyrozumiały dla arbitrów?
-Ja grałem jeszcze z Szymonem (Marciniakiem - przyp. red.) w reprezentacji mazowieckich sędziów i pamiętam jak zaczynał, jak sędziował gdzieś w klasie okręgowej, czy 4 lidze. Każdy sędzia jest tylko człowiekiem i dojście do poziomu, jaki prezentuje Szymon, to niesamowite osiągnięcie, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że na tych niższych szczeblach są sędziowie, którzy rozpoczynają karierę lub przygodę z sędziowaniem i będą się mylić. Na niższych poziomach rozgrywkowych oczywiście tych błędów jest więcej, ale to jest tylko ludzki układ nerwowy. Jak człowiek stojący z boku widzi, że był ewidentny rzut karny i cały stadion to widzi, nawet drużyna przeciwna, która popełniła przewinienie to zauważa, a sędzia nie, to jest coś nie w porządku. Ja od parunastu lat obserwuję nabory na sędziów piłkarskich i niektórzy chłopcy są w ogóle niezwiązani z piłką nożną. Tacy ludzie zaliczą egzaminy sprawnościowe, nauczą się tych 500 pytań, które są w bazie, ale zweryfikuje ich wyjście na mecz dzieciaków, gdzie jest grupa rodziców, lub na mecz B klasy, gdzie będzie 2-3 podpitych gości. Naprawdę trzeba mieć dużą wyrozumiałość dla tych młodych ludzi, ale czasami jest to bardzo trudne.

Czy Jodła Jedlnia-Letnisko ma potencjał, by spokojnie utrzymać się w klasie okręgowej, czy to będzie raczej walka do ostatnich kolejek?
- Z ligi spadają z 3 drużyny, my mamy 16 punktów, a te ostatnie zespoły po 7. Od 8 lat na spokojnie utrzymujemy się w klasie okręgowej. Faktycznie, runda jesienna była trochę słabsza w naszym wykonaniu, ale nawet nie pomyślałem, że moglibyśmy walczyć o utrzymanie do ostatnich kolejek. Mieliśmy małą blokadę, ale to naprawdę fajny zespół, teraz przepracujemy okres przygotowawczy i wrócimy na normalne tory. Chcemy być zespołem, który będzie utrzymywał się na miejscach 6-10, a jak na razie jesteśmy na 11 pozycji, więc nie ma dużego napięcia.

[polecany]23935409[/polecany]
[polecany]24321199[/polecany]
[polecany]24319951[/polecany]
[polecany]24317153[/polecany]
[polecany]24312319[/polecany]