Łęcznianie uratowali remis w "górniczym" starciu. Gracze Ojrzyńskiego znowu bez wygranej [ZDJĘCIA, RELACJA]
Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego przedłużyli niechlubną serię meczów bez zwycięstwa do ośmiu. Zabrzanie po golu Szymona Skrzypczaka byli o krok od kompletu punktów, ale goście z Łęcznej uratowali remis w ostatniej minucie za sprawą Łukasza Mierzejewskiego.
Obaj trenerzy dokonali dwóch zmian w wyjściowych składach swoich zespołów w porównaniu do ubiegłotygodniowych zmagań. Leszek Ojrzyński był zmuszony do dokonania korekt, bowiem kontuzjowani są Korzym i Janota. W ich miejsce szkoleniowiec desygnował do gry Jeża i Skrzypczaka. Trener Szatałow pauzującego za kartki Pruchnika wymienił na Bednarka i zmienił golkipera. Na ławce usiadł Rodić, a między słupkami stanął Prusak.
Oba zespoły nie weszły w to spotkanie z wielkim animuszem, skupiały się raczej na niepopełnieniu błędów w pierwszych minutach. I to im się udało, w pierwszym kwadransie na boisku nie wydarzyło się nic ciekawego poza ładną próbą Bonina z ostrego kąta. Były pomocnik Górnika Zabrze dobrze wszedł w to spotkanie, był aktywny i widać było, że jest w niezłej dyspozycji.
Przebieg gry przy Roosevelta nie był zaskoczeniem – to zabrzanie grali w ataku pozycyjnym, a głęboko wycofany zespół z Łęcznej starał się wyczekać gospodarzy i dobrą prostopadłą piłką zaskoczyć defensorów z Zabrza. Szansę dla gości stanowiły również stałe fragmenty gry. W 20. minucie dobra wrzutka Tymińskiego z boku boiska narobiła sporo problemów Janukiewiczowi, który źle piąstkował i trafił piłką w kolegę z zespołu. Sytuację wyjaśnił jednak jeden z obrońców Górnika.
Łęcznianie choć rzadziej, to jednak groźniej atakowali swoich rywali. Gospodarzom gra kompletnie się nie układała, w ich poczynaniach dominowała niedokładność i brak zrozumienia. W środku pola brakowało kreatywności, ale również szybkości, akcje tworzone były na stojąco, przez co Prusak w pierwszych trzydziestu minutach właściwie się nie spocił.
Po raz pierwszy groźnie pod bramką Prusaka zrobiło się w 34. minucie, kiedy to dobre dośrodkowanie Jeża z rzutu wolnego mógł zamienić na bramkę Danch. Kapitan Górnika był w trudnej sytuacji, bowiem był ustawiony tyłem do bramki, ale i tak oddał groźny strzał głową. Trafił jednak w interweniującego bramkarza Łęcznej i piłka nie zatrzepotała w siatce. Chwilę później dobrą obronę zaliczył jego vis-a-vis. Wątpliwy faul Kwieka na 17. metrze spowodował rzut wolny sprzed samego pola karnego. Uderzał sprytnie w róg bramkarza Nowak, ale Janukiewicz nie dał się oszukać i sparował futbolówkę na rzut rożny.
Druga połowa rozpoczęła się tak samo bezbarwnie, jak pierwsza. Piłkarze pamiętali o asekuracji i zabezpieczaniu tyłów, ale zapominali o atakowaniu. Co szczególnie raziło w przypadku gospodarzy, którzy potrzebowali punktów za wszelką cenę i remis tak naprawdę oznaczał dla nich porażkę. Jedyne emocje przy Roosevelta mieliśmy przy stałych fragmentach gry. Jak w 54. minucie, kiedy dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego Jeża mógł wykorzystać Skrzypczak, jednak piłka po jego uderzeniu głową wpadła wprost w rękawice Prusaka.
Później do głosu doszli goście, momentami przejmowali inicjatywę i siali zamęt w defensywie zabrzan. Przodowali w tym Nowak i Bonin, którzy przejawiali największą ochotę do gry. Podopieczni Szatałowa próbowali swoich sił z dystansu i zazwyczaj były to strzały celne, ale wprost w bramkarza gospodarzy. W końcu w 70. minucie Janukiewicz musiał się trochę nagimnastykować, bo ładnym technicznym uderzeniem popisał się Tymiński. Niby mecz trochę przyspieszył , ale wciąż groźnych okazji było jak na lekarstwo.
Po chwili naporu łęcznian wszystko wróciło do normy, czyli goście do obrony, a gospodarze do bicia głową w mur w ataku pozycyjnym. I choć momentami na środku boiska zostawał tylko jeden obrońca a wszyscy inni próbowali atakować, to wciąż zabrzanom nic się nie kleiło. Aż do 79. minuty. W końcu dobrze pograł na prawym skrzydle Madej, zagrał w tempo do Gergela, który nie kombinował i dośrodkował płasko na piąty metr, gdzie najszybszy był Skrzypczak. Napastnik „Trójkolorowych” wpakował piłkę do siatki z bliskiej odległości i dał swojej drużynie upragnione prowadzenie.
Na boisku role momentalnie się odwróciły. Goście musieli teraz spróbować swoich sił w ataku pozycyjnym i byli blisko bramki już w 84. minucie. Niefrasobliwość defensorów z Zabrza mógł wykorzystać Nowak, ale jego uderzenie z dwudziestu metrów było minimalnie niecelne. Obrońcy zabrzan mylili się w rozegraniu, raz po raz piłkę w środku pola przechwytywali gości, ale ciągle na posterunku był Janukiewicz.
Wystarczyła jednak chwila bez koncentracji i cały trud zabrzan w tym spotkaniu został zaprzepaszczony. W 90. minucie po wrzucie z autu piłkę głową zgrał Piesio, na długim rogu akcję zamykał Mierzejewski i wpakował ją do siatki obok między Janukiewiczem a słupkiem. Ostatnia groźna akcja meczu przyniosła zmianę rezultatu, dała gościom jeden punkt, a gospodarzom zabrała dwa, których tak bardzo potrzebowali. Czy właśnie tak przegrywa się utrzymanie w lidze?