Finał LM: Manchester City i klątwa szamana, Chelsea jak United w 2008 roku?
W sobotę o godzinie 21 Manchester City zagra z Chelsea w wielkim finale Ligi Mistrzów. Kto wygra piłkarski pojedynek szachowych arcymistrzów w Porto?
fot.
Już w sobotę zostanie rozegrany najważniejszy mecz sezonu w klubowej piłce nożnej, który domknie kampanię 2020/2021. W „angielskim” finale Ligi Mistrzów Manchester City zagra z Chelsea w spotkaniu pełnym podtekstów i smaczków. Niezależnie od zwycięzcy, będzie to święto futbolu, bo na trybunach zasiądzie prawie 17 tysięcy fanów, piłka nożna powoli wraca więc do normalności.
Już dziś znany jest natomiast „przegrany”, choć w tej sytuacji być może bardziej „poszkodowany”. Jest to oczywiście Stambuł, który drugi rok z rzędu miał być miastem gospodarzem finału, a z powodu pandemii koronawirusa znów musiał obejść się smakiem. UEFA zdecydowała o przeniesieniu spotkania do Porto - na Estadio de Dragao, gdzie od tygodnia zjeżdżają się już fani z Londynu i Manchesteru. W sobotni wieczór zwycięzcy będą bawić się w dzielnicy Riberia, popijając lokalne porto, a przegrani nucić melancholijne rytmy pieśni Fado.
Zdaniem bukmacherów faworytem do wygrania Champions League jest Manchester City, czyli debiutant w meczu na tym etapie. Co ciekawe, rozgrywek nigdy nie wygrała drużyna, która po raz pierwszy znalazła się w finale, ale The Citizens mają wszystko, by zakończyć tę pechową serię. Świeżo upieczony mistrz Anglii od lat pod wodzą Pepa Guardioli stara sięgnąć po najważniejsze europejskie trofeum, ale odpadał przez pecha, kombinatorstwo trenera lub po prostu wyższość rywala. Tym razem, gdy został już tylko jeden, ostatni krok, Obywatele muszą być bezwzględni, tak jak przyzwyczaili do tego swoich ligowych rywali.
A może nad Etihad Stadium wisi fatum? „Afrykańscy szamani nie pozwolą Guardioli wygrać Ligi Mistrzów. To będzie afrykańska klątwa. Życie pokaże, czy miałem rację” - powiedział kiedyś agent Yayi Touré, a jego wizja przez lata się sprawdzała. Z drugiej strony sobotni mecz będzie ostatnim w błękitnych barwach Sergio Aguero, który oznajmił niegdyś, że odejdzie z klu-bu, dopóki ten nie zatriumfuje w Champions League. Czy sen Argentyńczyka wreszcie się spełni?
Ambicje obecnego mistrza Anglii dziś przypominają te, które w poprzednim dziesięcioleciu kierowały Chelsea. Puchar Ligi Mistrzów był marzeniem, ale i zmorą Romana Abramowicza. Rosjanin wydawał przecież miliony euro na największe piłkarskie gwiazdy, jednak przez prawie dekadę nie zobaczył swojej drużyny na europejskim szczycie. Kiedy The Blues byli najbliżej triumfu, to w Moskwie zatrzymał ich ligowy rywal - Manchester United. Ciekawe, czy tym razem historia się powtórzy, ale to klub ze stolicy Anglii przeszkodzi debiutantowi z północy.
To, co różni sposób budowania klubu przez szejka Mansoura bin Zayed al-Nahyana i Abramowicza, to bez wątpienia podejście do trenerów. Szefem sportowego projektu City od 2016 roku jest Pep Guardiola, a na Stamford Bridge przy większości najdrobniejszych potknięć menedżer tracił głowę. Wystarczy powiedzieć, że to trzeci finał Ligi Mistrzów w historii The Blues i w każdym z nich drużyna grała z trenerem zatrudnionym w czasie sezonu, bo poprzednik został zwolniony. Ciekawe, jak w tym kontekście wyglądałaby kariera Guardioli na Stamford Bridge - powszechnie wiadomo, że Abramowicz miał wręcz obsesję na punkcie Hiszpana i kilka razy chciał go zatrudnić w swoim klubie, ale za każdym razem spotykał się z odmową.
Dziś za sterami drużyny stoi Thomas Tuchel, który zastąpił w styczniu Franka Lamparda. Niemiec sam ma niewyrównane rachunki w Lidze Mistrzów, bo w ubiegłym sezonie prowadzone przez niego Paris Saint--Germain przegrało w finale z Bayernem Monachium - los przyniósł mu drugą szansę szybciej niż można się było tego spodziewać. Mimo kilku zasług kadencji „Super Franka”, to na początku roku The Blues byli drużyną rozbitą. Były trener Borussii Dortmund odmienił ich grę, a wygrane z Liverpoolem, Tottenhamem, Atletico Madryt, Realem Madryt i wreszcie z Manchesterem City pozwalają wierzyć więc też w korzystny wynik w Porto.
Trudno powiedzieć, komu przewagę daje bilans ostatnich starć obu ekip, ale z pewnością po obu stronach tkwi mocna zadra co do wyników z przeszłości. W 2019 roku Chelsea przegrała wszystkie trzy starcia z City, w tym finał Pucharu Ligi po rzutach karnych, czy pamiętny mecz na Etihad, gdzie gospodarze strzelili aż sześć goli - to była najwyższa przegrana CFC w erze Romana Abramowicza. Od tego czasu oba zespołu zagrały ze sobą cztery razy i aż trzykrotnie zwyciężała Chelsea: w maju The Blues pokonali Obywateli w lidze, a w kwietniu wyrzucili ich z półfinału FA Cup.
„Zatargi” Guardioli z Chelsea sięgają jednak bardziej zamierzchłych czasów. Hiszpan kierował Barceloną, gdy w 2009 roku Andreas Iniesta odprawił The Blues z półfinału Ligi Mistrzów, ale przeżywał też odpadnięcie swojej ekipy na tym samym etapie w 2012 roku, kiedy gwóźdź do trumny Dumy Katalonii wbił Fernando Torres. Rok później Pep wziął odwet na londyńczykach już w barwach Bayernu Monachium, gdy sięgnął po swoje pierwsze trofeum z Bawarczykami, wygrywając Superpuchar po rzutach karnych. Właśnie wtedy w Bundeslidze doszło też do pierwszych meczów dwóch obecnych menedżerów finalistów Ligi Mistrzów, których do dziś odbyło się siedem: cztery razy wygrywał Guardiola, a dwa razy, oba w barwach Chelsea, Tuchel.
Dziś media w Anglii sobotni finał zapowiadają jako starcie szachowych arcymistrzów, bo to niekonwencjonalne podejście do taktyki jest kluczem do ich sukcesu. Czy kibice zobaczą ofensywny „gambit londyński” z zabójczymi, szybkimi atakami Chelsea? A może wysoką „obronę manchesterską” z szybkim rozwojem figur, kontrolą centrum, ale bez klasycznego napastnika? Przed finałem pytań jest wiele, ale można być pewnym, że obie drużyny zagwarantują emocje na najwyższym poziomie.
Początek meczu w sobotę o godzinie 21, transmisja w TVP 1 i w Polsacie Sport Premium 1.