Legia rzutem na taśmę wygrała z Metalistem i awansowała do fazy pucharowej LE!
Cztery mecze i cztery zwycięstwa to wyniki osiągnięte dotychczas przez Legię w fazie grupowej Ligi Europy. Stołeczny zespół na Pepsi Arenie pokonał Metalista Charków 2:1. Awans mistrzów Polski do fazy pucharowej LE stał się faktem po remisie Lokeren z Trabzonsporem.
Przed spotkaniem wielu mówiło, że to musi być najłatwiejszy mecz w grupie. U siebie z ukraińskim outsiderem. Drużyną, która w fazie grupowej nie zdołała zdobyć jak do tej pory ani jednego punktu. Legia miała przewagę psychologiczną – wyższe miejsce, a także skromną wygraną na Ukrainie – podopieczni Henninga Berga byli skazani na sukces. I w tym właśnie miejscu pojawiają się opinie, że tak się wyrazimy, drugiej strony boiska. I one aż tak optymistyczne nie są, to raczej zdania stonowane, bijące ostrożnością, uciekające od śmiałych deklaracji w rodzaju „z pewnością wygramy”. W tej grupie znajdował się m.in. wspomniany wcześniej szkoleniowiec Legii. Norweg na przedmeczowej konferencji prasowej dość jasno dał do zrozumienia, że przeciwko Metalistowi nikt nie powinien spodziewać się spacerku. - Nie zgadzam się, że jesteśmy zdecydowanym faworytem. Metalist jest bardzo doświadczonym zespołem, który może pozwolić sobie na wielkie transfery, a nasz pierwszy mecz był wyrównany - stwierdził Berg. I z perspektywy czasu nie sposób odmówić mu racji.
Od razu po pierwszym gwizdku Legia postanowiła pokazać zęby. Najpierw Kucharczyk po świetnym podaniu Saganowskiego nie był w stanie pokonać Disljenkovicia, a później kapitalną sytuację sam sobie stworzył Jodłowiec. Pomocnik „Wojskowych” wziął piłkę, przebiegł z nią spory kawał boiska – nie można powiedzieć, żeby po drodze taranował rywali, bo oni sami się odsuwali – i ostatecznie zakończył akcję niecelnym strzałem. Wydawało się, że są to dość czytelne sygnały wysyłane przez gospodarzy. Ukraińcy zaczęli się jednak stopniowo odgryzać i w końcu boleśnie wgryźli się w bramkę strzeżoną przez Kuciaka – trafienie stadiony świata przy Łazienkowskiej? Proszę bardzo. Vasyl Kobin zrobił coś, czego pozazdrościć mogą mu brazylijscy koledzy z drużyny. Przekapitalna przewrotka – Kuciak mógł tylko spróbować interweniować, ale to było z góry skazane na niepowodzenie.
Dopiero trafienie Ukraińców był odpowiednim impulsem dla gospodarzy do przejęcia inicjatywy. Niewiele im wychodziło, aby w końcu odpowiedzieć Metalistowi. Do tego byli już potrzebni stały fragment gry oraz Marek Saganowski. Wielu dziwiło, że to doświadczony Polak wyszedł w pierwszym składzie, a skuteczny Orlando Sa zaczął na ławce. Była to jednak świetna decyzja Henninga Berga. „Sagan” głową potrafi grać jak mało kto, a teraz takie uderzenie pozwoliło „Wojskowym” wrócić do gry. I znacząco ją przyspieszyć. Swoją szansę miał Kucharczyk, ale tak długo zwlekał, że piłkę spod nóg wyłuskał mu Villagra. Do tego bardzo dobrze uderzał Broź, ale w tej sytuacji lepszy był golkiper gości.
Druga połowa to już trochę takie przeciąganie liny. Strzelić mogli jedni, okazje, żeby trafić do siatki mieli również drudzy. Legioniści w osobach Saganowskiego i Vrdoljaka próbowali strzałów głową. Blisko był zwłaszcza ten pierwszy, którego uderzenie fenomenalnie odbił Disljenković. Z drugiej strony próbował Kobin (na szczęście nie z przewrotki) oraz Villagra – obaj nie zmusili jednak Kuciaka do interwencji. Tego „zatrudnił” dopiero Edmar – w tym momencie Słowak popisał się genialną interwencją. Kiedy zatem wydawało się, że zakończy się remisem, „Mazurek Dąbrowskiego” odśpiewany przez kibiców poniósł legionistów w decydującym ataku. Sa w tym meczu bramki nie zdobył, ale za to zaliczył niezwykle ważną asystę – a jego podanie wykończył już perfekcyjnie Ondrej Duda, którego tym samym możemy nazwać bohaterem spotkania. Wygrana Legii, przy jednoczesnym remisie Trabzonsporu z Lokeren, oznacza jedno – warszawianie zapewnili sobie awans do następnej fazy Ligi Europy.
źródło: Foto Olimpik/x-news