menu

Andrzej Grajewski: Miałem duży udział w sukcesach Widzewa

29 grudnia 2018, 11:05 | Jan Hofman

Sąd Okręgowy w Łodzi wydał prawomocny wyrok, że byli właściciele SPN Widzew SA, Andrzej Pawelec i Andrzej Grajewski, nie działali na szkodę wierzycieli piłkarskiej spółki Widzewa.


fot.

Sprawa sądowa, która rozpoczęła się w 2012 roku, dotyczyła wydarzeń z roku 2000.

Spodziewał się pan takiego orzeczenia sądu?

Od początku stałem na stanowisku, że nikomu nie wyrządziłem krzywdy - mówi Andrzej Grajewski. - Szalenie się ciszę, że sędzia podzielił moją wizję sprawy. Padły znamienne słowa, że działaliśmy w celu podtrzymania funkcjonowania klubu. Działalność sportowa była ryzykowna i mieliśmy tego świadomość wszyscy, także wierzyciele, którzy zawierali układ z Widzewem. Sędzia podkreślił, że mogło się skończyć to katastrofą Widzewa już w 2000 roku, a przesunęło się w czasie o cztery lata. W ocenie sądu nie można było wykazać zamiaru, że chcieliśmy, by w pewnym momencie spółka upadła, a wierzyciele zostali bez ich należności.

Nie zmienia to faktu, że zobowiązania Widzewa sięgały w tym okresie ponad 15 mln złotych...

Moim zdaniem to znacznie przesadzona kwota. Długi klubu wynosiły nieco ponad sześć milionów złotych. Przyszło nam funkcjonować w trudnych czasach. Na stan finansów Widzewa ogromny wpływ miał spadek drużyny z ekstraklasy, a przyczyniła się do tego korupcja w polskiej piłce. Niestety, na niekorzyść klubu działali także byli zawodnicy Widzewa.

Mocne słowa...

Wiem co mówię, bowiem miałem okazję zapoznać się z sądowymi aktami. Żałuję, że nie miałem sprawniejszego nadzoru nad widzewskimi sprawami. Może wówczas udałoby się uniknąć niepożądanych zachowań zawodników, ale też niektórych działaczy.

Kibice klubu nie wspominają dobrze rządów Grajewskiego. Słyszał pan może o tym?

Owszem, ale uważam to za niesprawiedliwe twierdzenie. Wierzyłem, że wszyscy pchamy ten wózek w jednym kierunku. Później okazało się, że się myliłem. Zastanawiające jest to, że nawet w czasach problemów finansowych, wartością spółki byli piłkarze. Okazało się jednak, że trafili do innych klubów, a kasa Widzewa nadal została pusta. I dlatego dziwi mnie, że wówczas kibice nie dociekali prawdy, kto realnie przyczynił się do upadku klubu.

Przy stadionie stanął pomnik, a na nim napis „Dla mnie Widzew to cały świat”. To także pańskie credo?

Jak najbardziej. Mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że miałem olbrzymi wkład w sukces Widzewa. Przecież mistrzostwa Polski czy wspaniałe spotkania w Lidze Mistrzów nie wzięły się znikąd. Zespół powstał i był finansowany za moje i Pawelca pieniądze.

Później jednak była spektakularna klapa...

Tak jest w życiu i w biznesie. Są wzloty i upadki. Nie można jednak zapominać, że przygoda z łódzkim klubem kosztowała mnie wiele milionów euro. Straciłem je bezpowrotnie. Boli, i to bardzo, że większość fanów klubu z al. Piłsudskiego nie chce o tym pamiętać.