To nie jest powód do sportowej chluby. ŁKS jest jak... Legia Warszawa
Nie da się ukryć, że w tej chwili wiele łączy oba kluby. ŁKS jest jak Legia Warszawa i mówiąc szczerze nie ma się z czego cieszyć.
fot.
Oba kluby dołują na potęgę. W obu kłótnie w szatni, wypominanie sobie mniejszych lub większych win, nie wpływają korzystanie na atmosferę i na postawę na boisku. W obu obcokrajowcy zamiast być wartością dodaną, podnoszącą jakość gry, pchają ostatnio zespół w otchłań przeciętniactwa i sportowego partactwa.
Skupmy się na naszych łódzkich problemach. Najwyższa pora, żeby coś z tym zrobić. Kto ma podnieść łódzki zespół z kolan? Prezes, dyrektor sportowy, trener, a może ludzie, którzy po urazach powinni wrócić na boisko,a zwłaszcza prawdziwy lider drużyny Maciej Dąbrowski, a może... Ricardinho, który wreszcie pokaże klasę i udowodni, że zasługuje na te kilkadziesiąt tysięcy które zarabia w Łodzi?
A przed łodzianami kolejny bardzo trudny ligowy pojedynek. W sobotę o godz. 18 podejmą trzynasty GKS Katowice. Więcej niż miejsce w tabeli o ligowym rywalu mówi ostatni pojedynek, w którym pokonali jednego z kandydatów do awansu - Koronę Kielce (1:0). Katowiczanie grali solidnie w defensywie, szukając okazji do zdobycia bramki w szybkich kontrach, wprowadzając zamieszanie w szeregach obronnych rywali.
I ta taktyka przyniosła im sukces. To niedobrze wróży, bo wiadomo iż piłkarze ŁKS przy szybkich kontrach przeciwnika potrafią zachowywać się jak dzieci we mgle. Oby tak nie stało si w sobotę, a kibice łodzian musieli przełknąć kolejną bolesną ligową porażkę.