menu

"Selekcjonerskie spojrzenie". Paweł Janas: Mamy teraz lepiej niż w Europie

7 stycznia, 18:10 | Paweł Janas

Poza sportowymi aspektami, związanymi z występami naszych zespołów i zawodników w roku ubiegłym, zapamiętamy także te obyczajowe. Niestety.


fot. Sylwia Dąbrowa

Nie tak dawne to czasy – moje na ławce w Legii, od których nie upłynęły jeszcze nawet trzy dekady – gdy stadiony w Polsce nie były bezpieczne. Ławki na trybunach służyły wcale nie tylko do siadania, często były wykorzystywane do bitew, a bywało, że i armatki wodne wjeżdżały na murawy... Nie było to oczywiście normalne, ale dziś jest na szczęście jedynie ponurą przeszłością. Obecnie mamy piękne stadiony, całe rodziny na widowniach, kulturę i modę na kibicowanie. Chciałoby się powiedzieć – Europa!

Szkopuł w tym, że – jak pokazały przypadki Legii na jesieni – otoczka wokół futbolu, a nawet organizacja, jest obecnie w Polsce bardziej cywilizowana niż w Anglii czy Holandii, które uchodziły za piłkarską awangardę. Pewnie, u nas także nie ma na stadionach savoir-vivre'u rodem z największych sal operowych, zdarzają niewybredne przyśpiewki i okrzyki, ale jeśli ktoś chce pójść do teatru to kupuje bilet na spektakl, a nie na mecz piłkarski.

Jeśli jednak przyjeżdża do Polski kibic futbolu z Anglii – czy chciałby przylecieć ten z Holandii – to może kupić na spotkanie tyle biletów, ile wskazała UEFA, bez żadnych kombinacji. Odbierze je w kasach stadionu, na który się wybrał, nie będzie musiał jechać w tym celu z Warszawy do Radomia, czy z Poznania do Piły. I wejdzie na trybuny na takich samych zasadach, jak wszyscy inni chętni. A oprócz meczu, zwykle obejrzy jeszcze ciekawą oprawę na trybunach, bo w tej specjalności fani wielu polskich klubów mają szczególne ambicje. Słowem – przybysz może liczyć nawet na więcej niż standardowa normalność.

Szkoda wielka zatem, że kiedy polski kibic wybiera się do Anglii czy Holandii nie może oczekiwać na równe potraktowanie. Standardy w tej lepszej – wydawałoby się – piłkarsko Europie strasznie podupadły. Na tyle, że nikt w Polsce teraz nie życzyłby sobie, abyśmy wzorców szukali za granicą, zwłaszcza we wspomnianych rejonach...

Obyczajowe problemy towarzyszyły także naszym juniorom przy okazji startu w mistrzostwach świata U-17. Pamiętajmy jednak, że takie kłopoty zdarzały się w młodzieżowych reprezentacjach Polski od zawsze; także za moich czasów. Kary spadały na zawodników wcale nie mniejsze, tylko nie zawsze – i na pewno nie takim strumieniem – informacje wypływały na zewnątrz, do mediów. Młodych piłkarzy, pełnych temperamentu i głodnych przeżyć, ale bez doświadczenia życiowego trzeba było po prostu – i nadal trzeba będzie – wychowywać. To także rola sztabów szkoleniowych.

Biorąc pod uwagę naprawdę wysoki stopień skomplikowania sytuacji ze wspomnianych MŚ U-17 w dalekiej Azji – także z uwagi na prawodawstwo obowiązujące w Indonezji i wiek naszych niepełnoletnich reprezentantów – nie przekreślałbym jednak żadnego z wybrańców trenera Marcina Włodarskiego. Życie już ich nauczyło pokory, a powinni dostać szansę na wyciągnięcie wniosków.