Rafał Musioł: Czas przestać się bać. Meczu nie trzeba dograć za wszelką cenę [KOMENTARZ]
- Puchar Polski tysiąca rac. Po raz kolejny w czasie tych rozgrywek odbywa się jałowa dyskusja o bezpieczeństwie i po raz kolejny nikt za jego brak nie czuje się odpowiedzialny - pisze Rafał Musioł, zastępca szefa działu sportowego Dziennika Zachodniego.
fot.
Naszym największym sukcesem było to, że wszyscy cali i zdrowi wróciliśmy do domu. Tak mecz Pucharu Polski podsumował Flavio Paixao, piłkarz Lechii Gdańsk.
Portugalczyk miał na myśli wydarzenie szokujące nawet w polskich standardach, czyli wystrzelenie racy z rakietnicy w bramkarza Zlatana Alomerovicia podczas spotkania z Gryfem w Wejherowie. Nieszczęście było o włos, przy czym trzeba dodać, że mecz odbył się bez kibiców gości, bo to oni mieli generować wszelkie ryzyko zadymy.
Kilka godzin później pokaz dali kibole Śląska Wrocław na stadionie Widzewa Łódź. Race, próby opuszczenia sektora, armatka wodna, pałki, policja - nie zabrakło żadnej z dodatkowych atrakcji. Stało się dokładnie to, przed czym kilkanaście godzin wcześniej ostrzegał Szymon Jadczak z TVN 24. Jak zwykle okazało się to wołaniem na puszczy lekceważenia. O tym, że mamy do czynienia z Pucharem Tysiąca Rac udowodniono także na innych stadionach, między innymi w Sosnowcu.
[polecane]19179541,19197759,19199319,19198091;1;Nie przegapcie[/polecane]
W związku z najdrastyczniejszymi przypadkami z Łodzi i Wejherowo jak zwykle powstało mnóstwo pytań. Tych samych, które padają co kilka tygodni przy podobnych okazjach. Kwestie działań służb ochroniarskich, współpracy działaczy klubowych ze środowiskami fanatyków, skuteczności ustawy o imprezach masowych... Sztampowo rozwija się też scenariusz zrzucania odpowiedzialności przez poszczególne ogniwa tego łańcucha. PZPN apeluje o wsparcie do państwa, państwo zorganizuje jedną czy dwie narady, ktoś wygłosi oświadczenie, po czym kurz opadnie. Bo przecież nikt nie zginął, chociaż w Wejherowie zadecydował o tym tylko i wyłącznie przypadek, czyli przesunięty o centymetry wylot trzymanej przez bandytę rakietnicy.
W całym świętym oburzeniu nikt oficjalnie nie zadał najbardziej fundamentalnego pytania: dlaczego oba mecze zostały dokończone?! Dlaczego ze strachu przed kibolami, szantażującymi wszystkich fałszywym przekonaniem, że definitywne przerwanie meczu może oznaczać jeszcze większe problemy, dąży się do jego dogrania za wszelką cenę? W warunkach, gdy piłkarze oglądają się nie za piłką, a na sektory, z których grozi im autentyczne niebezpieczeństwo.
- Mam wrażenie, że wszystko zmierza do tragedii i dopiero wtedy ktoś zareaguje - stwierdził Paixao w rozmowie z Piotrem Koźmińskim z „Super Expressu” i Portugalczyk nie jest w tym wrażeniu odosobniony...
PZPN musi sobie zdać sprawę, że tylko bezwzględne kończenie meczów i karanie klubów kolejnymi walkowerami oraz dotkliwymi karami finansowymi, przy których jedynym ratunkiem byłoby sądowe dochodzenie olbrzymich odszkodowań od agencji ochrony i bezpośrednich winowajców, zmusi je do realnych działań i uniemożliwi umywanie rąk, tak jak podręcznikowo zrobił to Gryf, pisząc, że „potępia”, ale i „nie bierze odpowiedzialności”. Bo właśnie to ostatnie sformułowanie jest prawdziwym początkiem i końcem kibolskiego zła.
*PS. Komentarz Gryfa do decyzji dyscyplinarnej PZPN wyrzucającej klub z Pucharu Polski na jeden sezon -" potraktowano nas łagodnie" - jest znakomitym wyznacznikiem determinacji związku w walce z patologiami.
*PS 2. Komentarz Gryfa został usunięty...