Jakuba Bednarczyka piłkarsko wychowały Niemcy, ale w sercu orzełek
Najstarszy zawodnik w kadrze Jacka Magiery zimą przeniósł się z Bayeru Leverkusen, z którym zagrał w Lidze Europy, do 2. Bundesligi. Choć Jakub Bednarczyk wychował się w Niemczech, nie wyobraża sobie grać dla innego kraju niż Polska.
fot. Krzysztof Szymczak
Wysokie zwycięstwo 4:1 z Japonią - w lepszym stylu nie mogliście pożegnać się z Łodzią, do której wrócicie 23 maja w meczu otwarcia mistrzostw świata z Senegalem?
Drużyna bardzo dobrze dzisiaj grała. Pokazaliśmy na co nas stać i jesteśmy głodni dalszych sukcesów. Nasza dobra forma to przede wszystkim treningi i ciężka praca trenera Magiery. Gruntownie przygotowuje nas do każdego spotkania, poświęca każdemu z nas dużo uwagi. Ten mecz to jego sukces. Mam nadzieję, że podobne będzie miał okazje świętować z nami na mundialu.
Cieszy nie tylko wynik, ale i styl. Trzy bramki po strzałach z dystansu, które padły w drugiej połowie były przepięknej urody.
Trener dał nam zadanie domowe, że mamy wybrać trzy najładniejsze bramki ze wszystkich naszych meczów w reprezentacji U-20. Wybór drużyny będzie chyba prosty: takich efektownych goli jak z Japonią jeszcze nie było. Oby nie były to ostatnie.
Nie sposób wyobrazić sobie reprezentacji U-20 bez Ciebie. Odkąd powstała drużyna Jacka Magiery, byłeś powołany na wszystkie zgrupowania.
Zawsze próbuję pomagać drużynie. Najpierw zespół, potem ja. Cieszę się, że trener nie traci do mnie zaufania i zaprasza na wszystkie mecze i konsultacje. Bardzo cenię selekcjonera i jestem mu bardzo wdzięczny za to, że powoływał mnie nawet gdy grałem mało. Widział we mnie potencjał, mam nadzieję, że mu się odwdzięczę podczas mundialu.
Żyjesz już tymi mistrzostwami?
Oczywiście. Koncentruję się co prawda na moich codziennych zadaniach, ale zawsze z tyłu głowy mam tę myśl, że muszę robić więcej niż inni, bo czeka mnie mundial. Muszę być w stu procentach gotowy. Jestem bardzo pozytywnie do niego nastawiony. Widzę jak ciężko pracują chłopak i wiem, że możemy dużo zdziałać.
Kto jak kto, ale Ty doskonale znasz tę drużynę.
Niektórych poznałem już w wieku 14. lat w reprezentacjach młodszych kategorii wiekowych. Niestety zdarzały mi się kontuzje, które trochę hamowały mój rozwój. Zawsze jednak jakoś się odbudowywałem i wracałem silniejszy. Dzięki temu przechodziłem przez prawie wszystkie szczeble. Pięknie byłoby kiedyś zagrać również w tej seniorskiej reprezentacji. Do tego oczywiście bardzo daleka droga, ale marzyć można.
Od Twojego transferu minęły już dwa miesiące, a nadal próżno szukać Cię w składzie FC St Pauli na mecze w 2. Bundeslidze. Martwić się?
Wszystko jest dobrze i idzie według planu. Najpierw miałem się ogrywać w drugiej drużynie, ponieważ w pierwszej drużynie Bayeru rozegrałem zaledwie osiem minut w jednym z meczów Ligi Europy. Niedużo, więc pierwsze dwa miesiące w St Pauli właśnie tak miały wyglądać, że będę grał w drugiej drużynie. I rzeczywiście czy to sparingi czy mecze o stawkę to już kilka spotkań rozegrałem. W tym czasie miałem też znaleźć sobie mieszkanie, przeprowadzić się do Hamburga, na spokojnie przenieść swoje życie do innego miasta. St Pauli walczy o awans, każdy mecz, każdy kolejny zdobyty punkt może okazać się tym kluczowym. Nie chcieli mnie rzucać od razu na głęboką wodę, nakładać na mnie jako młodego zawodnika ogromnej presji. Miałem więc trochę czasu dla siebie, a teraz po powrocie ze zgrupowania mam pójść na stałe do pierwszego zespołu i tam zawalczyć o miejsce na boisku.
Dwa miesiące na aklimatyzację. Pewnie już zwiedziłeś cały Hamburg?
Duże, piękne miasto, ale początki były ciężkie. Zawsze mieszkałem z rodziną: mama, tata, bracia. Tam koło Kolonii, gdzie dotąd żyłem, cały czas miałem ich wokół siebie. Teraz jestem sam. Dla mnie to był ogromny krok, ta przeprowadzka około 450 kilometrów od domu. Samemu w takim wielkim mieście, musiało być ciężko. Zwłaszcza przez pierwsze trzy tygodnie, kiedy mieszkałem w hotelu. Wchodziłem po treningu do tych czterech ścian i nie miałem tam nikogo do pogadania. Byłem nowy, inni ostrożnie do mnie podchodzili, dopiero poznawali mój charakter. Wracałem z klubu, pozostawało mi łóżko oraz telewizor.
Ta samotność to jest chyba najtrudniejsza część w życiu piłkarza. Szczególnie, gdy nie wszystko idzie po myśli.
Rzeczywiście było ciężko. Ja na szczęście jeszcze trudniejszego okresu związanego z piłką nie miałem. Dzięki Bogu nigdy nie było tak, że nic mi nie wychodziło. Teraz wiem, że będzie lepiej. Od miesiąca mam już swoje mieszkanie, coraz więcej czasu spędzam też z chłopakami z drużyny i się integruję.
W hotelu nie było prania, sprzątania… Teraz już musisz się z tym zmierzyć.
Na początku rzeczywiście pomagała mi mama, ale teraz już sobie radzę. Zacząłem sam gotować. Mam już z pięć potraw, które umiem sobie przygotować i tak właśnie jakoś sobie żyje.
Typowym życiem piłkarza: treningi, Netflix i Fifa?
Nie zaprzeczę, chociaż od tej ostatniej staram się odchodzić. Całe życie podporządkowałem piłce, nie muszę grać w nią również na konsoli. Gdy gram z kumplami z zespołu, czy to jeszcze dawniejszymi z Leverkusen, wybieramy inne gry.
Męczy Cię już ta piłka? Mecze, treningi, a jak przerwa od ligowych rozgrywek, to pojawia się reprezentacja.
Nigdy. To jest przecież to co kocham. Nie przeszkadza mi to, że moje życie kręci się wokół piłki 24/7, wręcz nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Właściwie jedynie kiedy nie myślę o futbolu, to gdy jestem na urlopie. Wtedy kompletnie się wyłączam i skupiam tylko na programie treningowym, który dostaje od klubu. Resztę czasu poświęcam rodzinie oraz kolegom.
Da się wyłączyć? W futbolu zawsze coś się dzieje.
Przyznaję, że nie jest łatwo. Zwłaszcza, że poza graniem w piłkę, ja po prostu się tym interesuję. Poza niemieckimi rozgrywkami, które śledzę z racji tego, że od lat jestem z nimi związany, jestem na bieżąco z ligą hiszpańską, Premier League czy europejskimi pucharami. Często więc kusi, żeby sprawdzić wyniki sparingów innych klubów czy zobaczyć co się w nich dzieje, ale staram się tego nie robić. Urlop to urlop.
Europejskie puchary… czyli Ligę Europy śledzisz nawet bez siebie na boisku?
Stricte na boisku to byłem osiem minut, wiele oglądania nie ma. Przyznam się jednak, że już wiele razy widziałem końcówkę meczu tamtego meczu z AEK Larnaką. Rodzice, babcia wszystko nagrali, więc w każdej chwili mogę sobie włączyć.
Podbudowywuje?
Bardziej widać jak wiele jeszcze przede mną pracy i że warto dawać z siebie wszystko, by jeszcze kiedyś w tej Lidze Europy wystąpić. Dla mnie to przede wszystkim zachęta do wkładania kolejnego trudu w treningi czy mecze, bo tylko tak mogę otrzymać kolejną szansę w europejskich pucharach. Te osiem minut rozbudziło mój apetyt. Już wiem, jak smakuje takie spotkanie i chcę zrobić wszystko, aby stało się to codziennością.
Jak to się w ogóle stąło, że Ty i Adrian Stanilewicz zagraliście w tym meczu? Wcześniej czy to w Europie czy Bundeslidze nie dostawaliście swojej szansy.
Czekaliśmy na to całe pół roku. Nigdy nie przestałem wierzyć, że w końcu się uda. Musiałem tylko okazać się lepszy od innych zawodników i też mieć trochę szczęścia. My chyba je mieliśmy, bo dzięki dobrej postawie chłopaków w poprzednich miesiącach, jeszcze przed wyjazdem do Larnaki mieliśmy zapewniony awans do kolejnej fazy Ligi Europy. To spotkanie nie było już tak istotne i trener mógł dać szansę innym zawodnikom. Dostałem ją ja i bardzo się cieszyłem, że mogłem z innej strony zobaczyć jak wyglądają europejskie puchary.
Nie byłeś rozczarowany, że nigdy więcej taka sytuacja się nie powtórzyła? Później próżno było szukać Cię w meczowych osiemnastkach Bayeru również na te ligowe mecze.
Rozczarowany może nie, bo wiem, że jestem jeszcze młodym zawodnikiem i jaka jest moja pozycja w zespole. Leverkusen to wielki klub z ogromnymi ambicjami, bardzo ciężko jest przebić się tam do pierwszego zespołu. Grają tam naprawdę dobrzy piłkarze. Trochę żal, że nie udało się już więcej pokazać w pierwszej drużynie Bayeru, ale doszedłem do wniosku, że zmiana barw będzie dla mnie dobrym krokiem. Ciężko było to zrobić po ośmiu latach. Leverkusen ukształtowało mnie nie tylko jako piłkarza, ale też wychowało jako człowieka. Takie jednak jest życie zawodnika.
Jak Adrian Stanilewicz radzi sobie bez Ciebie?
Zawsze trzymaliśmy się razem, w końcu oboje jesteśmy Polakami. Mogliśmy rozmawiać po polsku i dobrze dogadywaliśmy się zarówno na boisku jak też poza nim. Cały czas jesteśmy w kontakcie, mówi, że jakoś daje radę. Teraz też, podczas zgrupowań reprezentacji, dzielimy pokój. Opowiada mi jak to wszystko wygląda w Leverkusen.
Tęsknisz?
Jasne, w końcu spędziłem tam wiele lat. Przede wszystkim za ludźmi: drużyną, trenerami i wszystkimi, którzy dali mi tę szansę. Z drugiej strony nie ma już czasu na rozmyślanie o tym, co za mną. Mam teraz nowy klub, nowy zespół, nowe wyzwania i cele. Teraz moje życie toczy się w FC St Pauli i tutaj muszę dawać z siebie 110%.
Jednym z celów powrót do Bundesligi?
Podpisałem kontrakt na 2,5 roku i mam nadzieję, że w St Pauli zrobię kolejne kroki w karierze. Co będzie dalej, czas pokaże. Nie planuję daleko do przodu, bo w piłce nic do końca nie można sobie zaplanować. Z jednej strony może pojawić się kontuzja, z drugiej oferta z innego klubu, niekoniecznie z Niemiec.
Myślałeś o przeprowadzce do innego kraju?
Rozważałem taką opcję przed zimowym transferem. St Pauli nie było jedynym klubem, od którego otrzymałem ofertę. Większość z nich nie była wcale od klubów z Niemiec, a z Polski. Na razie jednak nie zdecydowałem się na taki krok. Moją przygodę z piłką zacząłem w Niemczech - do tego kraju przeprowadziłem się z rodzicami mając przecież niecałe cztery lata. Początki to zabawa z piłką z tatą, później po malutku , krok po kroku i znalazłem się w młodzieżówce Leverkusen. Znam tę kulturę, znam boiska. Moim marzeniem to regularnie występować w jednym z tamtejszych dobrych klubów. Jeżeli jednak komuś z zagranicy naprawdę by na mnie zależało, to nie mówię nie.
Sporo chłopaków już wróciło z Niemiec do Polski - Riccardo Grym, Oktawian Skrzecz, Florian Schikowski, ale tutaj się nie przebili. To Cię odstraszyło?
Znam ich, staram się więc śledzić ich losy, ale to nie miało wpływu na moją decyzję. Każdy ma swój pomysł na życie, bycie piłkarzem. Mój po prostu był taki, żeby poczekać aż spłynie za mnie kilka ofert i dopiero gdy miałem większy wybór, podjąłem decyzję. Zresztą nie mogłem z dnia na dzień zdecydować się na krok, który zmieniał całe moje życie. To był dłuższy proces, który nie doszedłby do skutku bez współpracy mojego managera, rodziny oraz Bayeru.
Nie bałeś się zmienić otoczenia przed samym mundialem?
W moim przypadku to była jedyna możliwość, by zrobić krok do przodu. Chciałem pokazać trenerowi Magierze, że zależy mi na tej reprezentacji, że chcę się dalej kształcić, rozwijać jako piłkarz. Bez doświadczenia w seniorskiej piłce, to by się nie udało. Innej opcji już nie miałem.
Bayer bez problemu zgodził się na ten transfer? Po mistrzostwach świata Twoja wartość może mocno wzrosnąć?
Długo z nimi rozmawiałem na ten temat, wiem, że dla nich to też nie była łatwa decyzja. Uważali mnie za dobrego zawodnika, ale są zbyt wielkim klubem, abym miał tam szansę na regularną grę. Mają świetnych piłkarzy, zawsze walczą o najwyższe cele. Obiecali, że będą mieć mnie na oku, ale na razie lepiej dla mnie było zmienić otoczenie.
Zgrupowania reprezentacji to dla Ciebie okazja na przyjazd do Polski. Jak się tutaj czujesz, bo praktycznie całe życie mieszkałeś jednak w Niemczech.
Tam też mieszka moja najbliższa rodzina. Do Polski bardzo lubię jednak przyjeżdżać, tutaj jest moja babcia, dziadek, inni krewni, którzy bardzo mi kibicują. Bliskich mam także w Stanach Zjednoczonych, także można powiedzieć, że mam fanów na całym świecie. Dzięki temu nie mam problemów z językami obcymi, co też jest bardzo ważne dla piłkarza.
Urodziłeś się w Tarnowskich Górach.
Bardzo krótko tam mieszkałem, bo miałem 3.5 roku jak rodzice zadecydowali o przeprowadzce do Niemiec. Myślę, że na każdym kroku podejmowali dobre decyzje, dobrze mnie wychowali. Bardzo mocno też wspierali mnie w piłce. Tata od początku był ze mną wszędzie: na każdym meczu, jeździł na treningi. To jemu zawdzięczam to, że jestem tu gdzie jestem.
Pojawia się też na meczach reprezentacji?
I ciągnie ze sobą całą rodzinę. Mama, bracia - wszyscy są ze mnie dumni. To jest coś pięknego jak rodzina stoi za Tobą murem i Cię wspiera. Ich obecność na meczach jest dla mnie bardzo istotna, szczególnie ojca, bo od niego rozpoczęła się cała ta moja przygoda z piłką. Zawsze będzie moim pierwszym trenerem, największym krytykiem i najbliższą osobą do pogadania zarówno o życiu, jak i o piłce. Chcę, żeby pojawiał się na trybunach, chociaż teraz, ze względu na odległość, będzie o to dużo ciężej. On na co dzień pracuje w Kolonii, ale na mundial na pewno przyjedzie. Tak jak teraz przyjeżdża co jakiś czas do Hamburga.
Twoja przeprowadzka zmieniła jakoś Wasze relacje?
Wcale.Codziennie dzwonimy do siebie, rozmawiamy o wszystkim. Zawsze miałem z nim i z mamą świetny kontakt, teraz jeszcze mocniej siebie szukamy.
Nie sposób nie zapytać Cię o wtorkowy mecz z Niemcami.
Bardzo się na niego cieszę. Zobaczę chłopaków, z którymi grałem lub rywalizowałem. Znam większość zawodników tej drużyny. Co prawda nie rozmawialiśmy ze sobą o tym spotkaniu, ale na pewno dla nas wszystkich będzie to fajna okazja do spotkania. Żałuję tylko, że nie będzie jednego mojego dobrego znajomego. Teraz gra w Holandii i był na wstępnej liście, jednak w końcu nie został powołany.