menu

Dudek: Kraków znam na tyle, że się w nim nie gubię (zdjęcia)

2 stycznia 2012, 10:42 | Marta Paluch

Nie postawił jeszcze kropki nad "i". Przeprowadził się do Krakowa, bo ma tu najlepszego przyjaciela. I choć czuje się w tym mieście trochę jak turysta, zaczyna już gadać po krakowsku i buduje dom. Zebrał też ekipę do gry w piłkę i zżył się ze stowarzyszeniem "Wiosna".

Jerzy Dudek zamieszkał w Krakowie
fot. Andrzej Banaś/Polskapresse
Jerzy Dudek zamieszkał w Krakowie
fot. Andrzej Banaś/Polskapresse
Jerzy Dudek zamieszkał w Krakowie
fot. Andrzej Banaś/Polskapresse
Jerzy Dudek zamieszkał w Krakowie
fot. Andrzej Banaś/Polskapresse
1 / 4

Żartowałeś, że lubisz, gdy Cię zauważają. Lubisz?
Od małego lubiłem imponować innym. A że nie miałem zbyt dużego pola manewru... Piłka nożna była jedynym i genialnym sposobem, by zostać zauważonym.

Jedynym?
Innych talentów wtedy nie odkryłem. Moja pasja do piłki nożnej była niesłychana. Grałem ze starszymi chłopakami i mówili o mnie: kurde, ten mały ma talent.

Mały? To ile masz wzrostu?
Teraz 188 centymetrów, ale wtedy byłem dużo mniejszy i młodszy od kolegów o 4-5 lat.

Ale to nie z nimi piłeś jabole?
Z nimi akurat nie. Od tego miałem innych kolegów. To były inne czasy, człowiek lubił czasem otworzyć się, rozmawiać przy piwku czy "Białym Byku".

U nas był "Uśmiech teściowej".
A, to już później. Z drugiej strony cały czas miałem świadomość, że pewnych rzeczy nie mogę robić. Bo miałem cel, który chciałem osiągnąć.

Czyli przed meczem był szlaban?
Nie wyobrażam sobie, żeby pić przed meczem. Zrobić coś wbrew swojej sportowej rutynie? To absolutnie wykluczone.

Od małego trzymałeś się tak krótko?
Nikt mnie tego nie uczył. Sam, krok po kroku, dopasowywałem się do swojego marzenia. Chciałem być piłkarzem.

Pytałam, czy lubisz być zauważany, bo u Szymona Majewskiego specjalnie po to stanąłeś na głowie.
Faktycznie, stanąłem. Tak sobie żartowaliśmy. Na co dzień jednak nie mam ciśnienia, żeby robić coś tylko po to, by ludzie mnie zauważyli.

Zauważają Cię teraz w Krakowie?
Czasami. Już w kawiarni przy oknie z herbatką nie siadam, właśnie dlatego. Choć takie zaczepianie jest bardzo przyjemne. Młodzi ludzie chyba dziś bardziej niż kiedyś przeżywają to, że mogą zobaczyć na żywo kogoś z telewizji. Wydaje mi się, że kiedyś tego nie było.

Często grasz w piłkę pod balonem na Grzegórzkach?
To już się rozniosło?

Miałeś pecha, po Tobie grali dziennikarze. Mówili potem, że ktoś o wyglądzie Dudka trzy razy machnął nogami i już był na drugim końcu boiska.
No, tak... Gram z chłopakami z Krakowa dwa razy w tygodniu. Ale na Grzegórzeckim tylko wyjątkowo, kiedy boisko, na którym zazwyczaj gramy jest zarezerwowane. Powoli się tu zadomawiam, robimy wieczorki zapoznawcze...

Wiesz, że w Krakowie jesteś swój dopiero w trzecim pokoleniu?
Być może, ale ja tego nie zauważyłem. Co więcej, już zaczynam gadać jak krakus!

Mówisz "idźże" i "wejdźże"?
"Idźże na pole". "Idziemy na polko"? Moje dzieci już mówią: byliśmy na polku. Ja im na to: nie na polu, tylko na dworze.

Na Śląsku jest dwór?
Tak. W sobotnie wieczory dyskutowaliśmy z przyjaciółmi o filozofii polka i dworu. No bo przecież na pole wychodzili chłopi, a na dwór - szlachta. Więc dlaczego w Krakowie wychodzi się na pole? To gdzie w końcu ta szlachta mieszkała, skoro u nas na Śląsku wychodzą na dwór?

A mówicie turlać czy turlikać?
Kulać...

Wrosłeś już w Kraków? Podobno budujesz tu swój dom.
Tak, chociaż budowa nie jest jeszcze skończona. Mój proces aklimatyzacji przebiega bardzo dobrze. Mam coraz więcej ludzi, do których mogę się zwrócić po pomoc, coraz więcej przyjaciół.

Dlaczego akurat Kraków?
Z wielu powodów. Pierwszym jest na pewno Tomasz Rząsa (krakowski piłkarz, dziś menedżer reprezentacji Polski - przyp. red.). Od kilkunastu lat się przyjaźnimy. Gdy graliśmy razem w Feyenoordzie Rotterdam, w każde wakacje przyjeżdżałem tu do niego na obiadki. Bardzo nam się podobało w Krakowie. Poza tym tu jest międzynarodowa szkoła, do której chodzi mój syn. Po trzecie, to piękne miasto i daje mnóstwo możliwości. A ja jako, nieskromnie mówiąc, obywatel Europy i wielkiego świata, muszę mieszkać w dużym mieście, gdzie te możliwości są adekwatnie duże.

Masz tu swoje ulubione miejsca?
Lubię Rynek i Kazimierz.

Mówisz jak turysta.
Bo ja w dalszym ciągu jestem tutaj turystą. Kraków znam na tyle, że się już w nim nie gubię.

Zapiekankę z placu Nowego jadłeś?
Tak, jem je od dawna. Zdarzyło się nam nawet spontanicznie wyskoczyć tam o czwartej rano, po urodzinach mojej żony. Ludzie pytali: co ty tu robisz? Ja na to: to samo co wy. Jak widać, legenda krakowskich zapiekanek dotarła daleko.

Do Madrytu!
No właśnie.

Pomagasz też krakowskiemu stowarzyszeniu "Wiosna".
Pamiętam, kiedy zaczęliśmy współpracować z chłopakami z Realu Madryt przy Szlachetnej Paczce. Poszło cudownie. Oby tak dalej.

Dlaczego akurat to stowarzyszenie?
Bardzo mi się spodobała ta filozofia. Chodzi o zebranie grupy kilkunastu ludzi, aby pomóc jednej rodzinie. I żeby to zrobić, niekoniecznie trzeba nadwyrężyć swój budżet. To typowo drużynowa pomoc, a ja mam mentalność drużynową. Do tego ksiądz Jacek Stryczek (prezes "Wiosny" - przyp. red.) jest niesłychanie energiczny i ma fajne spojrzenie na świat - określone, konkretne. To tak jak w życiu: jeśli nie znajdziesz sobie towarzystwa porządnego księdza, na pewno będziesz miał wielki problem. A znaleźć dobrego księdza nie jest łatwo.

Czyli Ty już znalazłeś?
Jestem z katolickiej rodziny i to już będzie nasz trzeci ksiądz. Zresztą, znam wielu bardzo porządnych duchownych. Ale z takim działającym społecznie, księdzem-Owsiakiem, mam do czynienia po raz pierwszy.

To był Twój pomysł, żeby na wartą miliony murawę Realu wprowadzić ciężki sprzęt i zrobić spot "Paczki"?
To był na pewno jedyny spot, który powstał na tym boisku.

Nie mieliście na to pozwolenia?
Nie chciałbym za dużo o tym mówić. Ale udało nam się to wszystko załatwić dzięki dobrej woli wielu ludzi. Zresztą Real Madryt to nie tylko największy klub piłkarski, ale też bardzo wrażliwi ludzie. Na "Paczkę" zgodzili się od razu. Wcześniej zresztą też pomagali innym. Niewielu wie o tym, że gdy Real grał z Wisłą Kraków (2004 r. - przyp. red), Zinedine Zidane i Roberto Carlos pojechali do krakowskiego szpitala odwiedzić chorego chłopca, który bardzo o to prosił. Zażyczyli sobie tylko, by nie było przy tym mediów. Mieszkali w Sheratonie, uciekli bocznymi drzwiami i poszli do umierającego dzieciaka. Real, jak niewiele klubów na świecie, bardzo mocno angażuje się społecznie. Buduje szkoły, boiska na całym świecie, działa charytatywnie. Dlatego dla mnie to było coś normalnego, żeby ich zaprosić do "Paczki". Tam jest mnóstwo wrażliwych ludzi.

Którzy najbardziej?
Myślę, że Iker Casillas. To chłopak, podobnie jak ja, wychowany na robotniczym osiedlu. Sergio Ramos też ma ogromnie wrażliwe serce. Pepe, gdy tylko może, angażuje się charytatywnie... Ronaldo, Kaka również. To świadomi ludzie, którzy mieli szansę zaistnieć w wielkiej piłce. I w zamian za to - no cóż, wypada im się cieszyć, gdy ktoś ich poprosi o tak skromną pomoc jak udział w akcji "Wiosny".

Wręczałeś już jakąś paczkę?
Nie, długo nie było mnie w Polsce.

Chciałam zapytać, czy się popłakałeś. Wtedy łzy idą na całego.
Może dlatego nie chciałbym tam być osobiście... A z drugiej strony, czasem obdarowywani ludzie się krępują i nie chcą odbierać prezentów we fleszach kamer.

Dość mocno zaangażowałeś się na krakowskim podwórku. To dobre miejsce na "emeryturę"?
Tak. To bardzo blisko moich rodziców, rzut beretem. Poza tym nie muszę podkreślać, że to idealne miasto, bo inni już to zrobili za mnie. Holandia, Włochy i Anglia zdecydowały, że tu będzie ich baza na Euro 2012. Nic dodać, nic ująć.

Plotka niesie, że zostaniesz dyrektorem sportowym Cracovii. To prawda?
Naprawdę nie wiem dlaczego ludzie kreują podobne tematy...

A więc to nieprawda?
Nikt z klubu ze mną o tym nie rozmawiał. Nie mam pojęcia skąd się to wzięło. Albo np. plotka o tym, że kupiłem akcje Cracovii. Jest mi strasznie miło, że ludzie w ten sposób mówią i myślą, ale ja jeszcze nie zdecydowałem, co będę robił. Na razie obserwuję zachowania w naszej piłce i odkrywam ciągle coś nowego... Widzę na przykład, że piłka w Krakowie dość dobrze się rozwija. Wisła i Cracovia powróciły już z trzecioligowych głębin, mają piękne stadiony...

Zagrałbyś jeszcze?
Na pewno nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa, kusi mnie zielona murawa. Coraz bardziej za nią tęsknię. Choć z drugiej strony, być może jako piłkarz nic już więcej dla Polski nie zrobię. Teraz mam czas i okazję, by zastanowić się, czy jestem coś w stanie z siebie dać, czy może lepiej iść w stronę działacza, który przekazuje swoje doświadczenia innym. Kropki nad "i" jeszcze nie postawiłem.

Miałeś propozycje gry?
Tak, ale sportowo dość nieatrakcyjne.

Krakowskie kluby?
Nie miałem jeszcze okazji z nimi na ten temat rozmawiać. Z Robertem Maaskantem, jeszcze trenerem Wisły i z prezesem FC Twente podczas meczu przy Reymonta ucięliśmy sobie ciekawą pogaduchę. Że jestem mimo wszystko młodszy niż bramkarz, którego mają w kadrze. To było sympatyczne. Myślałem, że padnie propozycja nowego kontraktu, ale tak się nie stało.

Jedna rzecz mnie zastanawia...
Jaka?

Dlaczego Ty, gwiazda futbolu, grałeś w golfa zardzewiałym kijem?
Tak się zaczęło. Tym kijem zacząłem odbijać swoje pierwsze piłki. A znalazłem go pod choinką.

Zardzewiały prezent?!
Pod choinką w moim ogródku... Wyprowadzaliśmy się z Liverpoolu i patrzyłem, czy coś gdzieś nie zostało. I znalazłem kij poprzedniego właściciela. Kiedy przyjechałem na wakacje do Polski, zacząłem grać. Chciałem wtedy trochę uciec od mediów, zrelaksować się, nie myśleć o tym, czy znajdzie się jakiś klub, który mnie zaangażuje, słowem - uciekłem na pole golfowe.

W Krakowie?
Tak. Jest mistrzowskie pole w podkrakowskich Paczółtowicach. Czyli, jakby to porównać z piłką - tej klasy "boisko", na którym rozgrywają się finały Ligi Mistrzów. Dobre miejsce na relaks.

Dobry jesteś?
To jest bardzo względne, zwłaszcza że jestem amatorem. Czasem jestem bardzo dobry, a czasem...

Ale nieźle szło Waszej drużynie na mistrzostwach świata amatorów.
Jakieś tam sukcesy osiągaliśmy. Czwarte miejsce. Jak na zespół, który praktycznie nie istnieje w rankingach golfa, z kraju, który ma znikomą liczbę golfistów (jakieś trzy tysiące), to chyba jest dobrze.

Grałeś z Mateuszem Kusznierewiczem i Mariuszem Czerkawskim?
Nie, z nimi akurat się zmierzyłem w polskim finale. Udało mi się ich ograć. Zresztą nie tylko ich, także Krzysia Maternę, Roberta Rozmusa i Mikołaja Grabowskiego, który jest wielkim fanem golfa. Miałem swój dzień.

Mama ogląda Twoje wyczyny golfowe?
Każdy członek rodziny jest zaangażowany. To jest niebezpieczne, bo gdy tylko zaczniesz się tym interesować, wciąga cię na całego. I każdą wolną chwilę chcesz spędzić na polu golfowym. Wbrew pozorom, to bardzo tani sport, dla wszystkich. Myślę, że mnóstwo naszych górników-emerytów miałoby wielką frajdę, gdyby mieszkali w Hiszpanii i mogli sobie pograć. Tam golfa uprawia mnóstwo robotników, naprawdę.

Czego życzysz w Nowym Roku naszym Czytelnikom?
Żeby w czerwcu 2012 roku mieli niesłychanie dużo radości dzięki grze naszych piłkarzy. By ci piłkarze mogli poczuć, że kibice są z nimi. Żeby wszyscy byli zdrowi, bo jak mamy dwie ręce i dwie nogi zdrowe, z wszystkim damy sobie radę. Serdeczne pozdrowienia dla kibiców wszystkich krakowskich drużyn - Wisły, Cracovii, Hutnika, Garbarni. Najlepsze życzenia!

Rozmawiała Marta Paluch / Gazeta Krakowska

Najlepsi KIBICE 2011 roku? GŁOSUJ w plebiscycie Ekstraklasa.net!

Kibice