Papadopulos: Nie wiem za to te kartki
Bezbramkowym remisem zakończył się czwartkowy mecz Partizana Belgrad z Zagłębiem Lubin w pierwszym meczu II rundy eliminacji do Ligi Europy. Lubinianie mieli furę szczęścia, ponieważ od 55 min grali w osłabieniu. - Nie wiem za co dostałem te żółte kartki – powiedział po spotkaniu Michal Papadopulos.
fot. Fot. PIOTR KRZYZANOWSKI
- Nie chcę jednoznacznie oceniać pracy sędziego, ale nie musiał mi dawać drugiej żółtej kartki. Staliśmy przy piłce razem z "Rakiem" (Adrianem Rakowskim – przyp. PJ), a arbiter podbiegł i wyrzucił mnie z boiska. Uznał, że utrudniałem wznowienie gry. Wiedział, że mam już kartkę, a to nie była sytuacja na drugą. Zresztą pierwszy kartonik także był kontrowersyjny. Obrońca uchylił się i wpadłem na niego, ale nie miałem innej możliwości. Nie wiem za co te żółte kartki. Nie zasłużyłem na czerwoną – ocenił czeski napastnik.
- Bardzo dziękuję drużynie za utrzymanie wyniku, bo zachowaliśmy szanse na awans przed rewanżem. Muszę szczerze powiedzieć, że Partizan grał bardzo dobrze. Mieliśmy dużo szczęścia, że nie straciliśmy gola. Pierwsza połowa zakończyła się remisem. Druga za tydzień w Lubinie. Jeśli dalej będziemy się dobrze bronić i strzelimy gola, to wszystko będzie możliwe – podsumował Papadopulos, który w rewanżu na pewno nie zagra.
Na pomeczowej konferencji wtórował mu trener Piotr Stokowiec, choć on akurat o ocenę sędziego się nie pokusił.
- Na poziomie europejskich pucharów nie wypada oceniać pracy arbitrów, ale na pewno kartki dla "Papy" były kontrowersyjne. Jeśli chodzi o samą grę, to dziś musieliśmy zagrać nieco inaczej niż zwykle. Z reguły to my jesteśmy stroną przeważającą i częściej utrzymujemy się przy piłce, ale gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a Partizan nie pozwolił nam na zbyt wiele. Zdawaliśmy sobie sprawę z potencjału indywidualności Serbów, które są bardzo duże i nie byliśmy zaskoczeni ich postawą – stwierdził Stokowiec.
Szkoleniowiec KGHM-u docenił swój zespół za postawę w defensywie, ale był daleki od wskazywania na Martina Polacka, jako bohatera tego spotkania, którym naszym zdaniem był.
- Bohaterem jest cała drużyna. Bardzo dobrze się przesuwaliśmy i organizowaliśmy grę w tyłach. Po czerwonej kartce musieliśmy cofnąć się jeszcze bardziej i skupiliśmy się w zasadzie tylko na niskim pressingu i pojedynczych kontratakach. Po niektórych mieliśmy swoje sytuacje i przy odrobinie szczęścia mogliśmy to spotkanie nawet wygrać – przekonywał.
Zapytany o taktykę na rewanż Stokowiec powiedział, że nie zamierza rezygnować ze stylu, który dał jego podopiecznym dobry wynik w pierwszym meczu.
- Na pewno do tej gry obronnej chcemy dodać lepszą organizację gry w ataku, żeby strzelić jakąś bramkę, ale nie będzie to żadna radykalna zmiana, bo po prostu nie możemy sobie na to pozwolić. Na tę chwilę takie są nasze możliwości w rywalizacji z tej klasy przeciwnikiem. Nie mamy takiego doświadczenia w pucharach, jak nasi dzisiejsi rywale – podkreślił "Stoki".
W nieco gorszym nastroju był po ostatnim gwizdku trener gospodarzy - Ivan Tomić.
- To był dla nas bardzo ważny mecz. Pierwszy o stawkę w tym sezonie, przyszło wielu kibiców, którzy wspaniale nas wspierali i szkoda, że nie zostali za to wynagrodzeni golem. Mieliśmy co najmniej trzy 100 proc. okazje. Taki jest jednak futbol. Generalnie jestem zadowolony z naszego stylu. Jedyne czego zabrakło, to skuteczności i odrobiny szczęścia. Przed rewanżem sprawa awansu jest otwarta – mówił.
- Dziś zagrało wielu młodych, niezbyt doświadczonych piłkarzy, ale wszyscy spisali się świetnie. Cieszą mnie ich postępy, bo jesteśmy taką drużyną, która praktycznie co roku musi kogoś sprzedawać, by normalnie funkcjonować. Tak skonstruowany jest nasz budżet – wyjaśnił Tomić.
Drugi mecz – albo, jak mawia trener Stokowiec i jego podopieczni, druga połowa – rozegrana zostanie w czwartek w Lubinie o godz. 21.05. Wcześniej jednak "Miedziowi" zagrają w 1. kolejce Ekstraklasy. W niedzielę o godz. 15.30 podejmą przed własną publicznością Koronę Kielce.