Mają to! Liverpool i Klopp zagrają w wielkim finale. Ależ koncert z Villarrealem!
Liverpool zagra w finale Ligi Europy! W rewanżowym spotkaniu z nawiązką odrobił straty. Pokonał Villarreal 3:0! Pomógł samobój Bruno i czerwona kartka dla Victora Ruiza. Juergen Klopp blisko pierwszego sukcesu z "The Reds" już w debiutanckim sezonie! Wystarczy... pokonać Sevillę, która wyeliminowała Szachtar Donieck po zwycięstwie 3:1.
Drużyna prowadzona przez Kloppa grała koncertowo. Kiedy w zapowiedzi zastanawiałem się czy niemiecki trener będzie potrafił znów natchnąć swoich piłkarzy, nie spodziewałem się, że zagrają tak genialne spotkanie. I świetną defensywę Villarrealu pozostawią kompletnie rozmontowaną.
Ten mecz od początku toczył się jakoś inaczej, szczególnie dla przyjezdnych, jakby podopieczni Marcelino byli onieśmieleni genialną atmosferą wytworzoną przez fanów, którzy co chwila siłą tysięcy gardeł śpiewali „You’ll never walk alone”. Już drugiej minucie wynikło nieporozumienie między bramkarzem, a obrońcami, co mogło zakończyć się bramką Liverpoolu. Wtedy jeszcze udało się wyjść z opresji, a na kilka minut wszystko wróciło do normy. Gospodarze mieli piłkę, goście stwarzali groźne sytuacje. Najpierw strzał Gaspara bronił Mignolet, chwilę później nad bramką uderzał dos Santos.
Później jednak wszystko znów się posypało. Piłkarze Kloppa wypracowali Canowi ogrom miejsca na prawym skrzydle, które ten wykorzystał świetnym dośrodkowaniem. To przeciął jeszcze Areola, ale poprawkę Firmino z drugiej strony do własnej bramki wbił Bruno Soriano. Stan rywalizacji się wyrównał.
Od tego czasu zawodnicy „Żółtej Łodzi Podwodnej” właściwie zaprzestali zapuszczać się pod bramkę przeciwnika. Nie mogli poradzić sobie z wysokim pressingiem Liverpoolu, który skutecznie odzyskiwał kolejne piłki z dala od własnego pola karnego. Im dłużej jednak trwała ta połowa, tym bardziej zdawało się odzyskiwała równowagę obrona Villarrealu. Najgroźniej było po świetnie bitych dzisiaj przez Milnera rzutach rożnych, a poza tym Liverpool był zmuszany do kolejnych dośrodkowań, które bezbłędnie wybijali obrońcy.
W okolicach trzydziestej minuty pierwszej połowy sędzia zaczął tracić panowanie nad sytuacją na boisku. Kilka razy pomylił się w ocenie sytuacji, co spowodowało kilka spięć, także na ławce trenerskiej. Na szczęście sytuacja została opanowana i mogliśmy znów skupić się na grze w piłkę.
Drugą połowę rozpoczęła, tak jak zakończyła pierwszą, akcja Bakambu, który otrzymał piłkę w polu karnym i był bliski groźnego uderzenia. Zmiany w grze Villarrealu to jednak nie przyniosło, podobnie jak nie przyniosły jej próby wprowadzania przez trenera Marcelino zawodników z ławki rezerwowych.
Liverpool cały czas dominował, a wręcz robił to coraz wyraźniej. Piłkarze Kloppa co chwilę odzyskiwali piłkę na całej szerokości boiska (czasem nawet tuż pod polem karnym przeciwnika!) i wszelkimi sposobami dążyli do zdobycia kolejnych goli - strzałami z dystansu, dośrodkowaniami, atakami środkiem. Próbował Coutinho, Milner, Sturridge... Aż wreszcie ten ostatni w 63. minucie wyprowadził „The Reds” na dwubramkowe prowadzenie. Jednak najważniejszą rolę w tej akcji odegrał Roberto Firmino, który utrzymał się przy piłce na skraju pola karnego i genialnie podał.
To właśnie dzięki jego dryblingowi padła również trzecia bramka dla Liverpoolu, kiedy piłkę z bliskiej odległości dobijał Lovren. Wcześniej czerwoną kartkę - za drugą żółtą - otrzymał Ruiz, a sędzia podjął kontrowersyjną decyzję po drugiej stronie boiska, nie dyktując rzutu karnego. W polu karnym Liverpoolu faulowany był Denis Suarez. Jednak to podopieczni Kloppa byli w tym meczu drużyną zdecydowanie lepszą i to oni mieli jeszcze wiele okazji do strzelenia bramki. Dlatego zasłużenie pojadą do Bazylei, gdzie zmierzą się z dążącą do trzeciego tryumfu z rzędu Sevillą.
Kolejna silna ekipa na Bałkanach? Oto potencjalny skład Kosowa