,,Bez znieczulenia'': Runjaić działał na szkodę Legii
Legia zwiodła w Lidze Konferencji Europy na całej linii. Zawiódł też trener Kosta Runjaić, też na całej linii. Jak można bowiem dwa razy popełnić te same błędy na początku spotkania? Zawodowcom to nie uchodzi, każdy szanujący się profesjonalista powinien wyciągnąć wnioski. Niemiecki szkoleniowiec tego nie zrobił, i zastanawiam się z jakiego powodu. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że stracił zapał do pracy w Polsce, i jest już.... spakowany. Być może dostał ofertę z Bundesligi, choć bardziej prawdopodobne, że z 2. niż 1., i po sezonie wróci do domu. Inaczej nie jestem w stanie wytłumaczyć jego zaniechań przed rewanżem z Molde...
fot. PAP/LESZEK SZYMANSKI
Nikt nie zdziwiłby się przewagą Norwegów, gdyby rywalizacja odbywała się na nartach, nawet w biathlonie, bo Skandynawowie są mistrzami w te klocki. W piłkę grają jednak przeciętnie, i na pewno nie byli faworytami w starciu z Legią. A tak wysoki wynik w dwumeczu i odniesiona w zasadzie bez wysiłku wygrana jest niespodzianką. Zespół z Warszawy jest bez formy, zimowe przygotowania nie udały się Runjaiciowi w porównywalny sposób do Thomasa Thurnbichlera, selekcjonera naszej kadry skoczków. Bo Legia nie nadziała się tylko na Molde, które rozegrało dwa co najwyżej solidne mecze, bez żadnych fajerwerków, ale męczyła się także z Ruchem i Puszczą. A zatem z zespołami, którym ciężko będzie się obronić przed spadkiem z PKO Ekstraklasy.
Najbardziej falstart zespołu z Łazienkowskiej widać po Josue, który jest cieniem siebie. Portugalczyk jest wolny i schematyczny, nie napędza Legii tak, jak choćby jesienią. Nie ma z czego depnąć, a jak piłkarz wolniej biega, to i wolniej myśli. I gorzej. Dla mnie Josue jest większym nawet rozczarowaniem niż Kacper Tobiasz, choć bramkarz Legii powinien zostać odsunięty od składu już po pierwszym meczu w Norwegii. Trzymanie tego – swoją drogą zdolnego – chłopaka między słupkami w sytuacji, gdy jest daleki od przyzwoitej formy to sabotaż ze strony Runjaicia.
Gołym okiem widać było przecież, że dyspozycja golkipera jest daleka od pożądanej, ale trener najwyraźniej uparł się, aby udowodnić, iż się nie pomylił przy selekcji wyjściowej jedenastki. I tylko pogrążył Tobiasza, który teraz będzie bardzo długo wracał do mentalnej równowagi. To działanie nie tylko na szkodę zawodnika, ale i na szkodę klubu. Ktoś zatem powinien zwrócić uwagę szkoleniowcowi na obsadę pozycji numer jeden. Im szybciej – tym lepiej.
W minionym tygodniu odszedł Andreas Brehme, światowej klasy niemiecki piłkarz. Bodaj w Marbelli, przy okazji charytatywnego turnieju w golfa, rozmawiałem o jego karnym w finale Italia'90 z Franzem Beckenbauerem. Kaiser, ówczesny selekcjoner ''Die Mannschaft'', powiedział mi bez ogródek, że nie zazdrościłby żadnemu piłkarzowi, który podszedłby do jedenastki w tamtym momencie decydującego o złocie mistrzostw świata starcia z Argentyną. Bo presja była gigantyczna, do końca meczu było już niedaleko. A Brehme strzelił tak, że ręce golkipera obrońców tytułu okazały się za krótkie. Wytrzymał ciśnienie, co podkreśla jego wielkość jako piłkarza.
Później, po sportowej karierze, już tak dobrze nie radził sobie w życiu. I odszedł zdecydowanie przedwcześnie, w wieku zaledwie 63 lat. Niech spoczywa w pokoju.
[polecany]25981249[/polecany]