menu

Arka Gdynia znowu pokaże się w Europie. Przesądził o tym sensacyjny triumf w finale Pucharu Polski

4 maja 2017, 09:29 | Szymon Szadurski

Sensacyjna wygrana w finale Pucharu Polski sprawiła, że Arka Gdynia zapewniła już sobie prawo startu w najbliższych eliminacjach do fazy grupowej Ligi Europy.


fot. Fot. Bartek Syta

Co więcej, podreperowany w ostatnich latach, polski ranking narodów UEFA sprawia, że gdynianie przystąpią do kwalifikacji od drugiej rundy, w której obowiązek mają zagrać 33 rozstawione zespoły. Teoretycznie żółto-niebiescy mogą więc trafić na rywala, z jakim nigdy jeszcze w historii nie przyszło im się mierzyć o stawkę. Wystarczy prześledzić sytuację w najsilniejszych ligach europejskich, aby uświadomić sobie, kto może już latem zawitać do Gdyni. Dla przykładu we Włoszech miejsce premiowane startem w kwalifikacjach LE zajmuje obecnie Atalanta Bergamo. Za jej plecami czają się jednak dwie potęgi z Mediolanu, Inter i Milan, a także Fiorentina. Z kolei w Anglii szóste miejsce w tabeli zajmuje obecnie Arsenal Londyn. Ściga go tylko nieco mniej słynny Everton. Kibice z Gdyni nie obraziliby się również, gdyby Arka zagrała z szóstym obecnie zespołem z Niemiec. Aktualnie jest nim Werder Brema.

Obojętnie jednak, kto stanie na drodze Arki, będzie to wielkie święto, bowiem żółto-niebiescy jedyny jak na razie występ w europejskich pucharach zanotowali po zdobyciu Pucharu Polski w 1979 roku. Mierzyli się wtedy z bułgarską drużyną Beroe Stara Zagora. U siebie, na wypełnionym po brzegi stadionie przy ul. Ejsmonda, wygrali 3:2. Na wyjeździe w podejrzanych okolicznościach ulegli jednak 0:2 i odpadli z rywalizacji. Mecze te doskonale pamięta Janusz Kupcewicz, ówczesny rozgrywający Arki.

- W Bułgarii panowała dziwna atmosfera - mówi Kupcewicz. - Już nasza przewodniczka oświadczyła nam, że nie mamy co liczyć na awans. To były inne czasy, więc gospodarze sprawiali nam problemy z zakwaterowaniem w dobrym hotelu, a nawet z wyżywieniem. Wtedy jeszcze nikt nie jeździł z własnym kucharzem. W trakcie spotkania arbiter wyrzucił z boiska Franka Bochentyna, co było prawdziwym ewenementem, bo ten obrońca słynął z gry fair. Bułgarzy ostatecznie okazali się lepsi i nas pokonali.

Teraz legendarny rozgrywający Arki życzy młodszym kolegom, aby wylosowali atrakcyjnego rywala.

- Jeśli spaść, to z wysokiego konia - mówi. - Ale może sprawią sensację, jak w finale Pucharu Polski? Wszystko może się zdarzyć. Kto by się w Gdyni nie pojawił, czy będzie to rywal z Włoch, Anglii, Holandii, stadion Arki zapewne zapełni się do ostatniego miejsca.

Atrakcyjny przeciwnik zapewniłby spory zastrzyk gotówki do klubowej klasy z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych i biletów. Piłkarze Arki życzą sobie takiego rywala i już palą się do gry.

- Milan? Dlaczego nie? Wraz ze zwycięstwem w Pucharze Polski realizujemy swoje marzenia i chciałbym zagrać w takim meczu - mówi Krzysztof Sobieraj.

- Przez większość kariery występowałem w takich klubach, jak Gryf Wejherowo, czy Chojniczanka Chojnice, więc dawniej nawet nie przypuszczałem, że mogę jeszcze kiedyś powalczyć w Europie - dodaje Rafał Siemaszko.

TRZY WRZUTY. Podsumowanie wydarzeń sportowych na Pomorzu

dziennikbaltycki.pl