Lenczyk kontra Smuda, czyli starcie starszych panów
Orest Lenczyk kontra Franciszek Smuda. W poniedziałek najbardziej doświadczeni trenerzy w ekstraklasie, słynący też z ciętego języka, zagrają w Lubinie przeciw sobie.
Mecz Zagłębia z Wisłą będzie prestiżowym starciem dwóch najstarszych szkoleniowców pracujących w ekstraklasie, 71-letniego Oresta Lenczyka i 65-letniego Franciszka Smudy. Żadnemu nie można odmówić charyzmy. Nie brakowało też w historii ich znajomości wzajemnych uszczypliwości.
Najbardziej iskrzyło, gdy Smuda objął reprezentację Polski. Lenczyk prowadził wtedy Śląsk i nie szczędził Smudzie złośliwości. Euro 2012 się jednak skończyło i gdy jesienią rozmawialiśmy z Lenczykiem na temat zbliżających się derbów Krakowa, ten wypowiadał się o "Franzu" już inaczej. - Sprzeczki wymyślają dziennikarze - mówił Lenczyk.
- Franek ma swój styl, powiedział, że ja go szczypię. Nigdy nie uważałem się za szczypawkę, ale czasem trzeba sobie coś szczerze powiedzieć. (...) Na pewno jednak nikt nie może zarzucić Frankowi, że nie jest solidnym trenerem.
To fakt, Smuda w różnych klubach udowadniał, że na swojej pracy się zna. To samo można powiedzieć o Lenczyku. - Można powiedzieć, że obaj są jak dobre wino. Im starsi, tym lepsi - śmieje się Tomasz Frankowski, który współpracował z oboma szkoleniowcami.
Obaj mają odmienne style pracy. U Lenczyka dużo czasu piłkarze spędzają na wykonywaniu różnych ćwiczeń, nie zawsze typowo piłkarskich. - Te ćwiczenia czasami wzbudzały nasze zdziwienie. Tylko że później wygrywaliśmy mecz i nikt na te metody nie narzekał - mówi Frankowski. Inny były podopieczny Lenczyka, Marcin Baszczyński, dodaje: - Jego treningi były urozmaicone. Czasami ciężko było się do nich przekonać, ale gdy już człowiek to zrobił, to później nie żałował.
Smuda to mnóstwo tzw. gierek. "Franz" potrafi też mocno "przykręcić śrubę". - Smuda trochę się zmienił, bardziej słucha fizjologów, choć stale podkreśla też, że komputer meczu nie wygra - tłumaczy Frankowski.
Obaj trenerzy mają cięty język. Lenczyka cechuje inteligencja, którą potrafi wykorzystać, żeby zbić z tropu rozmówcę. - Trzeba przy nim było uważać, co się mówiło i co się robiło - wspomina Frankowski. - Przywiązywał dużą wagę do kultury osobistej.
W tym duchu obu trenerów porównuje Marcin Baszczyński. - Trener Lenczyk to nie tylko trener, ale i wychowawca - mówi "Baszczu". - Uczył nas piłki nożnej, jak również życia. Trener Smuda wolał w prosty sposób przekazywać najważniejsze rzeczy dotyczące futbolu. Potrafił człowieka postawić do pionu. Miał swoich ulubieńców. Inni musieli mocno się starać, żeby przekonać go do siebie, a i tak potrafił im wytknąć najmniejszy błąd. Sam należałem do tej drugiej grupy, m.in. razem z Arkiem Głowackim. "Głowa" jednak chyba ostatecznie przekonał trenera do siebie...
Rzeczywiście, po meczu z Legią "Franz", pytany o to, czy ma pretensje o faul Głowackiego, po którym ten wyleciał z boiska, odparł: - Arek to tak solidny piłkarz, że gdyby mu cegłę albo kamień rzucić, to wybije je głową...
Ot, cały Smuda. W poniedziałek nie będzie jednak decydował na boisku cięty język jednego czy drugiego trenera. Na pomeczową konferencję prasową można już jednak zacierać ręce. Na pewno nie będzie nudno.