menu

Leicester mistrzem Anglii, czyli hollywoodzkie zakończenie Premier League

3 maja 2016, 11:38 | Bolesław Groszek

- Nie chcemy, aby Tottenham wygrał ligę. Mówię tu o nas, kibicach i o klubie. W futbolu niczego nie możesz być pewien, ale my kibicujemy Leicester, ponieważ na to zasłużyli swoją grą - tak przed bardzo ważnymi w kontekście walki o mistrzostwo derbami Londynu do walki zagrzewał Eden Hazard. Podobnie, jak belgijski skrzydłowy, ostatnio myślała cała Anglia. I wcale nie chodzi o nienawiść Wyspiarzy do Tottenhamu, a o wielki szacunek i podniecenie związane z historycznym wydarzeniem, które po remisie Chelsea z Kogutami 2:2 wreszcie stało się faktem.

Fani Leicester City świętowali mistrzostwo Anglii swojego klubu całą noc
fot. AP Photo/Jonathan Brady
Fani Leicester City świętowali mistrzostwo Anglii swojego klubu całą noc
fot. AP Photo/Jonathan Brady
Fani Leicester City świętowali mistrzostwo Anglii swojego klubu całą noc
fot. AP Photo/Jonathan Brady
Fani Leicester City świętowali mistrzostwo Anglii swojego klubu całą noc
fot. AP Photo/Jonathan Brady
Fani Leicester City świętowali mistrzostwo Anglii swojego klubu całą noc
fot. AP Photo/Jonathan Brady
Fani Leicester City świętowali mistrzostwo Anglii swojego klubu całą noc
fot. AP Photo/Jonathan Brady
Fani Leicester City świętowali mistrzostwo Anglii swojego klubu całą noc
fot. AP Photo/Jonathan Brady
Fani Leicester City świętowali mistrzostwo Anglii swojego klubu całą noc
fot. AP Photo/Jonathan Brady
Fani Leicester City świętowali mistrzostwo Anglii swojego klubu całą noc
fot. AP Photo/Jonathan Brady
1 / 9

Leicester zostało mistrzem Anglii! Zespół, który jeszcze w 31. kolejce poprzedniego sezonu był pewnym kandydatem do spadku i zajmował ostatnie miejsce w Premier League, dokonał niemożliwego. - W czasach gdy pieniądze są fundamentem wszystkiego, my dajemy nadzieje tym, którzy ich nie mają - mówił w trakcie obecnej kampanii trener Lisów Claudio Ranieri.

Włoch i jego drużyna już od dłuższego czasu są najlepszym przykładem dla biedniejszych i teoretycznie słabszych drużyn. Są też przykładem dla każdego człowieka, niekoniecznie fana piłki nożnej. Lisy dokonały bowiem tak bezprecedensowego wydarzenia, o którym w przyszłości nakręconych zostanie wiele filmów. Pokazały, że ciężką pracą i wiarą sukces można dosięgnąć nieba i spełnić swoje marzenia.

A wydawało się, że będzie zupełnie odwrotnie. Po zapewnieniu sobie utrzymania w niesamowitych okolicznościach, nad King’s Power Stadium zbierały się czarne chmury. Klub poinformował o zwolnieniu menedżera Nigela Persona - człowieka, z którym Lisy awansowały i utrzymały się w Premier League. Kiedy ogłoszono, że następcą Anglika zostać ma Claudio Ranieri, Leicester automatycznie stało się jednym z największych „faworytów” do opuszczenia elity.

Włoch, któremu Roman Abramowicz miał powiedzieć kiedyś, że ten nigdy nie wygra mistrzostwa Anglii, mimo bezrobocia wcale nie był rozchwytywany na rynku pracy. Po fatalnych eliminacjach Euro 2016 z Grecją i upokarzającej przegranej z Wyspami Owczymi, wiele osób wieszało na nim psy. Chyba nawet sam Włoch nie spodziewał się, że jego powrót do angielskiej ekstraklasy (wcześniej pracował w Chelsea w latach 2000-2004) będzie tak spektakularny.

Leicester od początku sezonu grało tak, jakby ten poprzedni wcale się nie zakończył. Piłkarze po prostu cieszyli się grą. Prezentowali futbol może nie wybitny pod względem taktycznym, ale pełen pasji, a w każdym meczu widać było ich stu procentowe zaangażowanie. Można było odnieść wrażenie, że ich potencjalna przegrana oznaczałaby natychmiastowy spadek do Championship. Mimo że latem nastąpiło kilka bardzo ważnych zmian w składzie, piłkarze wyglądali jakby grali ze sobą od lat. Zrozumienie i świetna gra Lisów była wręcz zaprzeczeniem jakiejkolwiek logiki.

W drużynie nie było już wybranego na najlepszego zawodnika poprzedniego sezonu Estebana Cambiasso. Doświadczonego Argentyńczyka, który z Interem Mediolan wygrał Ligę Mistrzów, w środku pola miał zastąpić żółtodziób - Ngolo Kante. U Ranieriego kolejne mecze na ławce wciąż zaczynał też najlepszy strzelec Lisów poprzedniego sezonu - Leonardo Ulloa, a pierwszym wyborem był napastnik, który jeszcze niedawno grał w piłkę na poziomie amatorskim - Jamie Vardy.

Ile razy kibice przekonywali się już jednak, że logika w piłce nożnej nie ma żadnego znaczenia? „Żółtodziób” Kante został najlepszym defensywnym pomocnikiem ligi i coraz częściej porównywany jest z Claudem Makelele. Francuz ma już 148 przechwytów w tym sezonie, a jego tytaniczny wysiłek pozwalał kolegom na więcej swobody w ofensywie. Jamie Vardy nie widział chyba różnicy między ósmą, a pierwszą ligą i z zabójczą skutecznością strzelał kolejne gole. Pobił nawet rekord Premier League, trafiając w jedenastu meczach z rzędu i jako jedyny gracz Lisów od sezonu 1984/85 zdobył więcej niż 20 goli w ekstraklasie (wcześniej dokonał tego Gary Lineker).

Ostatnim z mistrzowskiego trio jest Riyad Mahrez. Algierczyk niedawno grał w drugiej lidze francuskiej, a w tym roku został wybrany najlepszym graczem sezonu na angielskich boiskach. 17 bramek i 11 asyst to fantastyczny wynik, ale nawet on nie odzwierciedla jak wybitny sezon ma za sobą Mahrez. Skrzydłowy, gdy tylko miał piłkę przy nodze, sprawiał wrażenie, że unosi się nad murawą, a kolejne dryblingi są dla niego czymś naturalnym. Akcja z meczu z Aston Villą, kiedy jednym ruchem „położył” trzech rywali jest metaforą całego fantastycznego sezonu tego piłkarza.

Nadużyciem byłoby jednak przypisywać wszystkie zasługi wspomnianej trójce. Leicester to przede wszystkim drużyna. Każdy z piłkarzy był kluczową postacią w mistrzowskim sezonie. Zaczynając od Kaspera Schmeichela, który zagrał w każdym meczu, po Marcina Wasilewskiego, który mimo że większość sezonu spędził na ławce, to w każdej chwili był gotowy by wejść na boisko. To także tytuł kibiców, którzy chyba wciąż nie wierzą w to co się wydarzyło. Były gracz Lisów, Gary Lineker, obiecał nawet, że jeśli jego była drużyna wygra mistrzostwo, to wystąpi w swoim programie „Match of the day" tylko w bieliźnie. Stało się coś o czym nikt by nawet nie pomyślał. Bukmacherzy przed sezonem za mistrzostwo dla Leicester płacili 5 tyś. funtów za każdego postawionego. Trudno powiedzieć czy osoby, które postawiły i wygrały ten zakład są geniuszami czy szaleńcami o nieziemskim szczęściu.

W poniedziałek Leicester zostało dopiero szóstą drużyną, która zwyciężyła w Premier League (licząc od sezonu 1992/93, gdy zmieniono system rozgrywek). Czy najsłabszą, tak jak mówią niektórzy? O tym przekonamy się dopiero w następnym sezonie. Warto jednak zwrócić uwagę, że Lisy przegrały tylko trzy mecze w całej kampanii i w najlepszych europejskich ligach ustępują tylko PSG i Bayernowi (oba kluby mają po dwie porażki). Ten wynik robi wrażenie szczególnie, że cały skład z King’s Power Stadium wyceniany jest tylko na 57 milionów funtów. PSG podobną kwotę wydało w wakacje na Angela Di Marię, a wartość piłkarzy ubiegłorocznego zwycięzcy Premier League - Chelsea - to około 320 milionów funtów.

Ta dysproporcja tylko pokazuje skalę trudności i jeszcze bardziej podkreśla ogromny sukces, jaki odnieśli piłkarze Ranieriego. Teraz oczywiście czas na świętowanie - tuż po poniedziałkowym meczu w internecie szybko pojawił się filmik, jak szczęśliwi zawodnicy celebrują mistrzostwo.

- Wszyscy przepowiadali nam spadek z ligi, a my jesteśmy mistrzem Anglii. Każdy członek drużyny jest dla mnie jak brat, a duch zespołu, który nas łączy jest niesamowity - mówił kapitan Lisów Wes Morgan.

Do końca sezonu jeszcze dwa mecze. W weekend piłkarze Evertonu zrobią szpaler dla nowego mistrza na King’s Power Stadium, a ostatnie spotkanie Leicester zagra na Stamford Bridge. Będzie to starcie nowego mistrza z ustępującym - największego zwycięzcy z największym przegranym. Prawdziwie hollywoodzkie zakończenie dreszczowca jakim był kończący się sezon Premier League.

Pozostaje tylko czekać, aż rzeczywiście powstanie film, o heroicznym czynie jakiego dokonali piłkarze Leicester. Jednak scenarzyści powinni szybko brać się do pracy, bo już w przyszłym roku zawodnicy Lisów mogą im dostarczyć materiał na drugą część - o tym jak ruszą na podbój Ligi Mistrzów.


Polecamy