Swego czasu w LZS-ie Piotrówka występowali reprezentanci Nigerii czy Zimbabwe. Jak zmieniła się polityka klubu na przestrzeni czasu?
Polityka klubu LZS Piotrówka zmieniła się diametralnie na przestrzeni minionej dekady. Kiedyś dominowali tu piłkarze z Afryki, obecnie klub stawia na zdolną młodzież z Polski.
fot. Paweł Sładek
fot. Paweł Sładek
fot. Paweł Sładek
fot. Paweł Sładek
LZS Piotrówka to klub, który swego czasu dał się poznać z powodu polityki transferowej polegającej na sprowadzaniu piłkarzy z Afryki. Był to pomysł na wzmocnienie kadry występującej wówczas na poziomie 3 ligi. Za sprawą Wiesława Grabowskiego, właściciela afrykańskiego klubu DT Africa United Harare, na Opolszczyznę zostało ściągniętych kilku obiecujących zawodników z Zimbabwe. Jednym z nich był grający w Ludowym Zespole Sportowym od 2015 roku Munyaradzi Chiunye, czyli… Piter! Nie jest on, rzecz jasna, jedynym zawodnikiem z Czarnego Lądu występującym w Piotrówce, bo w tym sezonie na boiskach 4 ligi pojawili się tacy gracze jak Takesure Chinyama (siedem występów w reprezentacji Zimbabwe), Robson Lovemore Manata, Adenekan Adedamola czy Dzikamai Gwaze (jeden mecz w reprezentacji Zimbabwe).
W klubie występowali również tacy zawodnicy jak Idrissa Cissé (obecnie Podbeskidzia Bielsko-Biała), sprowadzony do Piotrówki w 2010 roku. Odnotował dziewięć występów w polskiej Ekstraklasie, strzelając w nich jednego gola. W tym samym roku do klubu zawitał Emmanuel Ekwueme, który w elicie wystąpił ponad 100 razy. Odnotował również 14 spotkań w reprezentacji Nigerii.
Niemniej jednak to właśnie Piter jest zawodnikiem, który z obecnej kadry przebywa w Polsce najdłużej. Świadczy o tym fakt, że rozmowa pomiędzy autorem tekstu a zawodnikiem była przeprowadzona po polsku, który Munyaradzi opanował w stopniu komunikatywnym.
Początki nie były takie złe, jak można było sobie wyobrazić
Skąd wzięło się twoje przezwisko: Piter?
- Moje imię i nazwisko jest długie i trudne do wymówienia przez miejscowych – zaznacza Munyaradzi Chiunye. – Już nawet nie pamiętam kto i kiedy zaczął mnie tak nazywać. Przezwisko Piter jest dla mnie w sam raz (śmiech).
Do Polski przyjechałeś w 2015 roku. Jak to się w ogóle stało, że trafiłeś do Piotrówki?
- Był taki agent, Wiesław Grabowski, który sprowadził mnie do Polski. Mieszkał w miejscowości Harare, w Zimbabwe. Tak się poznaliśmy. Był w ciągłym kontakcie z prezesem LZS-u Piotrówka Ireneuszem Strychaczem. To była bardzo szybka akcja. Byłem młody, zależało mi na tym, żeby spróbować swoich sił w Europie.
Na pytanie dotyczące podjętego przez piłkarza ryzyka, Munyaradzi Chunye nie zastanawiając się zbyt długo odpowiedział, że sporo młodych chłopców z Zimbabwe chciało wyjechać do Europy. Stary Kontynent kojarzył im się bowiem z piłką nożną na wysokim poziomie, a przecież właśnie na tym im zależało.
Młody piłkarz postawił wszystko na jedną kartę w wieku 22 lat. Wyjechał z Harare, trafiając do opolskiej Piotrówki, miejscowości położonej o nieco ponad 40 kilometrów na południowy wschód od Opola. Grę rozpoczął w sezonie 2015/16 na szczeblu centralnym 3 ligi. Nie był to dla niego łatwy czas na aklimatyzację. Abstrahując od czynników kulturowych czy atmosferycznych, Piotrówka zmagała się z deficytem umiejętności piłkarskich, które objawiały się w sromotnych porażkach, będących ówczesną codziennością zespołu. Munyaradzi w sezonie 2015/16 wystąpił w sześciu spotkaniach, przegrywając każde z nich, a LZS Piotrówka zakończył sezon na ostatnim miejscu w lidze. Pocieszeniem dla Zimbabwejczyka było to, że odkąd został zgłoszony do rozgrywek, wystąpił w każdym spotkaniu opolskiego klubu.
Musiałeś przeżyć bardzo duży szok po przyjeździe do Polski.
- Właśnie nie, wszystko jest takie samo. Zimbabwe jest krajem katolickim, w Polsce jest podobnie (śmiech).
Czyli nie miałeś większych problemów, żeby się zaaklimatyzować?
- Na początku było ciężko, szczególnie w zimie. To była masakra. Ja nie czuja mój palec w bucie – dodał „po swojemu”. – Najważniejszym aspektem było przygotowanie się do nadchodzącej zimy. Musiał minąć mniej więcej rok, żebym się zaaklimatyzował. – zakończył. Najwyraźniej proces przebiegł po jego myśli, bo zapewnił, że swoją przyszłość wiąże z Polską i nie planuje stąd wyjeżdżać.
Nowy rozdział
Adam Jaremko, aktualny trener zespołu z Piotrówki, trafił do klubu w 2020 roku. LZS przeżywał wtedy trudne chwile, rozgrywając swoje mecze na poziomie klasy okręgowej. Ireneusz Strychacz postawił przed nowym pracownikiem trudne zadanie, jakim było stworzenie nowej drużyny, co w dalszej perspektywie miało przynieść awans na poziom 4 ligi.
- Przyszedłem do LZS-u Piotrówka dwa lata temu. – mówi Jaremko. – Zastałem kilku chłopaków z Afryki, natomiast cała drużyna liczyła dziewięciu zawodników. Mój cel był jasny. Zostałem sprowadzony po to, żeby zbudować zespół i awansować do 4 ligi. To nam się udało – dodaje. O polityce transferowej sprzed kilku lat nie było już mowy. Dlaczego?
- Dalsze sprowadzanie nie jest takie proste. Piłkarzom trzeba zapewnić mieszkanie, pracę, wszelkiego rodzaju pozwolenia. Poza tym przepisy ograniczają liczbę zawodników spoza Unii Europejskiej występujących w jednym momencie na boisku do trzech – tłumaczy trener. – Idąc dalej. Żeby wcześniej sprowadzany czarnoskóry zawodnik został sprzedany, to musi być trzy razy lepszy od Polaka. Chodzi o koszty. Trzeba go utrzymać, dać jeść. To jest powodem, dla którego postawiliśmy na młodzież.
Nie oznacza to jednak, że Piter, Robson czy Takesure są na wylocie. Faktem jest to, że celem trenerów jest ogrywanie młodszych, utalentowanych piłkarzy, ale doświadczenie jest równie cenne, co młodzieńcza brawura.
Odkąd tylko w Piotrówce pojawił się Adam Jaremko wraz ze swoim asystentem Arturem Kukuczką, klub odżył, co zostało potwierdzone w awansie po roku działalności. Jednocześnie trzeba przyznać, że działacze mieli trochę szczęścia, ze względu na to, że na pierwszym miejscu w lidze sezon zakończyła Korona Krępna. Nie dostała ona jednak licencji na grę w lidze wyżej, co postanowiła wykorzystać Piotrówka.
- Było wiele wątpliwości co do słuszności naszej decyzji. Ja twierdziłem, że drugie miejsce też trzeba sobie wywalczyć – krótko odniósł się trener.
- Wykorzystując swoje kontakty wyłapałem chłopaków ze Śląska, co jest naszym sposobem na promocję Piotrówki i młodych zawodników, którzy po krótkim epizodzie w naszym klubie zawitali na wyższych szczeblach. Niektórzy odradzali, mówili żeby nie przychodzić do Piotrówki. A my utrzymaliśmy się w 4 lidze. Nasze wyniki nie odzwierciedlały tego, jak moi podopieczni się prezentowali, grali naprawdę dobrą piłkę. Obecnie mamy ponad 30 chłopaków z kilku klubów, również trzecioligowych. Chcemy stworzyć naprawdę mocny zespół, choć nie mówimy o awansie. Prezes powiedział tak: jeżeli awansujecie, to wam pomogę. Naszym celem na przestrzeni dwóch lat jest stworzenie bardzo silnej drużyny opartej na perspektywicznych piłkarzach ze Śląska i okolic.
No właśnie, ze Śląska, a nie Opolszczyzny (rozróżnienie jest konieczne ze względu na Śląski Związek Piłki Nożnej i Opolski ZPN działających na terenie swoich województw. Różnice dotyczą sposobów szkolenia, zasobów, a także wielu innych czynników). Wynika to z bardzo prostego powodu. Z Piotrówki jest bliżej do sąsiedniego województwa niż np. do Opola. Poza tym w naszym regionie jest bardzo dużo czwartoligowych klubów, które również walczą o zdolną młodzież. Jak mówi Adam Jaremko, na Śląsku jest trzy razy więcej młodych graczy, którzy nie mają możliwości ogrywać się na boisku.
- Dzięki znajomościom z Piastem Gliwice, trenerami drużyn juniorskich, np. Zagłębia Sosnowiec, poznałem kilka ważnych osób. Chłopcy kończą wiek juniora i nie mają gdzie grać, bo 4 liga opolska a śląska do dwa różne światy. Ciężko im się wgryźć do zespołu. Junior z Piasta nie załapie się od razu do seniorów i Ekstraklasy. Ich jest pewnie ze stu, a tylu na pewno nie zagra w 4 lidze w drugim zespola Piasta. A więc szukają innych możliwości. Młodzi chłopacy sami mi mówią, że jeśli mają do wyboru grać w klubie X przez 20 minut lub w Piotrówce przez 90, to wolą pełny wymiar czasowy u mnie w zespole.
Celem LZS-u Piotrówka na przyszły sezon jest promocja jak największej liczby młodych zawodników i ściągnięcie kolejnych, utalentowanych piłkarzy. Miejsce w tabeli schodzi na drugi plan, choć nikt w klubie nie wyobraża sobie, żeby doświadczyć spadku. Przewidywane miejsce to górna połowa tabeli.