menu

Lider na glinianych nogach. Legia Warszawa bezradna w starciu z ostatnim zespołem ligi

2 marca 2013, 20:23 | Marek Koktysz

Legia Warszawa fatalnie zaczęła rundę wiosenną T-Mobile Ekstraklasy. Po porażce w Kielcach zespół Jana Urbana rozegrał słabiutki mecz z GKS Bełchatów i stracił kolejne dwa punkty w walce o mistrzostwo Polski.

Pełna mobilizacja

Kibice z „Żylety” ponownie dopisali. Widać, że fani w stolicy są spragnieni dopingowania po długiej przerwie spowodowanej protestem. Mecze z GKS Bełchatów nigdy nie należały do szczególnie popularnych. Tymczasem trybuna północna wypełniła się w sobotę po brzegi. Reszta stadionu także nie pozostała w tyle. Kibiców gości przybyła garstka i byli skutecznie zagłuszani przez gospodarzy. W sumie na stadionie było ponad 17 tys. ludzi. Szkoda, że musieli oglądać tak marne widowisko.

Pierwsza połowa: niemoc Legii i zmarnowane szanse gości

Gra toczyła się pod dyktando Legii. "Wojskowi" częściej mieli piłkę przy nodze i starali się przesuwać w pole karne GKS. Gospodarze byli jednak szalenie nieskuteczni i mocno chaotyczni. Na lewej flance nie sprawdzał się Władimer Dwaliszwili, który grał na stojąco. Gruzin często tracił piłkę, a jego zwody nie robiły wrażenia na przeciwniku. Słabo wypadł także Danijel Ljuboja, który choć starał się bardzo, nie potrafił w pojedynkę zdobyć gola. Brakowało mu wsparcia ze strony Miroslava Radovicia, który pauzował za kartki. Zupełnie niewidoczny był Marek Saganowski.

W pierwszej połowie tylko jeden strzał z rzutu wolnego stworzył zagrożenie pod bramką Emilijusa Zubasa. Bramkarz gości miał dosyć spokojne 45. minut i można zaryzykować stwierdzenie, że w zasadzie ani razu nie zrobiło mu się gorąco. GKS grał natomiast swoje. Parokrotnie szybcy i zwrotni zawodnicy bełchatowian stwarzali sporo problemów obrońcom z Warszawy. Gościom zabrakło jednak zimnej krwi, kiedy dwukrotnie przed przerwą Mateusz Mak wykładał kolegom piłkę jak na tacy, ale ci pudłowali.

Druga połowa: bicie głową w mur

Na drugą połowę nie wybiegł Ivica Vrdoljak, który nabawił się urazu. W jego miejsce pojawił się Janusz Gol. Były zawodnik Bełchatowa nie wniósł jednak wiele do gry "Wojskowych". Dużo lepszym zmiennikiem okazał się Bartosz Bereszyński, który wszedł w miejsce Kuby Koseckiego. „Bereś” pozwalał sobie na rajdy na prawym skrzydle i trzeba przyznać, że do pewnego czasu nieźle mu one wychodziły.

Zszokowany słabą grą swojego zespołu Jan Urban w końcówce zdjął nawet z boiska nietykalnego do tej pory Danijela Ljuboję. W jego miejsce na placu gry pojawił się Michał Kucharczyk, który chwilę po wejściu miał szansę na dobycie gola. Jego strzał z przewrotki zatrzymał Zubas, który jesienią przebywał nawet na testach w stołecznym klubie. Legia zagrażała bramce GKS tylko po stałych fragmentach gry, dobrze wykonywanych przez Tomasza Brzyskiego. Pod bramką brakowało jednak szczęścia. Bełchatów natomiast nie miał w drugiej połowie już tylu sił, by swoje kontrataki kończyć groźnymi strzałami.

Goście zeszli jednak z boiska z uśmiechami na twarzach. Dla nich runda zaczęła się świetnie - nie przegrali z Wisłą Kraków i Legią Warszawa, więc morale w drużynie czerwonej latarni T-Mobile Ekstraklasy urosły. Walka o utrzymanie w lidze wciąż nie jest rozstrzygnięta. Tak, jak i wyścig żółwi po tytuł mistrza Polski...

Twitter


Polecamy