Legia w królestwie Mussoliniego zaczyna przygodę w Lidze Europy
- Lazio nie jest drużyną lepszą od Steauy Bukareszt, dlatego na pewno nie wyjdziemy na boisko i się nie położymy przed rywalem. Musimy walczyć, ale zobaczymy, na ile rywal pozwoli nam zrealizować nasze założenia - mówił trener Legii Warszawa Jan Urban przed wylotem do Rzymu, gdzie jego zespół zainauguruje w czwartek rozgrywki w tegorocznej Lidze Europy.
Dwa lata temu stołeczny zespół wyszedł w niej z grupy, mając za rywali PSV Eindhoven, Rapid Bukareszt i Hapoel Tel Awiw. Czy uda się tym razem, gdy oprócz Lazio zmierzy się z Apollonem Limassol i Trabzonsporem (w którym występuje Polak Adrian Mierzejewski)? - Nie chcemy rzucać słów na wiatr i obiecywać wielkich rzeczy. Rzeczywistość jest jednak taka, że zamierzamy awansować. Wszystko jednak zweryfikuje boisko - zapewnia Jakub Kosecki. - Wszystko może się zdarzyć. Włosi są lepszą ekipą niż Steaua. W Rzymie występują piłkarze, którym można przypiąć łatkę z nazwą "klasa światowa" - dodaje.
Nie bez racji. Kibice Lazio w dość niecodzienny sposób demonstrowali co prawda ostatnio swoje niezadowolenie z powodu polityki transferowej klubu (opuszczając pierwszy kwadrans niedzielnego meczu ligowego z Chievo Werona). Gwiazd w zespole czwartkowych rywali Legii jednak nie brakuje.
Największa to oczywiście napastnik Miroslav Klose. Urodzony w Opolu reprezentant Niemiec ma już co prawda 35 lat, ale nie zapomniał, jak zdobywa się bramki. Odkąd w 2011 roku znalazł się w Rzymie, strzelił ich w sumie 32 (68 w kadrze, z którą wywalczył srebrny i dwa brązowe medale mistrzostw świata). Mocną stroną Lazio jest również druga linia. Zdaniem byłego napastnika tego klubu (a także m.in. Parmy) Enrico Chiesy to w ogóle najmocniejsza formacja w tym zespole.
- Grają w niej piłkarze o bardzo wysokich umiejętnościach: Hernanes, Antonio Candreva lub Senad Lulić. Oni w każdej chwili potrafią popisać się zaskakującym zagraniem - ostrzega Włoch w rozmowie z oficjalną stroną warszawskiego klubu Legia.com. Za słabszą stronę rzymian uchodzi za to defensywa.
Złą sławą - nie tylko we Włoszech - cieszą się ich kibice. Podział klubowych sympatii w Wiecznym Mieście wygląda mniej więcej tak, że w centrum zamieszkują głównie fani Romy, najczęściej o lewicowych poglądach, słynący z otwartości i tolerancji. Z Lazio sympatyzują za to ultraprawicowe przedmieścia, których wielu mieszkańców nie kryje swojej fascynacji Mussolinim. Demonstrują to, eksponując na trybunach flagi z krzyżami celtyckimi i swastykami.
Ich idolem był swojego czasu Paolo Di Canio, piłkarz znany na równi z fantastycznej gry, co swoich radykalnych poglądów. Gdy grał w Lazio, jego znakiem rozpoznawczym był "salut rzymski", gest jednoznacznie kojarzony z faszyzmem. Regularnie płacił za to kary, na które zrzucali się... kibice. Co ciekawe, nie przeszkadzało mu to potępiać publicznie antysemityzmu (swój światopogląd określał przede wszystkim jako antykomunistyczny) i rasizmu, z którego również słyną tamtejsi ultrasi.
Po niedawnym meczu o Superpuchar Włoch z Juventusem (przegranym 0:4) klub został nawet za to ukarany, bo w trakcie gry obrażali czarnoskórych piłkarzy drużyny przeciwnej: Paula Pogbę, Kwadwo Asamoaha i Angela Ogbonnę. Włoska federacja piłkarska zamknęła w związku z tym na najbliższe spotkanie ligowe jeden z sektorów Stadio Olimpico. Słynną trybunę Curva Nord, na której zasiadają najbardziej fanatyczni fani rzymskiej ekipy.
To nie pierwsze tego typu wybryki fanów Lazio. W styczniu 2013 roku klub musiał zapłacić 140 tys. euro za rasistowskie okrzyki podczas meczów w Lidze Europy z Tottenhamem Hotspur i NK Maribor. Swoją drogą, ciekawe, czy UEFA okaże się równie stanowcza jak wobec Legii, jeśli w czwartek na trybunach pojawią się faszystowskie symbole. Jak pamiętamy, właśnie z tego powodu podczas rewanżowego meczu w kwalifikacjach Ligi Mistrzów pomiędzy mistrzem Polski a Steauą zamknięta została jedna z trybun warszawskiego stadionu, słynna Żyleta (chodziło o czcionkę w napisie na jednej z flag, kojarzoną jakoby z nazistowską stylistyką).
Kilka dni temu zamknięcie całego stadionu do końca rundy jesiennej rozważał wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski, zarzucając kibicom Legii notoryczne łamanie przepisów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych (chodziło m.in. o palenie rac). Ostatecznie nie zdecydował się jednak na tak radykalny krok.
W poprzedniej edycji Ligi Europy Lazio dotarło do ćwierćfinału (gdzie przegrało z Fenerbahce Stambuł), a królem strzelców całych rozgrywek został Libor Kozak. Czecha (który, co ciekawe, ani razu nie trafił do siatki w lidze) na pewno nie zobaczymy jednak w czwartek na boisku, bo latem odszedł do Aston Villi. W obecnym sezonie podopieczni Vladimira Petkovicia zajmują po trzech kolejkach siódme miejsce w Serie A (dwa zwycięstwa i porażka).
- Remis będzie bardzo dobrym wynikiem, a zwycięstwo rewelacyjnym. Doskonale wiemy, co nas czeka, ale nie wiadomo, jak Lazio podejdzie do rywalizacji w Lidze Europy. Czasami się zdarza, że takie drużyny pierwsze mecze w fazie grupowej odpuszczają, wystawiają trochę rezerwowy skład - mówi Jan Urban, którego plany komplikują mocno dziury w defensywie. W czwartek Legia będzie musiała radzić sobie bez bramkarza Dušana Kuciaka oraz Bartosza Bereszyńskiego, Jakuba Wawrzyniaka i Marka Šulera.