Legia - Śląsk LIVE!
Legia Warszawa jest już bardzo blisko postawienia milowego kroku, by w tym sezonie sięgnąć po dublet. Wystarczy dzisiaj postawić kropkę nad "i", czyli ponownie odprawić Śląsk Wrocław. Wojskowi zrobili to na wyjeździe i wszystko wskazuje na to, że zrobią to ponownie. Relacja LIVE prosto z Pepsi Areny o 20:30 w Ekstraklasa.net!
fot. sylwester wojtas
Niech się zapełni
Uśmiech pojawia się na twarzy, kiedy widzi się, że polskie rozgrywki przyciągają szeroką publikę. Szczególnie, gdy jest to - zdecydowanie słabszy medialnie niż Ekstraklasa - Puchar Polski. Cały klub z Ł3 mobilizował kibiców na długo przed finałem u siebie. Fani bilety kupowali, a stadion powoli się zapełniał. W pewnym momencie jednak coś stanęło i licznik przestał bić. Nieoczekiwanie z "pomocą" przyszedł wojewoda mazowiecki, który zagroził zamknięciem "Żylety". To odblokowało zator i bilety popłynęły szerokim strumieniem. Do całkowitego zapełnienia stadionu brakowało niewiele, więc klub podjął starania, by zdobyć ostatnie bilety - na stronie wyświetlały się ogromne grafiki, które nawoływały do wykupienia ostatnich wejściówek. W końcu się udało! We wtorek rozeszły się ostatnie i uprawnionych do wejścia jest 29 033 kibiców.
Jeszcze przed pierwszym meczem, który mistrz Polski przegrał 2:0, wrocławianie wybierali się do stolicy w pokaźnej liczbie 3 tys. kibiców. Po przegranej liczba ta zmalała do 500. Fani Śląska chyba już nie wierzą w sukces swojego zespołu...
Wojewoda kibiców nie zmoże
Jacek Kozłowski, podając tuż przed finałem w Warszawie, sensacyjną wiadomość o zamknięciu "Żylety" rozsierdził kibiców. Nie tylko zresztą ich, bo i prezes Leśnodorski nie był zadowolony z informacji, jakie pojawiały się w mediach:
- Jestem przekonany, że jak Żyleta dostanie zakaz, to cały stadion wyjdzie. Ja sobie nie wyobrażam tego, żeby było inaczej. Wydaje mi się, że to będzie tak, że jak zostanie zamknięta, to wszyscy wyjdą - mówił w Polsacie Sport Extra.
Cała sytuacja i argumenty wojewody były na tyle dziwne, że Kozłowski doczekał się nawet memów:
Wojewoda jednak przegrał batalię z kibicami, którzy planują kolejną, spektakularną oprawę. Ponoć kosztowała niemałe pieniądze, a zaangażowane będą w nią trzy trybuny. Będzie to tzw. kartoniada.
Kibice Legii udowodnili już, że w temacie kartoniad potrafią zaskoczyć. Oto, jeszcze świeża, oprawa z Krakowa:
Formalność?
Legia z łatwością wygrała pierwszy mecz we Wrocławiu, kiedy po golach Saganowskiego ograła Śląsk 2:0. Zaliczka to solidna, szczególnie, że teraz legioniści grają na swoim terenie, na którym są szczególnie mocni. Dla Legii w Pucharze Polski stadiony nie mają jednak znaczenia. Wojskowi to prawdziwy hegemon tych rozgrywek . Dzisiaj zagrają o trzeci puchar z rzędu. Będzie to pierwszy krok do upragnionego dubletu, na który wszyscy liczyli już rok temu. Legia liczy, że zwycięstwo w PP może dodać jej energii do walki z Lechem o mistrza Polski, a decydujące starcie na Łazienkowskiej zbliża się wielkimi krokami.
Wszystkie argumenty zdają się być po stronie Legii. Mają dwie bramki zaliczki na wyjeździe, publikę za sobą, olbrzymie pokłady motywacji, niesamowitą serię bez porażki w Pucharze Polski i, co ważne, nigdy nie przegrali ze Śląskiem w Pucharze. 7 meczów = 7 zwycięstw.
Na co stać mistrza Polski
- Chcemy zrobić wszystko, żeby skomplikować rywalowi drogę do triumfu w Pucharze Polski. Nasza sytuacja jest trudna, ale nie beznadziejna. Jedziemy do Warszawy, aby powalczyć - mówi przed finałem Stanislav Levy, szkoleniowiec Śląska.
Mistrz Polski w tym sezonie jednak zawodzi. Puchar Polski miał być pocieszeniem i jakąś otuchą dla klubu, który wciąż nie może być pewny europejskich pucharów.
Czeski szkoleniowiec Śląska nie będzie mógł skorzystać dzisiaj z Marka Wasiluka i Mariusza Pawelca. Poza tym do składu wraca Adam Kokoszka. Czym może postraszyć Śląsk? Niezmiennie na pierwszym planie będzie Sebastian Mila (który był zresztą niedawno łączony z przenosinami do Legii) i Waldemar Sobota.
Wrocławianie oczywiście ciągle wierzą w sukces i zapewniają, że puchar da się jeszcze wygrać. Trzeba być jednak realistą - ich zadanie jest arcytrudne. Nie tracąc ani jednej bramki, muszą przecież zdobyć dwie, dzięki czemu mają okazję do dogrywki. Jeśli chcą natomiast wygrać w regulaminowym czasie gry, potrzebują trzech goli i "zera z tyłu".
Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.