Legia rzutem na taśmę uratowała punkt z grającym w "10" Podbeskidziem [RELACJA, ZDJĘCIA]
Po emocjonującym spotkaniu Podbeskidzie Bielsko-Biała zremisowała z Legią Warszawa 2:2. Chociaż gospodarze od 41. minuty grali w "10", Wojskowi gola na wagę punktu zdobyli dopiero w ostatniej akcji meczu!
W meczu z wicemistrzem Polski Podbeskidzie miało coś do udowodnienia. „Górale” po porażce z Zagłębiem Lubin przedłużyli do siedmiu serię meczów bez zwycięstwa u siebie. W oczy kuły ich także statystyki ostatnich pojedynków z Legią – w trzech spotkaniach bielszczanie zanotowali trzy porażki, przy bilansie bramkowym 1-11. Gospodarze zapewniali, że przeciwko „Wojskowym” chcą się zrehabilitować i nie były to słowa rzucone na wiatr.
Podbeskidzie zaskoczyło Legię, bo wcale nie cofnęło się do obrony i od początku zaatakowało. W 5. minucie gospodarze wyprowadzili piękny, podręcznikowy więc kontratak. Rozpoczął go Jakub Kowalski, który przedryblował kilku rywali i zagrał na skrzydło, gdzie Adam Pazio dostrzegł wychodzącego na pozycję Mateusza Szczepaniaka. Najlepszy strzelec Podbeskidzia tym razem wcielił się w rolę asystenta i dokładnie podał do wchodzącego przed bramkę Roberta Demjana, a Słowak zrównał się z nim w klasyfikacji strzelców.
Bielszczanie poczuli się pewnie i mogli grać swoje – skupili się na rozbijaniu ataków Legii i wyprowadzaniu kontrataków. Przez długi czas wychodziło im to znakomicie i niewiele brakowało, by Arkadiusz Malarz wyciągał piłkę z siatki po raz drugi. Doświadczony bramkarz, który w kolejnym meczu zastąpił wracającego do zdrowia po kontuzji Dusana Kuciaka, świetnie interweniował jednak po strzałach Demjana i Koheiego Kato.
Największe zagrożenie w szeregach gości sprawiał Guilherme, ale dwie próby Brazylijczyka z dystansu zatrzymał Emilijus Zubas. Legia grała niedokładnie i ustępowała gospodarzom w waleczności. W 42. minucie bielszczanie zginęli jednak od własnej broni… Kristian Kolcak ostro, wyprostowaną nogą wszedł w nogi Guilherme i sędzia bez zastanowienia ukarał go czerwoną kartką. Było blisko, by Legia wykorzystała grę w przewadze już po trzech minutach, ale Tomasz Brzyski z rzutu wolnego trafił w słupek.
Jaki był obraz drugiej połowy? Łatwo zgadnąć – Legia „siadła” na Podbeskidzie, ale przez długi czas biła głową w mur. W grze gości wciąż było jednak zbyt dużo niecelnych podań, a bielszczanie bardzo dobrze się bronili. Stanisław Czerczesow musiał reagować i nieoczekiwanie postawił na Arkadiusza Piecha, który zastąpił Aleksandara Prijovicia. Napastnik, który ostatni raz w Ekstraklasie grał w 9. kolejce (20 września, sześć minut przeciwko Ruchowi Chorzów), okazał się cichym bohaterem Legii. Co prawda najpierw spudłował będąc na czystej pozycji, ale chwilę później zrobił to, czego przez całe spotkanie nie potrafił zrobić Ondrej Duda – pięknym podaniem znalazł w polu karnym Nemanję Nikolicia, który strzelił swoją 17. bramkę w tym sezonie.
I choć wydawało się, że Legia złapie wiatr w żagle i bez problemu odprawi osłabionego rywala, to goście wciąż mieli problemy. Nie potrafili poradzić sobie z dobrze ustawioną defensywą Podbeskidzia, które jednocześnie nie bało się kontratakować. W 86. minucie stało się niemożliwe – po kolejnej stracie warszawian i kontrataku wyprowadzonym przez rezerwowego Kamila Jonkisza, Adam Mójta wszedł z piłką w pole karne i oddał mocny strzał, po którym piłka odbiła się od Igora Lewczuka i wpadła do bramki tuż przy słupku obok zaskoczonego Malarza.
Eksplozja radości na Stadionie Miejskim była ogromna i nie było się co dziwić – Podbeskidzie było o krok od pierwszego zwycięstwa w Bielsku-Białej. Ale fatum ciążące nad stadionem „Górali” nie odpuściło. W ostatniej akcji meczu, po rzucie rożnym wykonywanym przez Legię, Stojan Vranjes mocnym strzałem z powietrza dał swojej drużynie remis. Podział punktów to jednak marne pocieszenie dla „Wojskowych”, którzy do lidera z Gliwic tracą już dziesięć punktów.