Legia - Ruch. Patryk Lipski: Uderzenie z rzutu wolnego było takie, jak chciałem
Legia Warszawa przegrała u siebie z Ruchem Chorzów 1:3 w 22. kolejce Lotto Ekstraklasy. Goście objęli prowadzenie po kopnięciu Patryka Lipskiego z rzutu wolnego. - Uderzyłem, jak chciałem, w dalszy róg bramki. Ale muszę obejrzeć tego gola na powtórce, bo przyznam, że w tych emocjach nawet nie widziałem, jak piłka wpadła do siatki - przyznał 22-letni pomocnik Ruchu.
fot. Marzena Bugala- Azarko / Polska Press
Trener Waldemar Fornalik powiedział, że wygraliście po trzech ciosach karate.
Coś w tym jestem. To Legia miała przewagę w posiadaniu piłki. My nie wypracowaliśmy sobie stuprocentowych okazji, a mimo to strzeliliśmy trzy gole. Co uderzenie, to bramka. Oby więcej takich w naszym wykonaniu.
Strzelił Pan z rzutu wolnego tak, jak chciał?
Tak, celowałem w dalszy róg. Co prawda rzut wolny był w takim miejscu boiska, że bardziej pasowałby lewonożnemu zawodnikowi, ale akurat nikogo takiego w naszym zespole nie było. Muszę obejrzeć tę bramkę na powtórce, bo przyznam, że w tych emocjach nawet nie widziałem, jak piłka wpadła do siatki.
Często trenuje Pan rzuty wolne?
Tak, choć ostatnio nieco mniej. Głównie dlatego, że trenujemy na sztucznej murawie. Uderzenia na takiej, a na naturalnej bardzo się od siebie różnią, więc nie mają sensu. Gdy jednak ćwiczymy na normalnej trawie, to jak najbardziej zostaję po treningach, żeby szlifować stałe fragmenty gry. Zwykle jest nas kilku, bierzemy jednego z bramkarzy i strzelamy. Tak jest najlepiej, bo wtedy wiemy też, jak zachowa się rywal. To procentuje, jak choćby w meczu z Legią, gdy Arkadiusz Malarz zrobił rok za mur, a ja to wykorzystałem, strzelając w drugi róg bramki.
Fornalik stwierdził też, że zwycięstwo nad Legią nie jest dla niego niespodzianką. A dla Pana?
Trener powiedział to chyba z przekorą. Przed tą kolejką byliśmy na ostatnim miejscu. Poza nami i naszymi kibicami pewnie nikt nie wierzył, że pokonamy mistrza Polski. Dlatego ten wynik trzeba uznać za niespodziankę.
Miał Pan wrażenie, że Legia tak słabego meczu nie zagrała już dawno?
Nie, wcale. Nie zdziwiłbym się, jeśli w czwartek uzyska potrzebny wynik z Ajaksem, by awansować. To był dla niej taki wypadek przy pracy. Mam za to nadzieję, że my tym zwycięstwem rozpoczniemy passę, która będzie długo trwać. Po falstarcie tydzień temu z Cracovią liczę, że wygrana w Warszawie nas uskrzydli. W przerwie zimowej odjęto nam cztery punkty, więc wciąż tej straty nie odrobiliśmy. Obyśmy meczem ze Śląskiem Wrocław za tydzień wydostali się ze strefy spadkowej.
Adam Pazio tłumaczył wam swoje zachowanie, gdy uderzył Artura Jędrzejczyka w twarz, a sędzia pokazał mu czerwoną kartkę.
Nie, jeszcze nic mówił. Natomiast z tego co widziałem, to zachował się nieodpowiedzialnie. Zawodnikowi ekstraklasy nie przystoi się tak zachowywać. Co gorsza, osłabił drużynę. Na szczęście utrzymaliśmy prowadzenie do końca spotkania.
Od czasu do czasu, choćby ostatniego lata, pojawiają się plotki, że miałby Pan trafić do Legii. W trakcie meczu nie pomyślał Pan, że mógł grać w przeciwnej drużynie?
Nie, ani razu. Gram dla Ruchu, staram się jak najlepiej. Legia latem ściągnęła bardzo dobrych zawodników, m.in. Vadisa Odjidję-Ofoe. To zaprocentowało, bo awansowali do Ligi Mistrzów, gdzie zajęli trzecie miejsce. To wciąż bardzo dobra drużyna. Potknięcie z nami jej nie zaszkodzi, życzę jej powodzenia w czwartek.
Rozmawiał i notował Tomasz Biliński