menu

Legia rozbiła Górnika w hicie kolejki. Dwie bramki Radovicia, jedna Astiza (ZDJĘCIA)

22 lutego 2014, 20:13 | Sebastian Gladysz

W szlagierowym meczu 23. kolejki T-Mobile Ekstraklasy Legia Warszawa pewnie wygrała z Górnikiem Zabrze 3:0. Worek z bramkami dla stołecznej drużyny rozwiązał w pierwszej połowie Inaki Astiz. Dwie kolejne dołożył w drugiej części gry Miroslav Radović. To druga z rzędu wysoka porażka Górnika na wiosnę, który traci dystans do Legii.

Mieliśmy kilka roszad w składach obu zespołów w porównaniu do ich zeszłotygodniowych meczów. Henning Berg z konieczności musiał ustawić na prawej stronie obrony Brozia, bowiem kilka dni temu kontuzji doznał Bereszyński. Oprócz tego w miejsce Łukasika na pozycji defensywnego pomocnika pojawił się Jodłowiec. Najważniejsza była zmiana na szpicy warszawskiego zespołu, gdzie szansę debiutu otrzymał Orlando Sa. Portugalczyk zastąpił pauzującego za czerwoną kartkę Dwaliszwilego.

Ryszard Wieczorek dokonał pięciu zmian w wyjściowym składzie swojej drużyny. W bramce pojawił się Steinbors, na środku obrony u boku Łukasiewicza zagrał Pandża, na lewej stronie defensywy wyszedł Kosznik, a partnerować Sobolewskiemu na pozycji nr 6 miał Drewniak. Spowodowało to przesunięcie Jeża na pozycję za napastnikiem – w tej roli Zachara. Z miejscem w pierwszym składzie pożegnali się Witkowski, Augustyn, Małkowski, Kurzawa i Łuczak.

Jeszcze na krótko przed rozpoczęciem spotkania tłum fotoreporterów okrążył szkoleniowca „Wojskowych”. Henning Berg już po pierwszym gwizdku sędziego ze spokojem obserwował poczynania swoich podopiecznych. Obie drużyny niezbyt udanie weszły w ten mecz – widać było ostrożność w poczynaniach Górników, którzy nie chcieli zagrać tak, jak z Zagłębiem. Legia natomiast nie forsowała tempa, w wyniku tego mieliśmy trochę bezładnej kopaniny w pierwszych minutach. Po chwili jednak wszyscy zawodnicy się ocknęli i gra nabrała tempa. Naprawdę niezłego tempa. Gospodarze kilka razy ładnie pograli piłką na połowie Legii, jednak rywale szybko odpowiedzieli kapitalną okazją Vrdoljaka, który bardzo groźnie uderzał głową po rzucie rożnym – fantastyczną paradą popisał się Steinbors. Chwilę potem minimalnie niecelnie z wolnego uderzał Brzyski.

Górnik nie oddawał jednak pola rywalom. Legia w początkowej fazie meczu nastawiła się na kontry, ale z Kosznikiem, Drewniakiem i Zacharą na boisku atak pozycyjny wychodził zabrzanom o niebo lepiej niż w Lubinie. W 24 minucie błysnął Orlando Sa, który obrócił się z piłką mając na plecach Pandżę i oddał groźny strzał z półwoleja. Piłka minęła jednak słupek bramki zabrzan. Potem mieliśmy przy Roosevelta okres stagnacji. Obie drużyny zwarły się w klinczu i mało było sytuacji podbramkowych. Nie oznacza to jednak, że mecz nie był ciekawy – sporo było walki i momentów naprawdę przyjemnej do oglądania gry.

Pod koniec pierwszej połowy Legia mocno przycisnęła gospodarzy i w 42 minucie dopięła swego, zdobywając gola. Po rzucie wolnym wykonywanym z boku boiska Pandża, który wygrał główkę, zagrał na tyle niefortunnie, że piłka dotarła do niepilnowanego Astiza. Ten bez większych problemów z bliskiej odległości pokonał Steinborsa. Do gwizdka kończącego pierwszą połowę spotkania nie wydarzyło się już nic więcej i Legia schodziła do szatni z jednobramkową zaliczką.

Mecz w pierwszych 45 minutach był w miarę wyrównany, zarówno gospodarze, jak i goście mieli swoje szanse, ale trudno było nie zauważyć różnicy w jakości piłkarskiej. Akcje Legii, napędzane szybkimi podaniami przez Radovicia, Guilherme i Ojamaę, znacznie częściej stanowiły zagrożenie pod bramką Górnika. W zespole gości nie było widocznych słabych punktów, natomiast w drużynie Wieczorka odstawał Mańka, łatwo ogrywany przez estońskiego skrzydłowego. Nic jednak nie było jeszcze stracone – Górnik przy większej dozie szczęścia i przy większej konsekwencji w defensywie mógł jeszcze odwrócić losy tego meczu.

I z takim właśnie nastawieniem zabrzanie wyszli na drugą połowę. Widać było, że jeszcze się nie poddali. W 52 minucie na granicy drugiej żółtej kartki znalazł się Pandża, którego bezkompromisowy styl gry nie do końca przypadł do gustu sędziemu Pskitowi. Stoper z Bośni musiał zacząć się pilnować. Jeszcze w pierwszym kwadransie drugiej części gry zespół Górnika zaczął się sypać – w przeciągu kilku minut z urazami z boiska zeszli Mańka i Zachara.

W 63 minucie nastąpiła kulminacja pecha w zespole gospodarzy – po rzucie wolnym dla Legii zderzyli się Steinbors i Łukasiewicz. Obydwoje upadli na murawę, a gesty innych zawodników wołające o pomoc bynajmniej nie dodawały otuchy kibicom. Łotewski bramkarz Górnika musiał opuścił murawę na noszach, a w jego miejsce na placu gry pojawił się debiutujący w zabrzańskim klubie Kasprzik. Szczęście nie było tego dnia po stronie gospodarzy.

Górnicy walcząc z przeciwnościami losu nadal się nie poddawali – w 68 minucie z kontrą popędził Madej, który przebiegł z piłką niemal całe boisko i będąc na granicy pola karnego oddał mocny strzał, jednak Kuciak był na posterunku. Legia znajdowała się w jakimś szoku, prawie tak, jakby to ona straciła trzech zawodników z powodu kontuzji. Podopieczni Wieczorka poczuli krew i zaatakowali z animuszem, jednak cały czas czegoś brakowało – a to ostatniego podania, a to zimnej krwi lub skuteczności.

Nie był to najlepszy mecz arbitra Pskita. Najpierw gwizdał po aptekarsku każde, najmniejsze nawet przewinienie, a gdy gra pod koniec spotkania się zaostrzyła – nie wiedzieć czemu przestał używać gwizdka.

W 78 minucie, gdy inicjatywa należała do gospodarzy, Legia wyprowadziła zabójczą kontrę. Po świetnym prostopadłym podaniu Raphaela Augusto sam na sam z Kasprzikiem znalazł się Radović, który rzadko myli się w takich sytuacjach. Serb spokojnie położył golkipera zabrzan, minął go i trafił do pustej bramki. Ta bramka zupełnie rozbiła grę Górnika. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W 83 minucie kolejna akcja Legii przyniosła drugą bramkę Radovicia. Nieudany strzał Ojamy po niefortunnym dla zabrzan rykoszecie trafił pod nogi Serba, który pewnym strzałem podwyższył prowadzenie warszawiaków.

Druga bramka dla Legii zakończyła jakiekolwiek emocje przy Roosevelta. Do tego momentu Górnik był dla Legii równorzędnym rywalem, ale potem było już po zabawie. Oba zespoły na pewno zagrały lepiej niż przed tygodniem, a takie rozmiary wygranej z pewnością nie odzwierciedlają przebiegu meczu. Sytuacja na placu gry ułożyła się jednak tak, a nie inaczej i w efekcie „Wojskowi” mogli w ostatnich minutach grać na luzie. Po dodatkowych pięciu minutach arbiter zakończył to spotkanie.


Polecamy