menu

Legia ostatnim ćwierćfinalistą Pucharu Polski. Stałe fragmenty kluczem do pokonania Lechii (RELACJA, ZDJĘCIA)

24 września 2015, 22:25 | Konrad Kryczka

Legia Warszawa pewnie zwyciężyła Lechię Gdańsk (4:1) w ostatnim już meczu 1/8 finału Pucharu Polski. Dwa dla gospodarzy gole zdobył bardzo dobrze dysponowany Aleksandar Prijović.

Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk
fot. BARTEK SYTA / POLSKA PRESS
1 / 15

Oto nowa odsłona legendy. Zmodernizowane Porsche 911

Na papierze kibiców w Warszawie czekał naprawdę ciekawy pojedynek. Z jednej strony grający w Lidze Europy wicemistrz Polski, z drugiej drużyny naszpikowana gwiazdami (oczywiście jak na ligowe warunki), która jednak nie gra adekwatnie do potencjału piłkarskiego. Dodatkowo była duża szansa na otwarty pojedynek z obu stron – nie był to mecz ligowy, więc remis nie satysfakcjonował żadnej z drużyn. W skrócie: Legia w pucharze Polski podejmowała Lechię.

Jednak to, co na papierze, bardzo często nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Idealnie pokazała to pierwsza połowa, który wszystkim (piłkarzom prawdopodobnie również) dłużyła się niesamowicie. W skróci sekwencję zdarzeń można przedstawić następująco: próba podania, strata, próba podania, strata, faul, próba przeprowadzenia akcji itd. – generalnie nic, co mogłoby poderwać widzów z krzesełek. I tak aż do 26. minuty, kiedy gospodarze zaskoczyli lechistów z rzutu rożnego. Po dośrodkowaniu z narożnika piłkę niemal z zerowego konta wpakował do siatki Aleksandar Prijović. Goście próbowali się odgryzać uderzeniami z okolicy linii szesnastego metra – w ten sposób strzelali Maciej Makuszewski oraz Bruno Nazario. Za każdym razem górą był jednak Dusan Kuciak.

Jednobramkowe prowadzenie nie zadowoliło gospodarzy, którzy w drugiej połowie postanowili udowodnić, że strzelenie pierwszego gola po stałym fragmencie gry nie było przypadkiem. Najpierw z rzutu wolnego dośrodkował Guilherme, piłka odbiła się od poprzeczki tak i do bramki wbił ją ze spokojem Nemanja Nikolić. Węgier mógł odetchnąć, bo parę chwil wcześniej wbiegł w pole karne, minął Marko Maricia, ale uderzył tak, że bramkarz Lechii jeszcze zdążył uratować swój zespół. Trzeci gol dla „Wojskowych” padł natomiast po rzucie rożnym. Tym razem centrował Tomasz Brzyski, a głową piłkę do siatki wpakował Igor Lewczuk. Legioniści pod koniec meczu zdążyli jeszcze trafić z gry. Błąd na skrzydle popełnił Maciej Makuszewski, piłkę przejął Michał Kucharczyk, który popędził w stronę bramki i wystawił futbolówkę jak na tacy Prijoviciowi, który nie mógł się pomylić i ustalił wynik spotkania.

Na 4:1, bo w międzyczasie swoją szansę wykorzystali przyjezdni. Na skrzydle rozhulał się Grzegorz Wojtkowiak, który następnie zagrał w pole karne, gdzie odnalazł się Michał Mak. Zawodnik sprowadzony latem z GKS-u Bełchatów huknął tak, że Kuciak musiał skapitulować. Oprócz tej akcji trudno napisać o Lechii coś pozytywnego. Na pewno miała szansę na coś więcej, ale dwa razy fatalnie mylił się Nazario – najpierw katastrofalnie dobił uderzenie Makuszewskiego, a później przegrał pojedynek z Kuciakiem. Jeszcze gorzej spisał się Sławomir Peszko. Reprezentant Polski zaczął w podstawowym składzie, ale po przerwie nie wybiegł na boisko. W pierwszej połowie popisał się jedynie chamskim faulem na Brzyskim. Wśród gości na pewne pochwały zasłużyli Ariel Borysiuk – który któryś już mecz stara się trzymać środek pola, ale nie ma odpowiednich partnerów obok – oraz Milos Krasić, który nie wygląda wybitnie pod względem przygotowania fizycznego, ale w jego zagraniach było widać pewną jakość. Cierpliwość do swoich zawodników tracą również kibice Lechii, którzy wyrazili swoje niezadowolenie po ostatnim gwizdku.


Polecamy