Legia nie musiała nawet grać. Lech nie wygrał z Pogonią - tytuł zostaje w Warszawie! (ZDJĘCIA)
Piłkarze Legii Warszawa po raz drugi z rzędu zostali mistrzami Polski. Legioniści swoje spotkanie w ramach 35. kolejki T-Mobile Ekstraklasy z Ruchem Chorzów rozegrają dopiero jutro, ale już mogą się cieszyć z wywalczenia mistrzowskiego tytułu, bowiem zajmujący pozycję wicelidera Lech Poznań nie zdołał wygrać swojego meczu z Pogonią Szczecin. Poznaniacy tracą do Legii 7 punktów.
Pierwszą groźną okazję stworzyli sobie lechici w 10. minucie spotkania. A w zasadzie nie stworzyli jej sami, bo znaczący udział w akcji miał Sebastian Rudol. Daylon Claasen zagrywał niecelnie w pole karne za plecy Łukasza Teodorczyka i piłkę przejął obrońca Pogoni, który jednak skiksował, odgrywając wprost do wchodzącego w pole karne Szymona Pawłowskiego. Strzał skrzydłowego Lecha obronił jednak Radosław Janukiewicz.
Był to znak przewagi gospodarzy w początkowej fazie spotkania. Pogoń zaczęła nieco cofnięta, jakby przyczajona, oddając pole rywalowi, który rozgrywał piłkę na jej połowie. Poznaniacy próbowali zaatakować skrzydłami, w akcje ofensywne często włączali się obaj boczni obrońcy, a więc Luis Henriquez oraz Tomasz Kędziora. Ten drugi dostał w końcu okazję, by zagrać na swojej nominalnej pozycji prawego defensora – w ostatnich kolejkach, jeżeli już grał, to na przeciwległej stronie boiska.
Z czasem szczecinianie zaczęli stawać odważniejszy opór zawodnikom Lecha. Bardzo dobrą okazję miał w 25. minucie Marcin Robak, z którym nie potrafił poradzić sobie Paulus Arajuuri. Wydawało się, że środkowy obrońca Lecha ma już sytuację pod kontrolą, tymczasem najlepszy snajper Ekstraklasy zdołał go minąć i oddać strzał na bramkę Krzysztofa Kotorowskiego. Na szczęście dla Lecha – niecelny.
Swoją drogą wyznaczenie Fina do pilnowania Robaka było wyraźnym wyciągnięciem wniosków z ostatniego meczu między oboma zespołami. Wtedy odpowiedzialny za tego zawodnika był Hubert Wołąkiewicz i kompletnie nie dał sobie rady, zawalając pięć bramek. Teraz to nie Wołąkiewicz, a mocniejszy fizycznie Arajuuri miał na głowie niezwykle groźnego zawodnika Pogoni. I jak widać również miał problemy z utrzymaniem go w ryzach.
Mimo że gra się nieco wyrównała, to groźniejsze okazje wciąż stwarzali sobie lechici. Ważną rolę odgrywał Szymon Pawłowski, który był blisko zaliczenia asysty oraz strzelenia bramki. Najpierw wypuścił Kaspera Hamalainena, który w sytuacji sam na sam przegrał pojedynek z Janukiewiczem, a później dostał piłkę przypadkowo po kiksie Karola Linettego i z dwudziestu metrów huknął w poprzeczkę. Swoją okazję miał również Łukasz Teodorczyk, który jednak źle przyjął piłkę w polu karnym rywala i nie zdołał oddać skutecznego strzału. Pogoń próbowała strzałów z dystansu, ale nie były to na tyle groźne próby, by zaskoczyć Kotorowskiego.
Tuż po rozpoczęciu drugiej połowy bliski wpisania się na listę strzelców był po raz kolejny Pawłowski, tym razem jednak jego strzał w okienko obronił Janukiewicz. Chwilę później dwie bardzo groźne akcje przeprowadzili gracze Pogoni i w obu ważną rolę odegrał Robak. Najpierw napastnik „Portowców” dobrze odgrywał piłkę do Wojciecha Lisowskiego, który z kolei podał do Dominika Kuna, który źle przyjął sobie futbolówkę i stracił ją na rzecz rywala. Chwilę później Robak miał piłkę wyłożoną jak na patelni, ale przegrał pojedynek z wychodzącym z bramki Kotorowskim.
W 54. minucie gracze Pogoni byli jeszcze bliżej zdobycia gola – po dośrodkowaniu Takafumi Akahoshiego z rzutu wolnego i strzale głową Macieja Dąbrowskiego piłka trafiła w słupek bramki Lecha. Pogoń rozpoczęła drugą połowę zdecydowanie lepiej niż pierwszą, stwarzała wiele okazji, których jednak nie zdołała zamienić na bramki.
Po niezłym początku drugiej połowy, później tempo meczu zdecydowanie spadło. Sytuacje podbramkowe obu zespołów były zdecydowanie mniej klarowne, o ile wcześniej Janukiewicz i Kotorowski mieli sporo roboty, to od 60. minuty nie mieli zbyt wielu okazji na wykazanie się swoimi umiejętnościami. Z dobrego meczu zrobił się przeciętny pojedynek na 0:0.
Obraz gry już do końca nie uległ zmianie. Ostatecznie Lech zremisował bezbramkowo z Pogonią i stracił nawet matematyczne szanse na mistrzostwo Polski. Legia miała zapewnić sobie tytuł dopiero w jutrzejszym meczu z Ruchem, ale wskutek straty punktów przez wicelidera, podopieczni Henninga Berga już teraz są pewni zwycięstwa w Ekstraklasie i obrony tytułu.