Legia kroczy po tytuł, Lechia na fali wznoszącej - podsumowanie 12. kolejki Ekstraklasy
Wreszcie doczekaliśmy się szlagieru, który ogląda się z zapartym tchem. W obecności ponad 40 tysięcy kibiców Legia pokonała Lecha i udowodniła, że jest w tej chwili głównym kandydatem do mistrzostwa. Coraz lepiej radzi sobie Lechia, która pod wodzą Bogusława Kaczmarka zaczęła grać nie tylko skutecznie, ale też efektownie. Co jeszcze działo się w weekend na ligowych boiskach? Zapraszamy na podsumowanie 12. kolejki T-Mobile Ekstraklasy.
fot. jarmulowicz.com/Piotr Jarmułowicz
Zagłębie Lubin 1:0 GKS Bełchatów – Zagłębie ucieka, GKS jak dzieci we mgle
Rozegranie pierwszego meczu kolejki niespodziewanie stanęło pod sporym znakiem zapytania z powodu gęstej mgły, która zawisła nad stadionem w Lubinie. Ostatecznie zadecydowano jednak, że w tych warunkach można rozegrać spotkanie. Chociaż widoczność była znacznie ograniczona, gołym okiem widać było, że gospodarze prezentują futbol ze znacznie wyższej półki niż rywale. Mimo tego długo męczyli się ze słabeuszem, a trzy punkty wyrwali Brunatnym dopiero w 89. minucie za sprawą Łukasza Hanzela. Dzięki zwycięstwu Zagłębie po raz pierwszy w tym sezonie może odetchnąć przynajmniej na chwilę, bo jego przewaga nad strefą spadkową wzrosła do 6 oczek.
Debiut Michała Probierza wypadł cokolwiek blado. Przysłowiowy efekt nowej miotły nie zadziałał, jego podopieczni zagrali tak, jak grali w poprzednich meczach, czyli chaotycznie i bez pomysłu. Probierz przyzwyczaił kibiców do tego, że słabe, rozbite drużyny zmienia w zespół lwów, które gryzą trawę i walczą o każdy centymetr murawy. W Bełchatowie czeka go być może najtrudniejsze zadanie ze wszystkich, z jakimi mierzył się w ciągu dotychczasowej kariery. Ostatnie miesiące były dla niego pasmem porażek, jego pobyt w Wiśle zakończył się spektakularną klęską. Jeśli uratuje Bełchatów, znów będzie okrzyknięty bohaterem, ale niepowodzenie jego misji może sprawić, że na dłużej pozostanie na obrzeżach poważnej piłki.
Lechia Gdańsk 2:0 Widzew Łódź – PGE Arena odczarowana, Widzew zagubiony
Gdańszczanie wreszcie pokazali, że u siebie też potrafią wygrywać. W piątek w bardzo dobrym stylu pokonali byłego lidera i w tabeli zrównali się punktami z chwalonym zewsząd Górnikiem. Murawa wymieniona na mecz Polski z Urugwajem była dla gospodarzy wielkim atutem, bo na równym jak stół boisku świetnie czuli się najlepsi technicznie zawodnicy: Deleu, Traore i Ricardinho. Dwaj ostatni momentami wręcz ośmieszali ekipę z Łodzi. Druga bramka dla Biało-Zielonych padła po fenomenalnej akcji Burkińczyka z Brazylijczykiem, którzy we dwójkę ograli całą defensywę Widzewa. Po czerwonej kartce dla Banasiaka przewaga Lechii była wręcz miażdżąca i przy odrobinie szczęścia mogła wygrać znacznie wyżej, ale szans nie wykorzystał m.in. Ricardinho, który strzelił przewrotką w poprzeczkę (!). Gdańszczanie wreszcie zagrali na miarę swoich możliwości i można się spodziewać, że kibice docenią to, tłumnie stawiając się na kolejnym meczu w Gdańsku.
Widzew w ostatnich tygodniach wyraźnie wyhamował. Sprawdziły się słowa tych, którzy po dobrym początku sezonu wróżyli łodzianom rychły zjazd w dół tabeli. Jeszcze nie tak dawno podopieczni Radosława Mroczkowskiego spoglądali na rywali z fotela lidera, teraz tułają się w środku stawki. Nie ma się jednak co dziwić, w końcu skład Widzewa w dużej mierze opiera się na młodych zawodnikach, a oni mają prawo do wahań formy. Biorąc pod uwagę przedsezonowe problemy klubu, które ciągną się za nim do dzisiaj, dorobek siedemnastu punktów po dwunastu meczach i tak jest więcej niż przyzwoity. Trener Mroczkowski wyciska z tej drużyny 110% możliwości, daje szanse młodym i z ekipy, która miała walczyć o utrzymanie, stworzył zespół, któremu do strefy spadkowej bardzo daleko.
Piast Gliwice 1:0 Podbeskidzie Bielsko-Biała – Dobra seria Piasta, Górale znów bez punktów
Piast, który tydzień temu pokonał mistrza kraju, był zdecydowanym faworytem sobotniego spotkania ze słabeuszem z Bielska. Szybko okazało się jednak, że przedmeczowe spekulacje, szczególnie w naszej lidze, bezlitośnie potrafi zweryfikować boisko, bo to przyjezdni byli drużyną znacznie groźniejszą i do przerwy mogli spokojnie prowadzić dwiema lub trzema bramkami. Również w drugiej połowie Górale niejednokrotnie nękali Trelę, ale nie pokonał go ani Demjan, ani Jeleń. W końcówce meczu fatalny błąd popełnili defensorzy gości i Podbeskidzie straciło bramkę, która pozbawiła ich szans na zdobycie w Gliwicach choćby punktu. W grze ekipy z Bielska-Białej widać jednak jakiś mały progres, bo wreszcie zaczęli zagrażać bramce rywali. Jednak Marcin Sasal powinien poszukać radykalnych rozwiązań, bo jego drużyna musi szukać punktów w każdym meczu, jeśli marzy jeszcze o utrzymaniu.
Piast potwierdził, że w tym sezonie gra bez rewelacji, ale solidnie. Podopieczni Marcina Brosza długo męczyli się z gośćmi, a komplet punktów zawdzięczają główce Rubena Jurado. Hiszpański napastnik, na razie znany bardziej ze swojej znajomości z Sergio Ramosem niż ze spektakularnej skuteczności, coraz częściej pokazuje, że może być ważnym ogniwem drużyny z Gliwic. Co prawda gol w sobotnim meczu był dopiero czwartym jego trafieniem w obecnych rozgrywkach, ale Jurado bywa pożyteczny nawet wtedy, kiedy nie strzela bramek. Poza tym, Hiszpan ma potencjał, by w bieżącym sezonie ustrzelić przynajmniej dziesięć goli. Z pewnością warto przyglądać mu się uważnie w kolejnych spotkaniach.
Jagiellonia Białystok 0:0 Korona Kielce – Nudny mecz, Żółto-Czerwoni dzielą się punktami
Niewiele ciekawego działo się w drugim sobotnim meczu. Obie drużyny próbowały atakować, ale robiły to niedokładnie i niemrawo. Takie mecze jak ten ciężko uznać za dobrą reklamę naszej ligi. Nie ma co się rozpisywać nad tym pojedynkiem, warto zamiast tego zwrócić uwagę na piłkarza, który miał być gwiazdą ligi, a jest tylko rezerwowym, czyli na Euzebiusza Smolarka. Ebi od powrotu na polskie boiska gra w Jadze tylko ogony, tak też było w tej kolejce – były napastnik reprezentacji Polski wszedł na boisko dopiero w 81. minucie i nie pokazał niczego szczególnego. To, że Smolarek nie może przebić się do pierwszego składu przeciętnej drużyny polskiej ligi, jest dość zaskakujące, ale kto wie, czy po solidnie przepracowanej przerwie zimowej Ebi nie pokaże jeszcze swojej klasy.
Korona w Białymstoku zagrała przeciętnie, a więc tak, jak w dotychczasowych meczach tego sezonu. Drużyna Leszka Ojrzyńskiego plasuje się w dolnej części tabeli, a biorąc pod uwagę dość niewygodny terminarz (w tej rundzie spotkają się jeszcze z nieprzewidywalnymi Piastem i Widzewem oraz z Lechem), mogą jeszcze bardziej zbliżyć się do strefy spadkowej. Piłkarzem, który ciągnie całą grę zespołu, jest Maciej Korzym. Były zawodnik Legii jest najlepszym strzelcem drużyny (4 gole), nie boi się brać na siebie ciężaru gry i zawsze jest aktywny. Wydawało się, że liderem będzie doświadczony Żewłakow albo Sobolewski, który w poprzednim sezonie był jednym z wyróżniających się piłkarzy całej ligi, ale ci dwaj gracze jak na razie zawodzą. W tej chwili Korona Kielce jest zależna od postawy Macieja Korzyma.
Polonia Warszawa 1:1 Górnik Warszawa – Puste notesy skautów
Na ostatni sobotni pojedynek dwóch rewelacji rozgrywek pofatygowały się całe legiony wysłanników z zachodu. Na meczu byli obserwatorzy z takich klubów jak Manchester United, Juventus Turyn, AC Milan, Bayern Monachium czy Borussia Dortmund. Jednak ci piłkarze, na których mieli zwrócić szczególną uwagę, nie błysnęli. Milik, Wszołek, Teodorczyk czy Nakoulma grali chyba ze świadomością, że być może podczas tego meczu ważą się losy ich kariery, a to zdecydowanie im nie pomogło. Jedynym zawodnikiem, który się wyróżnił, był Wladimer Dwaliszwili, ale on ma już 26 lat, więc raczej nie rzuci rękawicy Rooney’owi w Manchesterze. Skauci mogli za to podziwiać obiekt przy Konwiktorskiej przez półtorej godziny dłużej, bo z powodu braku zasilania wozów transmisyjnych mecz nie mógł się rozpocząć o czasie.
Polonia dokonała rzeczy wręcz niemożliwej – zmarnowała czwarty rzut karny w czwartym kolejnym meczu! Tym razem do strzelania wyrwał się Łukasz Teodorczyk, ale strzelił słabo i Skorupski nie miał problemów z obroną. Chociaż to Czarne Koszule były teoretycznie bliżej zwycięstwa, to Górnik pozostawił po sobie lepsze wrażenie. Zabrzanie przez dłuższy okres mieli inicjatywę, długo utrzymywali się przy piłce, ale udało im się strzelić tylko jedną bramkę. Górnicy udowodnili jednak, że porażka z Zagłębiem rzeczywiście była tylko wypadkiem przy pracy. Jak do tej pory, podopieczni Adama Nawałki nie ulegli żadnej drużynie z czołówki – z Polonią, Legią i Lechem zanotowali remis.
Lech Poznań 1:3 Legia Warszawa – Szlagier nie zawiódł, Legia rozbija Lecha
42 tysiące ludzi na trybunach, fantastyczna atmosfera i szybki, emocjonujący mecz – to bardzo rzadki scenariusz w naszej lidze. Jednak niedzielne spotkanie pokazało, że i w Polsce można obejrzeć naprawdę dobre spotkanie. Legia rozstrzygnęła wynik praktycznie już w 32. minucie, kiedy to trzecią bramkę strzelił Radović. Wtedy stało się jasne, że Kolejorz ten mecz przegra. Podopieczni Jana Urbana imponują polotem, finezją i skutecznością w ataku. Wszelkie problemy w defensywie nadrabiają imponującą siłą ognia. Takiej Legii raczej nikt nie powstrzyma w jej marszu ku tytułowi, a i w pucharach miałaby szansę odnieść wreszcie jakiś sukces. Problem polega na tym, że wiosną może to być już inna drużyna. O poważnych wzmocnieniach nie ma mowy, szczytem marzeń dla kibiców byłoby zatrzymanie obecnego składu, ale w obliczu problemów finansowych klubu można spodziewać się sprzedaży kilku graczy. W takim przypadku Legia, podobnie jak rok temu, znowu mogłaby sama pozbawić się marzeń o tytule.
Po meczu krytyka kibiców i mediów skupiła się na Bartoszu Ślusarskim, który nie wykorzystał trzech świetnych okazji i ciężko się tym głosom dziwić, choć żadnemu zawodnikowi Lecha nie można wystawić noty choćby przyzwoitej, a na to, co wyprawiał Kamiński i Wołąkiewicz, ciężko znaleźć słowa. Jednak obwinianie za porażkę tylko i wyłącznie „Ślusarza” jest bardzo krótkowzroczne, bo akurat ten piłkarz harował na boisku jak wół, walczył o każdą piłkę i angażował się we wszystkie akcje zespołu. A to, że nie jest bramkostrzelnym napastnikiem, było wiadome już dawno, zanim jeszcze trafił do Poznania. To w gestii zarządu leży znalezienie godnego zastępcy dla Artjoma Rudniewa, a za 3,5 mln euro (tyle Kolejorz otrzymał za Łotysza) można kupić pięciu takich piłkarzy jak on – Lech zapłacił za niego 600 tys. euro.
Klub po prostu zawalił sprawę, a sprowadzenie Piotra Reissa było tylko chwytem, który miał zamydlić oczy zdenerwowanym kibicom. Tych szkoda najbardziej, bo na niedzielny mecz wykupili wszystkie bilety już tydzień wcześniej i stworzyli fenomenalną atmosferę. I zamiast ujrzeć efektowne zwycięstwo swojej drużyny, zobaczyli, jak odwieczny rywal nokautuje ją już po trzydziestu minutach, a nieporadny napastnik marnuje szansę za szansą.
Wisła Kraków 1:0 Śląsk Wrocław – Słaby mecz przyjaźni, Wisła ratuje zwycięstwo
Spotkanie rozegrane bezpośrednio po szlagierze w Poznaniu błyskawicznie sprowadziło kibiców na ziemię. Mecz był słaby, trybuny puste, a dopingu nie było prawie wcale. Niestety, w tej chwili to jest właściwy obraz naszej ligi, a mecze takie jak ten Lecha z Legią zdarzają się tylko od wielkiego dzwonu. Wisła znowu zawiodła i nic nie wskazuje na to, by rychło miało się to zmienić. Aktualnie próba ratowania zespołu przez Tomasza Kulawika przypomina reanimację trupa. Wisła potrzebuje dużych zmian personalnych, bo obecnie grający piłkarze wyglądają, jakby w Krakowie występowali za karę. Widać to chociażby po reakcji na bramkę Ilieva z 93. minuty. Serb zapewnia zwycięstwo w ostatniej akcji meczu, Wisła wreszcie ma szansę na przełamanie złej passy, a szalonej radości zawodników ani widu. Jeden nieśmiało zacisnął pięści, drugi potruchtał po piłkę, trzeci z wolna ruszył z gratulacjami do strzelca. Wygląda na to, że ci gracze nie chcą umierać za swój klub.
Śląsk wygląda trochę lepiej od Wisły, ale w przeciwieństwie do niej nie zdobywa punktów. Złośliwi mogą stwierdzić, że wrocławianie zrewanżowali się Białej Gwieździe za pamiętny mecz z zeszłego sezonu, w którym zwycięstwo Śląska zapewniło mu tytuł mistrzowski. Mówiąc już zupełnie poważnie, podopieczni Stanislava Levego mogli spokojnie to spotkanie wygrać, ale marnowali kapitalne sytuacje do zdobycia gola (Mateusz Cetnarski nie wykorzystał karnego, spektakularne pudła notował też Mila). Tym samym czołówka odjechała Śląskowi już dosyć daleko – Legia ma 8 punktów przewagi, Polonia 5, a Lech 4. Nie są to oczywiście straty nie do odrobienia, ale musiałby się zdarzyć cud, żeby wrocławianie zaczęli seryjnie wygrywać w kolejnych meczach. Czyżby piłkarze mieli się boleśnie przekonać, że „Pan od wf-u”, jak pogardliwie nazywali Oresta Lenczyka, był jedyną osobą, która potrafiła zrobić z grupy przeciętnych kopaczy drużynę na miarę mistrzostwa kraju?
Pogoń Szczecin 1:0 Ruch Chorzów - Gospodarze lepsi w meczu sąsiadów
Ostatni akord kolejki zabrzmiał w Szczecinie, ale niestety był to akord fałszywy. Ot, jeden z wielu meczy, o którym na następny dzień nikt już nie pamięta. Po strzeleniu bramki Pogoń cofnęła się tak głęboko, jakby podejmowała Arsenal Londyn, a nie dwunastą drużynę polskiej ligi. Okazało się, że rozpaczliwa obrona była dobrą taktyką, bo wyjątkowo nieporadny Ruch marnował znakomite sytuacje do zdobycia gola. Jak mawia stare porzekadło: cel uświęca środki, a z ludowymi mądrościami piłkarze Pogoni nie chcieli polemizować. Trzy punkty pozwoliły szczecinianom na spory awans w tabeli – podopieczni Artura Skowronka zajmują w niej już ósme miejsce, tracąc do podium tylko sześć oczek.
Ruch Chorzów na dobre pogrążył się w przeciętności. Co prawda spadek raczej mu nie grozi, ale to tylko z tego powodu, że są w lidze zespoły, które grają jeszcze gorzej. Bełchatów i Podbeskidzie są już tak głęboko wbici w dno, że do wydobycia ich potrzebny byłby ciężki sprzęt górniczy. Ruch spogląda na nich z góry, ale bycie lepszym tylko od tych dwóch zespołów nie powinno być szczytem aspiracji dla wielokrotnych mistrzów kraju, a z taką skutecznością w tabeli będą raczej spadać niż wspinać się do góry. Co prawda w Szczecinie Niebiescy stworzyli sobie multum sytuacji bramkowych, ale skuteczność podopiecznych Jacka Zielińskiego wołała o pomstę do nieba. Dlatego zamiast trzech punktów, chorzowianie zabiorą do domu tylko wspomnienia z wycieczki na Pomorze.
Statystyki 12. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
- Liczba goli – 12
- Średnia goli na mecz – 1,5
- Zwycięstwa gospodarzy – 5
- Remisy – 2
- Zwycięstwa gości – 1
- Liczba żółtych kartek – 19
- Liczba czerwonych kartek – 1
- Liczba widzów – ok. 86 tys.
- Średnia frekwencja na mecz – ok. 10 700
Zapowiedź 13. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
W następnej serii gier próżno szukać wielkich hitów, ale kilka spotkań może być ciekawych. W piątek Legia zagra z łódzkim Widzewem. Dla łodzian mecz będzie szansą na udowodnienie, że ich miejsce jest w górnej części tabeli. W sobotę Polonia Warszawa podejmie Zagłębie, które w ostatnich tygodniach zaczyna grać coraz lepiej. Tego samego dnia Górnik Zabrze zmierzy siły z lubiącą zaskakiwać Pogonią.