menu

Legia i Polonia czyli Warszawa w drodze po mistrzowską koronę

3 stycznia 2013, 16:16 | Maciej Rybiński

Oba warszawskie kluby, występujące w Ekstraklasie, prezentowały na jesieni wysoką formę i zakończyły rok w samej czołówce – Legia na pierwszym miejscu, a Polonia dwie pozycje niżej z niedużą stratą punktową. Jednak tylko ta pierwsza drużyna może pozwolić sobie na spokojny zimowy sen.

W Legii i Polonii drzemie spory potencjał. W Warszawie zapowiada się ciekawa runda wiosenna
W Legii i Polonii drzemie spory potencjał. W Warszawie zapowiada się ciekawa runda wiosenna
fot. Bartek Syta / Polskapresse

Legia pewna swego

Legia pod wodzą nowego i starego zarazem trenera Jana Urbana gra bardziej ofensywnie niż zespół jego poprzednika, Macieja Skorży, a jednocześnie, w rodzimych rozgrywkach, pozwoliła się pokonać tylko dwukrotnie. Jest to znaczny postęp w stosunku do dwóch ostatnich sezonów, gdy doznała w sumie aż osiemnastu porażek. Będąca efektem równej formy, czteropunktowa przewaga nad zajmującym drugą pozycję w tabeli Lechem Poznań wydaje się na tyle bezpieczna, że żaden z kibiców ekipy z Łazienkowskiej nie wyobraża sobie, by zakończyła rozgrywki inaczej niż na mistrzowskim tronie.

W ostatnim czasie przedstawiciele klubu uprzedzali o konieczności sprzedaży przynajmniej jednego zawodnika z pierwszej drużyny, by domknąć klubowy budżet, gdyż na rok 2012 zbyt optymistycznie przewidziano wpływy z udziału w fazie grupowej Ligi Europejskiej. W tym kontekście od kilku tygodni przewija się nazwisko Artura Jędrzejczyka, który zanotował bardzo udaną rundę i zwrócił uwagę włodarzy Tereka Grozny. Kolejnym zawodnikiem, na którym klub mógłby dobrze zarobić, jest 22-letni Jakub Kosecki, będący jedną z najjaśniejszych postaci całej ligi na jesieni. Jego odejście z Legii już teraz pozostanie jednak raczej tylko w sferze medialnych spekulacji. Podobnie będzie zapewne w przypadku Michała Żyry czy Rafała Wolskiego, których media już teraz umieszczają w klubach Bundesligi i Serie A.

W efekcie, pomimo zapowiedzi o uszczupleniu drużyny, może się okazać, że na wiosnę zespół będzie kadrowo silniejszy niż jesienią. Do treningów wrócił już 34-letni Marek Saganowski, który w pierwszych sześciu kolejkach tego sezonu zdobył cztery gole i przy trzech asystował. Jego bardzo wysoka forma zaprocentowała wówczas ponownym powołaniem do reprezentacji Polski. Teraz czas na kolejny efektowny powrót w jego wykonaniu.

Nieco inaczej wygląda sytuacja 20-letniego Rafała Wolskiego, który stracił całą rundę z powodu kontuzji pięty. Wiosną ma znowu pojawić się na boiskach Ekstraklasy, ale nie ma pewności, że uraz się nie odnowi, gdy młody zawodnik zacznie grać i trenować przy pełnych obciążeniach. Jego powrót do składu wzmocni już i tak silną linię środkową i przysporzy Urbanowi przyjemnego bólu głowy wobec częstej konieczności pozostawiania na ławce rezerwowych kogoś z ofensywnego kwintetu SaganowskiLjubojaKoseckiRadovićWolski. Jeśli ofensywny pomocnik szybko odzyska swą najwyższą formę, to właśnie on może grać w drużynie lidera Ekstraklasy pierwsze skrzypce.

W ataku pojawi się dodatkowo 20-letni Michał Efir, w którym pokładane są spore nadzieje. On również stracił pół roku z powodu kontuzji. Mimo że nie zdążył jeszcze na dobre zadomowić się w pierwszej drużynie, jego obecność da w końcu trenerowi Urbanowi możliwość rotacji i oszczędzania sił wiecznie wymagającego pomocy masażystów, 34-letniego Ljuboji.

Zewnętrznych, znaczących wzmocnień zespołu nie należy się spodziewać. Pozyskanie takich piłkarzy, jak Łukasz Teodorczyk czy Władimer Dwaliszwili z Polonii, należy raczej włożyć między bajki. Samofinansująca się z założenia Legia będzie musiała w najbliższym czasie opierać się na wychowankach, w czym jednak zgrabnie odnajduje się trener Urban. Samymi młodymi graczami niczego jednak wygrać się nie da, dlatego tak nieoceniony jest powrót do zespołu Saganowskiego, który wraz z Ljuboją stanowi najstarszy, ale zarazem najskuteczniejszy atak polskiej ligi.

Polonia znów na zakręcie

Legia zajmuje w połowie sezonu to miejsce, którego zawsze się od niej w Warszawie oczekuje, tymczasem postawa Polonii to chyba największe zaskoczenie jesieni w Ekstraklasie. Chaos, związany z przejęciem klubu przez Ireneusza Króla z rąk Janusza Wojciechowskiego, paradoksalnie jedynie wzmocnił zespół, który na dobrą sprawę miał przed sezonem przestać w ogóle istnieć. Uciekając z tonącego statku, z drużyny odeszli: bramkarz Michał Gliwa, obrońcy Tomasz Jodłowiec, Maciej Sadlok i Jakub Tosik, pomocnicy Łukasz Trałka, Robert Jeż i Pavel Sultes oraz napastnik Daniel Sikorski. Zwłaszcza strata Jodłowca, Trałki i Jeża wydawała się nie do powetowania. Tymczasem drużyna, w której zostali młodzi, niedoświadczeni zawodnicy oraz ci, którzy nie potrafili latem znaleźć sobie nowego pracodawcy, ma drugi atak w lidze, a więcej meczów wygrały tylko Legia i Lech.

Prowadzenie zespołu oddano w ręce 40-letniego Piotra Stokowca, który dotychczas był w Polonii wiecznym asystentem pierwszego trenera. Nie mając innego wyboru, postawił przede wszystkim na zawodników, którzy w poprzednim sezonie grali jedynie jako zmiennicy. Efekt? Reprezentacyjna nominacja dla Pawła Wszołka i jego występ w wyjściowym składzie przeciw Anglikom. Ten 20-letni pomocnik oraz 21-letni napastnik Łukasz Teodorczyk zdobyli solidarnie po pięć goli, a przy kolejnych sześciu asystowali, będąc jednymi z najbardziej kreatywnych piłkarzy całej ligi. Obok zdobywcy siedmiu goli, Gruzina Władimera Dwaliszwilego, stanowią o sile trzeciej drużyny polskiej ligi. Nie licząc Arkadiusza Milika, który odszedł już z Górnika Zabrze do Bayeru Leverkusen, oraz wspomnianego Koseckiego, są obecnie najgorętszym towarem na polskim rynku piłkarskim. Odejście całej trójki tej zimy jest mało prawdopodobne, ale na szybkim transferze bardzo zależy Dwaliszwilemu, zaś Teodorczyk może zostać wykupiony już w styczniu za stosunkowo nieduże pieniądze, gdyż w czerwcu kończy się jego umowa z Polonią. Najmniej do wyjazdu pali się Wszołek, ale chętni na błyskotliwego skrzydłowego na pewno się znajdą. Zmiany kadrowe przy Konwiktorskiej są tylko kwestią czasu i są ku temu aż dwa miliony powodów. Tyle bowiem wynoszą zaległości właściciela klubu wobec piłkarzy z tytułu wynagrodzeń.

Jeśli finansowe negocjacje, jakie Król prowadzi obecnie z zawodnikami, nie zakończą się obustronną satysfakcją, wiosna przy Konwiktorskiej może być bardzo ponura. Trudno będzie Polonii skutecznie walczyć o utrzymanie miejsca na podium, gdy najważniejsi gracze bardziej będą się skupiać na kłótniach ze swoim szefem o pieniądze niż na treningu, bądź będą już myślami w innych klubach. Do braku spokoju w Polonii kibice tej drużyny zdążyli się już przyzwyczaić, ale zmarnowanie w tej sytuacji szansy na europejskie puchary byłoby bardzo bolesne dla sympatyków Czarnych Koszul.

Pomimo problemów, Polonia wydaje się drużyną, która będzie w stanie odeprzeć ataki Górnika Zabrze i Śląska Wrocław oraz rywalizować jak równy z równym z Lechem Poznań. Także dogonienie Legii, do której Czarne Koszule tracą pięć punktów, nie jest niemożliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę przewagę w postaci bezpośredniego meczu na własnym terenie. Mimo że jesteśmy na półmetku rozgrywek, chyba nawet sam Stokowiec nie wie do końca, na co stać jego zespół. Tym bardziej, że w drużynie jest jeszcze niewykorzystany potencjał. A nazywa się Edgar Cani. Humorzasty Albańczyk jesienią na boiskach Ekstraklasy spędził w sumie mniej niż godzinę, a w piłkę bez wątpienia grać potrafi – w poprzednim sezonie z jedenastoma golami na koncie był najskuteczniejszym zawodnikiem Polonii w lidze, a w toczących się eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii już dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców. Tyle że kariera Caniego w Polonii została już chyba ostatecznie przekreślona. Siła ofensywna klubu z Konwiktorskiej jest wystarczająco duża i w pełni wykorzystana może zapewnić klubowi nawet walkę o trzeci w historii Polonii tytuł mistrzowski. Do tego jednak daleka droga, a najważniejszą batalią obecnie jest utrzymanie w całości tej drużyny, która zadziwiła piłkarską Polskę jesienią. To zadanie dla Ireneusza Króla, a Stokowiec niech popracuje z zawodnikami nad wykonywaniem rzutów karnych.

Zimowa zawierucha na razie tylko straszy

Okno transferowe zostało dopiero otwarte i choćby w ostatniej chwili możemy być świadkami wielu nieoczekiwanych rozwiązań, porównywalnych do odejścia Ariela Borysiuka, Macieja Rybusa i Marcina Komorowskiego z Legii przed rokiem. Tym razem bardziej prawdopodobne, że zimą osłabi się Polonia. Ale nie mniej prawdopodobne, że nie osłabi się żadna z warszawskich ekip. Jak to zwykle bywa w przypadku karuzeli transferowej w Polsce, każdą ewentualność należy brać pod uwagę. Legia ma szerszą i bardziej wyrównaną kadrę i dużo słabiej odczuje ewentualną stratę osobową. Polonia bez Dwaliszwilego i Teodorczyka nie będzie w stanie powtórzyć wyniku z jesieni i wygrać ponownie ponad połowy meczów w startującej za siedem tygodni rundzie rewanżowej. A co oznacza nieumiejętność wygrywania pokazuje pozycja Jagiellonii w ligowej tabeli.

Mimo wszystkich tych niepewności, jest realna szansa, by Warszawa miała dwie drużyny na podium mistrzostw Polski, co byłoby sytuacją bez precedensu. Legia jest przed rundą wiosenną zdecydowanym faworytem wyścigu po mistrzowską koronę. Choć za jej najgroźniejszego rywala uchodzi wicelider z Poznania, zapowiada się pasjonująca rywalizacja obu warszawskich drużyn. Wystarczy, że kluczowi zawodnicy Polonii utrzymają dyspozycję z jesieni i w piątej wiosennej kolejce zwyciężą w derbowym spotkaniu na Konwiktorskiej, a mistrzowski wyścig rozpocznie się właściwie od początku. Trzeba jednakże pamiętać, że gdzie dwóch się bije… tam ponownie skorzystać może schowany za plecami czołówki obrońca tytułu, Śląsk Wrocław.


Polecamy