menu

Legia i Lech o krok od fazy grupowej Ligi Europy

27 sierpnia 2015, 09:21 | Tomasz Dębek (AIP)

W czwartek przy Łazienkowskiej legioniści będą bronić skromnej zaliczki z meczu z Zorią w Kijowie. W korzystnej sytuacji jest też Lech Poznań, który na własnym stadionie pokonał Videoton FC 3:0.

Legia Warszawa po porażce z Koroną, w Lidze Europy znów będzie chciała pokazać inną twarz
Legia Warszawa po porażce z Koroną, w Lidze Europy znów będzie chciała pokazać inną twarz
fot. Radosław Piasecki

Pierwszy mecz Zorii Ługańsk z Legią zasłużył na miano bitwy nie tylko ze względu na skandaliczne sceny na ulicach Kijowa, ale również wydarzenia na boisku. Po twardej walce i golu Michała Kucharczyka górą byli wicemistrzowie Polski. Tydzień później zapowiada się kolejna bitwa o Europę. Miejmy nadzieję że tylko na boisku (Zoria wydała nawet oświadczenie, w którym odradza swoim kibicom wyjazd do Warszawy).

– Mecz w Kijowie był wyrównany, szkoda że nie wykorzystaliśmy naszych okazji i nie strzeliliśmy gola. Ale życie toczy się dalej. Postaramy się przywieźć z Polski korzystny rezultat. Legia to dobra drużyna. Gra szybką piłkę, płynnie przechodzi z obrony do ataku. Zapominamy o wyniku pierwszego meczu i gramy dalej. Nie mamy nic do stracenia – zapowiada kapitan Zorii Mykyta Kameniuka. – Porażka zawsze jest możliwa. Pierwszy mecz pokazał, że Zoria to wymagający przeciwnik. Jesteśmy jednak w lepszej sytuacji, mamy jednobramkową zaliczkę. Musimy dobrze rozpocząć mecz i zrobić wszystko, żeby awansować. W piłce wszystko jest jednak możliwe, więc przygotowaliśmy się na każdy scenariusz – podkreśla trener Legii Henning Berg.

W lepszych humorach do rewanżu przystąpią jednak zawodnicy Zorii. W niedzielę legioniści przegrali 1:2 z Koroną Kielce, ich czwartkowi rywale zagrali w 1/16 finału Pucharu Ukrainy. Bez problemów pokonali na wyjeździe trzecioligowy Krystał Chersoń 5:0. Podobnie jak Berg z Koroną, trener Jurij Wernydub dał odpocząć sześciu graczom z podstawowego składu z Kijowa. – Na początku chciałem wymienić całą jedenastkę, ale porozmawiałem z chłopakami i postanowiłem nie stosować aż tak dużej rotacji. Zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi. Przeanalizowaliśmy błędy popełnione w Kijowie, zrobimy wszystko by ich nie powtórzyć. Najważniejsze, żeby strzelić pierwszego gola. Zobaczymy, co stanie się później. Oczywiście będzie bardzo ciężko, ale jestem pewien że moi zawodnicy powalczą do końca. Jesteśmy przygotowani na bitwę – przekonuje 49-letni trener.

Dobrą wiadomością dla Wernyduba jest powrót do zdrowia po kontuzji obrońcy Andrija Pylawskiego. Razem z bramkarzem Mykytą Szewczenką, pomocnikiem Rusłanem Malinowskim i napastnikiem Pyłypem Budkiwskim został on powołany do reprezentacji Ukrainy na mecze z Białorusią i Słowacją. W białoruskiej kadrze znalazł się też były gracz Wisły Kraków Michaił Siwakow. Z Legią nie zagra z kolei Ihor Czajkowski, który pauzuje za kartki.

Berg nie będzie mógł skorzystać z usług Ivicy Vrdoljaka, Michała Żyry i Michała Masłowskiego – wszyscy przeszli niedawno operacje i nieprędko wrócą do gry. Kibice nadal czekają też na debiut nowego skrzydłowego, Ivana Trickovskiego. – Ivan nie jest jeszcze w stu procentach gotowy pod względem fizycznym. Ostatnio nie trenował wiele. Możecie jednak spodziewać się go w kadrze na Zorię – zapowiada norweski szkoleniowiec.

Zażartą walkę przewiduje też Dominik Furman. – Straciliśmy punkty w trzech ostatnich meczach ligowych, to na pewno nas zmobilizuje. Nie będziemy bronić zaliczki z Kijowa, to byłby błąd. Chcemy strzelać kolejne gole. Zwłaszcza, że gramy u siebie. Spodziewam się, że Zoria od początku ruszy do ataku, w końcu musi odrabiać straty. My odpowiemy walką na walkę – przekonuje Furman.

Są bardzo duże szanse na to, że w fazie grupowej LE zagrają dwa polskie zespoły. W Poznaniu Lech pokonał Videoton 3:0 i na Węgry jedzie tylko dopełnić formalności. Mimo słabiutkiej formy w lidze (obrońcy tytułu w sześciu kolejkach wywalczyli tylko cztery punkty i zajmują 14. miejsce w tabeli) i zawieszenia za kartki Karola Linetty’ego lechici pozostają zdecydowanym faworytem do awansu. Mistrzowie Węgier przechodzą bowiem jeszcze większy kryzys, w sześciu spotkaniach wygrali tylko raz i z trzema punktami zajmują miejsce w strefie spadkowej. – Potrzeba czasu by odbudować to, co zostało zmarnowane przez osiem tygodni złej pracy – przyznał tymczasowy trener Videotonu Tamas Pato.

Awans oznacza nie tylko prestiż, ale spore pieniądze od UEFA – co najmniej 10 milionów złotych. Przy słabej formie ligowej i dość wąskiej kadrze Lecha dodatkowe mecze mogą być jednak problemem. – Być może po czwartku trzeba będzie zmienić priorytety. Ostatnio ustalaliśmy skład pod puchary, to było nasze najważniejsze zadanie. Po jego wykonaniu trzeba będzie ratować ligę – przyznaje Maciej Skorża.


Polecamy