Legendy z przełomu wieków: Edgar Davids
Każdy szanujący się fan piłki nożnej kojarzy tego zawodnika. Charakterystyczne okulary, dredy, niski wzrost i szybkość, a także niebywała agresja i chęć zwycięstwa. Wszystko to uczyniło Davidsa jednym z najbardziej rozpoznawalnych holenderskich zawodników wszechczasów. „Pitbull” osiągnął w futbolu wiele, ale mimo tego może się czuć niespełniony. Przypomnijmy sobie, dlaczego.
fot. Wikimedia Commons
W cyklu „Legendy z przełomu wieków” przypominać będę ikony piłki, które na przełomie XX i XXI stulecia stały się inspiracją dla milionów dzieci urodzonych w latach 90. i dzięki którym ich miłość do futbolu trwa do dziś.
Edgara Davidsa najłatwiej sobie przypomnieć w trzech odsłonach – jako młodzieńca bez dredów i bez specjalistycznych okularów w koszulce Ajaxu Amsterdam, jako dojrzałego piłkarza w swoich najlepszych latach w trykocie Juventusu Turyn i oczywiście w pomarańczowej koszulce reprezentacji, której barwy reprezentował przez ponad 10 lat. To w niej pamiętam go najlepiej, gdy w 2000 roku razem z kolegami w cuglach miał zdobyć mistrzostwo Europy we własnym kraju. Zacznijmy jednak od początku…
Historia wielu wybitnych piłkarzy zaczyna się podobnie. Dzieciństwo Davidsa nie było najłatwiejsze. Urodził się w Surinamie, ale gdy miał dwa lata cała rodzina wraz z nim przeprowadziła się do Holandii. Piłki uczył się na ulicy, o czym nigdy nie zapomniał. Nie miał oszałamiających warunków fizycznych, a jako dziecko dwukrotnie nie dostał się do szkółki piłkarskiej Ajaxu. Włodarze tego holenderskiego giganta zauważyli go kilka lat później i w wieku osiemnastu lat, w 1991 roku mógł zadebiutować w Eredivisie.
Już w sezonie 92/93 stał się kluczową postacią Ajaxu. Początkowo był jednak wystawiany na lewym skrzydle, gdzie nie mógł pokazać pełni swoich możliwości. Szybko zauważył to Louis van Gaal, ówczesny szkoleniowiec tego klubu. To właśnie van Gaal miał duży udział w rozwoju młodego Edgara Davidsa. To on zmienił mu pozycję na boisku. Davids jako defensywny pomocnik znalazł się w swoim żywiole. Uwielbiał ostrą walkę o piłkę i tłok w środku pola. Stąd wziął się też pseudonim „Pitbull” – wszyscy dostrzegali jego niebywałą agresję i szybko stał się jednym z ulubieńców kibiców.
Jego kariera nabierała tempa, a razem z nim piął się w górę także Ajax. Cztery lata po debiucie w pierwszym zespole Davids był już triumfatorem Ligi Mistrzów. W finale Champions League drużyna van Gaala uporała się z AC Milanem i odniosła niewyobrażalny sukces. Wtedy właśnie do gry wchodziła cała plejada utalentowanych zawodników z Holandii. Było jasne, że „Oranje” staną się wiodącą siłą na świecie i dla wszystkich było również oczywiste, że Davids częścią tej drużyny będzie.
W 1994 roku po raz pierwszy wystąpił w kadrze narodowej. Dwa lata później pojechał z pomarańczową ekipą na EURO rozgrywane w Anglii. Tam po raz pierwszy dał o sobie znać jego trudny charakter. Davids publicznie skrytykował selekcjonera Guusa Hiddinka i został za to odesłany do domu. Długo jednak nie musiał czekać na powrót do reprezentacji. Był jej integralną częścią i wiedział to także Hiddink.
W czasie EURO 1996 nie był już zawodnikiem Ajaxu. Postanowił przenieść się do Mediolanu, aby dołączyć do ekipy „Rossonerich”. Jego ostatni występ w barwach klubu z Amsterdamu był bardzo pechowy – w finale Ligi Mistrzów przestrzelił karnego w serii jedenastek i ostatecznie dzięki temu to Juventus sięgnął po trofeum. To z pewnością jeden z najgorszych momentów w jego karierze. A był to dopiero początek jego problemów.
Po przejściu do AC Milan nic nie układało się po jego myśli. Krótko po transferze Davids złamał nogę i stracił wiele czasu na powrót do sprawności. Gdy już wrócił do zdrowia, sytuacja wcale nie stała się lepsza. Edgar często przesiadywał na ławce, nie miał zaufania u trenera. Tak znany zawodnik, o którego biły się największe potęgi, nie mógł długo znieść tego stanu rzeczy. W grudniu 1997 roku zamienił Mediolan na Turyn. I ten transfer okazał się strzałem w dziesiątkę.
Po przejściu do Juventusu wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czując zaufanie Marcelo Lippiego i grając wśród najlepszych piłkarzy na świecie Davids szybko wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności. Akurat na czas, aby razem z drużyną narodową powalczyć o mistrzostwo świata na mundialu we Francji.
Był to pierwszy wielki turniej, w którym trzon tworzyła nowa holenderska generacja z takimi piłkarzami jak Davids, Kluivert, bracia de Boer czy Cocu. W 1/8 fnału to Davids był zawodnikiem, który w ostatniej minucie przesądził o zwycięstwie nad Jugosławią. Przyjemnie oglądało się reprezentację Oranje, ale mimo tego nie znalazła się na podium. W półfinale po dramatycznym meczu i serii rzutów karnych musiała uznać wyższość Brazylii, a w meczu o trzecie miejsce lepsza była rewelacja turnieju, Chorwacja.
Davids jednak wierzył, że sukcesy w reprezentacji jeszcze nadejdą. Jego pokolenie miało dostać kilka szans na zdobycie upragnionego złota na wielkiej imprezie. Tymczasem na drodze naszego bohatera pojawił się kolejny problem – jaskra uniemożliwiała mu grę na najwyższym poziomie. Jak potem twierdził, myślał wtedy o przejściu na emeryturę, ale dał szansę sportowym goglom które umożliwiły mu kontynuację kariery. Te właśnie ciasno przylegające do twarzy okulary stały się jego znakiem rozpoznawczym na całym świecie.
Właśnie takiego zobaczyłem go po raz pierwszy i szybko stał się moim ulubionym piłkarzem. Posiadał nie tylko wielkie serce do gry, ale – o czym wielu kibiców zapomina – także bardzo wysokie umiejętności techniczne. Dodając do tego charakterystyczny wygląd, mieliśmy gotowy na przepis na legendarnego piłkarza.
W Juventusie radził sobie świetnie. Stworzył wspaniały duet z Zinedinem Zidanem, który dzielił i rządził w środku pola. Francuz był rzecz jasna tym bardziej ofensywnym graczem a za jego plecami harował Davids, ale było też wielką sztuką sprostać temu zadaniu. Edgar musiał pracować za dwóch i wywiązywał się z tej roli świetnie. W tamtym czasie był bez wątpienia jednym z najlepszych defensywnych pomocników na świecie.
W końcu nadeszła również jego wielka szansa na polu reprezentacyjnym – EURO 2000 rozgrywane w Belgii i Holandii. Pomarańczowa ekipa szła przez turniej jak burza, aż natrafiła na ścianę w postaci włoskiego catenaccio. W nieprawdopodobnym meczu w którym Holendrzy zmarnowali dwie jedenastki doszło do serii rzutów karnych. Tam również zbyt często mylili się z jedenastu metrów i to Włosi dostali się do finału. To był wielki zawód, zarówno dla kibiców, jak i piłkarzy. Byli uznawani za faworytów tych mistrzostw i posiadali zespół pełen gwiazd. Po raz kolejny jednak nie udało się spełnić marzeń o złocie.
„Pitbull” rekompensował to sobie na niwie klubowej. Trzykrotnie sięgnął po mistrzostwo Włoch z Juventusem i dwukrotnie uczestniczył w finale Ligi Mistrzów. Nie można było również nie zauważyć, jak piłkarsko się rozwinął. Stał się uniwersalnym środkowym pomocnikiem, dzisiaj najprawdopodobniej nazwalibyśmy go typową „8”. Coraz częściej grał do przodu i choć nigdy nie przestał tyrać w defensywie, to kibice mogli podziwiać jego błyskotliwość i technikę.
W 2001 roku pojawiła się rysa na jego wizerunku. Nigdy nie był grzecznym chłopcem, ale tym razem wykryto w jego organizmie niedozwoloną substancję – nandrolon. Tłumaczył się kroplami do oczu, których musiał używać. Wyrok był dość surowy. Davids został zdyskwalifikowany na dwanaście miesięcy. To był prawdziwy cios. Po kilku miesiącach udało się skrócić karę o połowę, niesmak jednak pozostał.
Holenderska drużyna narodowa przechodziła kryzys i jego efektem był brak kwalifikacji na mundial w Korei i Japonii. Pokolenie Davidsa powoli wchodziło w trzydziestkę – gwiazdy światowego formatu, które gromadziły indywidualne i klubowe trofea pozostały niespełnione w reprezentacji.
Edgar powoli tracił miejsce w pierwszym składzie Juventusu. Ostoja środka pola coraz częściej przesiadywała na ławce, a był to stan nie do zaakceptowania. Na początku 2004 roku Davids przeniósł się na półroczne wypożycznie do Katalonii, aby tam pomóc w odbudowie FC Barcelony. Frank Rijkaard potrzebował tak walecznego zawodnika i trafił idealnie, wybierając Davidsa. To było jego ostatnie pół roku na najwyższym światowym poziomie – dołożył cegiełkę do zdobycia wicemistrzostwa Hiszpanii i podłożył fundamenty pod Barcę, która kilka lat później zdominowała świat piłki.
Ostatnia wielka impreza na której się pojawił – EURO 2004 – również zakończyła się na półfinale. Tak więc nie udało się Davidsowi zdobyć jakiegokolwiek medalu z reprezentacją, grając na czterech wielkich imprezach.
Gdy opuszczał Barcelonę musiał się spodziewać, że jego międzynarodowa kariera dobiega powoli końca. Spędził jeszcze rok we Włoszech, grając tym razem dla Interu, ale będąc uwięzionym w sztywnych ramach taktycznych nie przypominał siebie sprzed kilku miesięcy. Nie wypełnił swojego trzyletniego kontraktu z Interem i wybrał się na Wyspy Brytyjskie, aby pomóc Tottenhamowi w walce o czołowe lokaty. W sezonie 2005/2006 był kluczową postacią na White Hart Lane, szybko zdobył sobie sympatię fanów i przyczynił się do piątego miejsca na zakończenie sezonu. Rok później Tottenham też był piąty, ale już z mniejszym udziałem Davidsa, który postanowił wrócić tam, skąd na szerokie wody wypłynął – do Amsterdamu.
W Ajaxie rozegrał półtorej sezonu, dokładając swoją cegiełkę do zdobycia przez jego drużynę Pucharu Holandii. W pojedynczych meczach nadal potrafił zrobić różnicę, ale po kolejnej kontuzji postanowił skończyć z grą w Ajaxie. De facto w 2008 roku zakończył karierę, choć w 2010r. niespodziewanie dołączył do drużyny Crystal Palace grającej na zapleczu angielskiej Premier League. Zagrał tam raczej hobbystycznie i to tylko przez kilka miesięcy.
Kariera piłkarska Edgara Davidsa obfitowała we wzloty i upadki. Tak jak jednak na boisku cechowała go agresja i walka do końca, tak w życiu nie poddał się przeciwnościom losu, które mogły przedwcześnie zakończyć jego karierę. Trzykrotny mistrz Holandii, dwukrotnie zdobył Puchar tego kraju a czterokrotnie Superpuchar. Ma na swoim koncie również wygraną Ligę Mistrzów, Superpuchar Europy i Puchar UEFA. Z Juventusem trzy razy zdobywał Scudetto, dwa razy Superpuchar i raz Puchar Intertoto, do tego sięgnął po Puchar Włoch z Interem. Czego chcieć więcej? W jego kolekcji brakuje jakiegokolwiek medalu zdobytego z reprezentacją. W czwartoligowym Barnet rozpoczął swoją karierę menagera i choć zapewne czeka go długa droga, to może kiedyś będzie mu dane osiągnąć coś z reprezentacją jako trener?
To jednak nie ma znaczenia. Już dzisiaj jest piłkarzem legendarnym.