Lechowi w Białymstoku zabrakło przekonania, pomysłu na grę. I Łukasza Trałki [KOMENTARZ]
Piłkarze poznańskiego Lecha uczynili w Białymstoku rzecz niesłychaną. Przez większość spotkania mieli optyczną przewagę nad przeciwnikiem, piłkę przy nodze i to oni prowadzili grę, a mimo to przegrali 0:2. – Zabrakło przekonania w trudnych momentach, że można zdobyć bramkę – tłumaczył po spotkaniu Mariusz Rumak. A ja dorzucę do tego ważniejszą przyczynę: nie było pomysłu na grę.
Szkoleniowiec poznaniaków na pomeczowej konferencji prasowej stwierdził, że w Białymstoku jego zespół zagrał lepiej niż kilka dni wcześniej w pojedynku z Legią Warszawa, zakończonym remisem 1:1. - Nasze akcje były bardziej płynne i potrafiliśmy nie gubić piłki w prosty sposób – argumentował swoją wypowiedź, po czym dodał, że poznaniacy w meczu z Jagiellonią stworzyli sobie kilka niezłych okazji, które powinni rozwiązać inaczej.
Może to i racja, może był progres w porównaniu z niedzielnym hitem Ekstraklasy. W Białymstoku poznaniacy starali się rozpoczynać akcje od obrony, długo rozgrywali piłkę w środkowej strefie boiska, mieli sporą przewagę w jej posiadaniu, a co za tym idzie optycznie wyglądali na boisku jak strona przeważająca. Wydawało się, że w ten sposób przygotowują atak pozycyjny, którym później spróbują zaskoczyć graczy Jagiellonii. Że już za chwilę pójdzie jakieś genialne podanie do wychodzącego na pozycję zawodnika, który pewnym strzałem pokona Krzysztofa Barana i zapewni Lechowi jeśli nie trzy punkty, no to chociaż jeden.
Nic takiego nie miało miejsca. Z prostej przyczyny – gracze ze stolicy Wielkopolski kompletnie nie mieli pomysłu, w jaki sposób zagrozić bramce rywala. O ile potrafili utrzymywać się przy piłce gdzieś w okolicach środka boiska, to już z wyekspediowaniem jej w kierunku pola karnego, a później jeszcze oddaniem strzału były spore problemy. W zasadzie jedynym ofensywnym graczem, który próbował wyrwać się z marazmu i wiedział, co ma ze sobą zrobić na boisku był Gergo Lovrencsics. Skrzydłowy Lecha, podobnie jak w ostatnich spotkaniach, był bardzo aktywny, starał się uderzać z każdej pozycji. Czasem wspomagał go jeszcze Barry Douglas, ale to by było na tyle.
Druga flanka była kompletnie odcięta. Na początku spotkania grał tam Szymon Pawłowski, który jest raczej cieniem samego siebie z Zagłębia Lubin niż kandydatem na gwiazdę Ekstraklasy. A przecież sprowadzano go do Poznania w glorii i chwale, jako jednego z najlepszych graczy w naszej lidze, ocierającego się o reprezentację Polski. W Białymstoku nie dotrwał do końca pierwszej połowy, zszedł z powodu kontuzji i zastąpił go Karol Linetty, który… zagrał jeszcze gorzej. Nie wniósł do gry zespołu zupełnie nic poza niecelnymi podaniami i chaosem, podobnie jak Szymon nie potrafi nawiązać do niezłej formy z ubiegłego sezonu.
Trochę skomplikowana kwestia jest w wypadku Kaspera Hamalainena. Widać, że Fin ma zmysł do gry kombinacyjnej, lubi zagrać niekonwencjonalnie do przodu, tyle że kompletnie nie ma z kim współpracować. Od roku nie potrafi znaleźć wspólnego języka z Łukaszem Teodorczykiem, który dobrze gra tyłem do bramki, umie nieźle się zastawić, ale mecze wyśmienite przeplata marnymi występami. Ten drugi przytrafił mu się w Białymstoku.
Do tego dorzućmy jeszcze brak Łukasza Trałki, który często jest cichym bohaterem poznaniaków zarówno jeśli chodzi o grę w defensywie, jak i otwierające zagrania do przodu. W spotkaniu z Jagiellonią zastąpił go Szymon Drewniak, który za byłym zawodnikiem Polonii Warszawa może póki co najwyżej nosić buty. Zagrał tak, jak zwykle – a więc bardzo bojaźliwie, większość podań kierował w poprzek boiska. Często widać było ogromną irytację jego kolegów, którzy pokazywali mu, gdzie powinien się ustawić, gdzie zagrać, kiedy ruszyć do piłki. Nie można powiedzieć, bo parę akcji mu wyszło, ale niestety częściej nie za bardzo wiedział, co ma grać.
I na koniec formacja defensywna, której przytrafiły się dwa błędy przy kontratakach gości. Ciężko wskazywać jednego winnego – po prostu obrońcy Lecha nie zdążyli wrócić za szybkimi graczami Jagiellonii, a ci wykorzystali swoje sytuacje. Może właśnie tu najbardziej widać było brak Trałki, który zwykł przerywać w środku pola wiele takich akcji. A przy tym często właśnie Łukasz jest mózgiem zespołu Lecha, choć na boisku jest mało efektywny, to jego gra jest wysoce efektywna – a jak wysoce, to już można było zobaczyć w Białymstoku.
Na szczęście dla lechitów z Górnikiem Trałka już wystąpi. Największym problemem jest więc obsadzenie lewej pomocy – wciąż kontuzjowany jest Daylon Claasen, teraz uraz dopadł Pawłowskiego, ale w obecnej dyspozycji i tak nie nadaje się do gry. Może więc warto spróbować innego rozwiązania? Ciekawym pomysłem byłoby przesunięcie do pomocy Douglasa. Szkot ma ciąg do gry ofensywnej, potrafi celnie dośrodkować w pole karne rywala i huknąć z dystansu, co udowadnia przy rzutach wolnych. A do tego nie będzie problemu z zastąpieniem go w obronie – jest przecież Luis Henriquez, który po kilku spotkaniach na ławce z pewnością będzie bardzo zdeterminowany, by udowodnić swoją wartość.
Przede wszystkim lechici muszą zastanowić się, w jaki sposób zaskoczyć rywala. „Nie myślimy o przeciwniku, patrzymy tylko na siebie” – często słyszymy z ust poznańskich zawodników. Nie mamy wątpliwości, że gracze Lecha analizują grę najbliższego przeciwnika, jego mocne i słabe strony. Ale może warto uczynić krok dalej, czyli ustawić taktykę właśnie tak, by jak najskuteczniej wyeliminować plusy i wyeksponować minusy przeciwnika.
LECH POZNAŃ - serwis specjalny Ekstraklasa.net