menu

Lechia z błyskiem. Fatalny błąd Zajaca pogrążył Podbeskidzie

25 lipca 2014, 22:23 | Jacek Czaplewski

Lechia Gdańsk wygrała pierwszy mecz w sezonie. W obecności 14,5 tys. widzów pokonała u siebie Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:0 (1:0). Pomógł jej bramkarz "Górali" Richard Zajac, który niefortunnym wybiciem piłki sprokurował utratę bramki i jego kolega z pola, Marek Sokołowski, który jeszcze przed przerwą obejrzał czerwoną kartkę.

Jeżeli pierwszą połowę w wykonaniu Lechii rozpatrywać w odniesieniu do tej sprzed tygodnia, z meczu z Jagiellonią Białystok, to była między nimi ogromna przepaść – nie tylko w wyniku, ale i w samej jakości gry. Biało-zieloni grali dzisiaj tak, jakby mieli plan rozpisany co do sekundy. Pierwsze minuty miały być wstrząsem, kolejne potwierdzeniem wcześniej wypracowanej przewagi. Ochotę do gry miał każdy. Nawet Bartłomiej Pawłowski, który w Białymstoku zszedł jeszcze przed przerwą, robił swoje.

Lechia miała pomysł i wykonawców. Funkcjonowały oba skrzydła, nieźle z środkiem pola współpracował napastnik. Świetne okazje mieli Maciej Makuszewski, Bartłomiej Pawłowski i Zaur Sadajew. Aż dziw więc bierze, że gol padł po ewidentnym błędzie bramkarza Podbeskidzia, Richarda Zajaca, który postanowił zabawić się z piłką i Makuszewskim. Pech chciał, że przy próbie lobowania zahaczył w głowę przeciwnika, a futbolówka wturlała się do bramki. To było najłatwiejsze trafienie „Makiego” w jego dotychczasowej karierze.

Podbeskidzie zakończyło udział w meczu, zanim ten na dobre się zaczął. W 38 minucie czerwoną kartkę obejrzał bowiem kapitan drużyny, Marek Sokołowski. Sędzia Paweł Gil nie miał wątpliwości, że za faul wyprostowaną nogą w Piotra Wiśniewskiego należało się wykluczenie. „Górale” do momentu gry w jedenastu rzeczywiście byli słabsi od Lechii, niemniej też mieli swoje szanse. Wspomnieć wystarczy sytuację Sylwestra Patejuka, który uderzył w ciało interweniującego na dwunastym metrze Dariusza Treli, i główkową próbę Dariusza Pietrasiaka.

W drugiej połowie Lechia kontrolowała wynik. W zasadzie tylko raz się zdrzemnęła, kiedy w 69. minucie pozwoliła wykończyć kontrę Adamowi Pazio (później w słupek kopnął jeszcze inny zawodnik). Sama też miała swoje sytuacje. W 57. minucie prawidłowego gola Ariela Borysiuka nie uznał sędzia Gil. Jego zdaniem w akcji brał udział Sadajew, który w momencie strzału był na pozycji spalonej. Błąd arbitra nie wpłynął na końcowy rezultat. Lechia wygrała skromnie, ale zasłużenie.


Polecamy