Lechia wygrała w Szczecinie po golu Sebastiana Mili. Los Jana Kociana przesądzony? (ZDJĘCIA)
Trwa niemoc Pogoni Szczecin. Tym razem „Portowcy” ulegli na własnym boisku Lechii Gdańsk, przegrywając 0:1 (0:1). To ich dziewiąty przegrany mecz w sezonie. Czy trener Jan Kocian powinien spakować walizki?
W tygodniu trener Pogoni Jan Kocian zaprosił piłkarzy do swojego gabinetu, by wspólnie zastanowić się nad tym, co trzeba zmienić w grze zespołu, który ostatni raz wygrał na początku grudnia zeszłego roku. - Odbyliśmy konstruktywną rozmowę – stwierdził Słowak. Spotkanie trwało dwie godziny. Być może dyskusja rzeczywiście była merytoryczna, ale mecz z Lechią pokazał, że droga od znalezienia błędów do ich wyeliminowania jest bardzo długa.
Pogoń znowu zagrała słabo. Przez długie minuty taktyka opierała się głównie na długich piłkach od środkowych obrońców do wysuniętego Marcina Robaka. Najskuteczniejszy zawodnik szczecińskiej drużyny może i właściwie ustawiał się do podań, ale wobec podwojonego, a nawet potrojonego krycia nie miał żadnych szans. Do przerwy gospodarze ani razu nie przedarli się przez defensywę, która wiosną straciła na razie tylko jednego gola.
Atakowała za to Lechia, w której wielką ochotę do gry przejawiał Antonio Colak. Chorwat z niemieckim paszportem odzyskał miejsce w podstawowym składzie po bramce w wygranym 1:0 meczu z GKS-em Bełchatów. To jednak nie Colak wyprowadził biało-zielonych na prowadzenie. W 19. minucie na listę strzelców wpisał się bowiem Sebastian Mila. Akcja bramkowa zaczęła się od fatalnego wyprowadzenia piłki przez bramkarza Pogoni Radosława Janukiewicza. Błąd był kosztowny, ponieważ futbolówka spadła na głowę Grzegorza Wojtkowiaka, który dokładnym podaniem wypuścił Milę na wolne pole. Reprezentant Polski spokojnym i precyzyjnym uderzeniem strzelił swojego pierwszego gola dla Lechii.
W drugiej połowie przebudziła się Pogoń. Pierwszy kwadrans zdecydowanie należał do niej. Wreszcie pokazali się do gry dwaj mobili pomocnicy, czyli Michał Janota i Takafumi Akahoshi. To właśnie po strzale Japończyka z 55. minuty „Portowcy” byli najbliżej wyrównania. Akcję rozpoczął dokładnym przerzutem Rafał Murawski. Akahoshiemu z pierwszej piłki podał z kolei Adam Frączczak, lecz sam strzał poszedł w środek bramki. Pięć minut później spróbował także Frączczka. Piłka o dwa metry minęła prawy słupek.
W końcówce do gry wróciła Lechia, która najpierw zagęściła środek pola, a potem powalczyła o stałe fragmenty. Po jednym z nich świetną główką popisał się Colak. Z najwyższą ofiarnością piłkę nad poprzeczkę przeniósł jednak Radosław Janukiewicz. Trafienie Mili okazało się więc trafieniem na wagę trzech punktów. Dzięki wygranej gdańszczanie po raz pierwszy w tym roku awansowali do ósemki. Wiosną nie przegrali jeszcze meczu: na koncie mają trzy zwycięstwa i dwa remisy.