Lechia ostro ruszyła w pogoń za czołówką
Biało-zieloni wreszcie złapali serię meczów bez porażki. Ostatni mecz przegrali 1 marca w... Lubinie z Zagłębiem. Tym bardziej chcieli zrewanżować się gospodarzom, ale przede wszystkim złapać kontakt z ligową czołówką.
fot. Fot. Piotr Krzyżanowski
Trener Piotr Nowak tym razem nieco zmodyfikował ofensywne ustawienie z ostatnich meczów z Legią i Ruchem. W składzie znalazł się czwarty gracz defensywny, Aleksandar Kovacević, który jednak miał na boisku jasno określone zadanie, a było nim wyłącznie z gry Filipa Starzyńskiego. I wywiązał się z niego znakomicie. Starzyńskiego w ogóle nie było widać na boisku, nie potrafił rozegrać żadnej ciekawej akcji, a podawał piłkę głównie do tyłu. Mecz oglądał zapewne selekcjoner Adam Nawałka i widząc jak Kovacević nie dał pograć Starzyńskiemu, to z pewnością poważnie zastanowi się nad kandydaturą pomocnika Zagłębia w kontekście Euro 2016.
Lechia zagrała w Lubinie trochę inaczej niż blisko dwa miesiące temu. Tym razem nie ruszyła tak mocno do ataku, ale czekała na to co zrobi przeciwnik. Jednak Zagłębie też nie garnęło się do większej ofensywy, więc to biało-zieloni dłużej utrzymywali się przy piłce. Patrząc na to, jak gra Lechia w tym roku, nie jest to jakieś specjalne zaskoczenie.
Biało-zieloni przeprowadzili jednak jedną akcję, która okazała się kluczowa dla losów spotkania. Z prawej strony dośrodkował Flavio Paixao, który tym razem był ustawiony na skrzydle, a Grzegorz Kuświk spokojnie przyjął sobie piłkę w polu karnym i pewnie skierował ją do siatki. I choć gdańszczanie nie mieli w tej części gry wielu sytuacji bramkowych, to jednak zdecydowanie dominowali na boisku, a prowadzenie było w pełni zasłużone. Lechia prezentowała się na tyle dobrze, że obecny na meczu Czesław Michniewicz, trener Pogoni, najbliższego rywala biało-zielonych, żartował że nie mają po co przyjeżdżać we wtorek do Gdańska.
- To nam schlebia, ale trener Michniewicz chce uśpić naszą czujność - śmieje się Sebastian Mila, kapitan Lechii. - Znam go dobrze i to jest niesamowity taktyk.
Druga połowa meczu zaczęła się źle dla Lechii. Zagłębie zaatakowało, strzeliło bramkę i miało dwie dobre okazje, aby objąć prowadzenie. Biało-zieloni jednak uspokoili grę i znowu przeprowadzili akcję, która dała zwycięstwo. Zaczął ją Sławomir Peszko, który potem zdążył jeszcze asystować, a zakończył efektowną przewrotką Flavio Paixao.
Lechia awansowała do grupy mistrzowskiej z siódmej pozycji i zapewniła to sobie dopiero w ostatniej kolejce części zasadniczej. Teraz miała grać bez presji, ale po podziale punktów i wygranej w Lubinie odżyły nadzieje na sukces. Biało-zieloni tracą do podium tylko dwa punkty i europejskie puchary stają się realne.
- Presja rośnie, ale może i dobrze. Widać, że zespół jest głodny zwycięstw i sukcesu - powiedział Mila.
- Kibice będą liczyć punkty, ale my też - mówi Sławomir Peszko. - Presja w piłce była, jest i będzie. Mnie to odpowiada. Nie ma łatwych rywali. Wszyscy byli przed nami, a może się okazać, że na koniec my będziemy przed wszystkimi.
- Liga się nie skończyła. Teraz będą mecze co trzy dni. Życzę Lechii sukcesów, ale żeby nie uciekła w tabeli - powiedział z uśmiechem Piotr Stokowiec, trener Zagłębia.