Lechia nie dała się Wolfsburgowi w meczu towarzyskim. Gol debiutanta na wagę remisu
W sparingowym meczu Lechia Gdańsk zremisowała 1:1 (0:1) z wicemistrzem Niemiec, zespołem VfL Wolfsburg. Był to dla biało-zielonych ostatni, a zarazem najbardziej prestiżowy sprawdzian przed inauguracją ligi. Spotkanie oglądało z trybun PGE Areny kilka tysięcy widzów.
Nie wszyscy piłkarze Wolfsburga zawitali do Gdańska. Zabrakło przede wszystkim gwiazd: Kevina de Bruyne, Andre Schurrle i Ivana Perisicia. Nie zmienia to jednak faktu, że paru powszechnie uznanych zawodników i tak zagrało. Wymienić wystarczy autora szesnastu goli w minionym sezonie Bundesligi, napastnika Basa Dosta, pomocnika, Daniela Caligiuriego, czy doświadczonego stopera, Naldo. Oni i nie tylko oni mieli spory udział w zdobyciu wicemistrzostwa Niemiec, więc dla Lechii niedzielny sparing i tak był sprawdzianem nie do przecenienia. Jednocześnie stanowił próbę generalną przed inauguracją ligi. Już w piątek drużynie Jerzego Brzęczka przyjdzie zmierzyć się z Cracovią – nomen omen zespołem, który początkowo miał być rywalem dla Wolfsburga. Wobec jednak braku pieniędzy na promocję ze strony Miasta Krakowa, organizatorzy musieli przenieść mecz do Gdańska.
Lechia na Wolfsburg wystawiła niemal najmocniejszy skład. Od pierwszej minuty grali wszyscy reprezentanci Polski (Sebastian Mila, Jakub Wawrzyniak, Grzegorz Wojtkowiak, Ariel Borysiuk oraz Rafał Janicki). Z piłkarzy ściągniętych w tym okienku transferowych szansę od początku dostali tylko dwaj: bramkarz Marko Marić i skrzydłowy Michał Mak. Pozostali zaczęli na ławce rezerwowych. Na boisku pojawili się po przerwie. Szczególnie wyczekiwany był debiut stopera, Mario Malocy. Jeżeli chodzi o nieobecnych to zabrakło kontuzjowanego Macieja Makuszewskiego i Antonio Colaka, który w ostatniej chwili wypadł z kadry meczowej.
Tempo spotkania nie było – delikatnie mówiąc - zbyt wysokie. Z drugiej strony akcje, a nawet pojedyncze zagrania (krzyżak Mili, przewrotka Bruno Nazario), mogły się podobać. W 34. minucie na prowadzenie wyszedł Wolfsburg. Do siatki na raty trafił Aaron Hunt. Gol był zarazem zwieńczeniem niemiłosiernego ogrywania Lechii na jej prawym boku. Nie radził sobie na nim Wojtkowiak, co powinno dziwić podwójnie: raz, że to solidny obrońca, a dwa, że ma doświadczenie z zaplecza niemieckiej Bundesligi, gdyż grał w TSV 1860 Monachium. Przed przerwą piłkarze Wolfsburga jeszcze przynajmniej raz postraszyli broniącego Marko Maricia. Autor gola minął nawet tego bramkarza i pędził na bramkę, ale kopnął jedynie w boczną siatkę.
Jeżeli chodzi o Lechię, to w pierwszej połowie wcale nie odstawała od „Wilków”: swoje sytuacje także miała, tyle że nie potrafiła ich wykorzystać. Żałować mogą szczególnie Mila i Buksa. To oni mieli najlepsze okazje. Pierwszy uderzył jednak obok słupka, a drugi w boczną siatkę. Po zmianie stron Mila już się na boisku nie pojawił.
W drugiej połowie Lechię straszył… Polak, Oskar Zawada. 19-latek dopiero zaczyna przygodę z pierwszym zespole z Wolfsburga. Ale na treningach i w sparingach dostaje swoje szanse. W meczu towarzyskim podczas obozu w Bad Ragaz zdobył nawet bramkę. Dzisiaj w sumie trzy razy mógł to zrobić – zawsze po główce. Jego pech polegał jednak na tym, że choć wygrywał pojedynki w powietrzu, to miał kłopot z celnością. Z drugiej strony widać u niego łatwość w dochodzeniu do sytuacji strzeleckich. W przyszłości nie tylko wicemistrzowie Niemiec, ale również reprezentacja Polski może mieć z niego pożytek. Zresztą w młodzieżówce już daje sobie radę.
W końcówce to nie Zawada i Wolfsburg strzelili kolejnego gola, a Lechia doprowadziła do wyrównania. Stało się to w 80. minucie i za sprawą debiutanta, Mario Malocy. Chorwat, były kapitan Hajduka Split, skierował piłkę do siatki z paru metrów, wykorzystując tłok i nieporozumienie w szeregach „Wilków”. Zebrał za to owację od kilkutysięcznej publiczności.