menu

Michalczewski: Widziałem trochę meczów na PGE Arenie i to jest naprawdę żenada

20 maja 2013, 18:05 | Patryk Kurkowski/Dziennik Bałtycki

- Jak można o coś grać, a potem tak dołować. Nie rozumiem tego, bo zawsze chciałem być najlepszy, zawsze chciałem wygrywać - mówi Dariusz Michalczewski, były mistrz świata w boksie, kibic Lechii Gdańsk.

Dariusz Michalczewski jest kibicem Lechii Gdańsk
Dariusz Michalczewski jest kibicem Lechii Gdańsk
fot. Polskapresse

KSW 23 w Ergo Arenie: 40 zł za transmisję w PPV?

Jest Pan kibicem Lechii Gdańsk na dobre i na złe?
Tak, jestem w ogóle kibicem polskiego sportu.

Pytam, bo Lechia od pewnego czasu wielu chwil radości nie przynosi...
No tak, ale jeśli jesteś kibicem, to na zawsze. Kiedyś byłem kibicem Bayernu Monachium i teraz też jestem kibicem Bayernu.

Z Lechią jest źle?
Jest bardzo źle. Z całą polską piłką jest źle.

Skupmy się jednak na Lechii, która w ostatnich 8 meczach zdobyła tylko 3 punkty...
Nie rozumiem tego. Nie wiem, czy tym chłopakom nie chce się grać, czy mają źle skonstruowane kontrakty.

Jak Pan postrzega grę Lechii?
U nas wszyscy boją się ryzyka, grają asekuracyjnie. Mało jest takich piłkarzy, jak Traore, który potrafił sam pobiec, przejmował inicjatywę. U nas mówi się, że ktoś dobrze zagrał, jak dwa razy piłkę dobrze podał i nic nie sknocił. To nie na tym polega, bo trzeba grać odważniej. Kto nie ryzykuje, kto nie robi błędów, ten nie idzie do przodu. Jasne, nie można ciągle robić tych samych błędów, ale nie można ciągle się bać. Naprawdę źle to wygląda, bo nie ma nikogo, kto wiosną się wyróżnia. A jak było w meczu reprezentacji z Urugwajem? Światowej klasy zawodnicy, jak nie mieli piłki, to gryźli ziemię. Oni biegali, gryźli, wślizgami wbijali się pod nogi, a naszym się nie chciało i nie potrafili przeszkadzać. My nic nie robiliśmy, nie walczyliśmy. Forma bije klasę. A my nie mamy ani formy, ani klasy.

Po udanej rundzie jesiennej Lechia miała jednak całkiem spore apetyty - mówiło się nawet o europejskich pucharach...
Tego nie potrafię zrozumieć. Jak można o coś grać, a potem tak dołować. Nie rozumiem tego, bo zawsze chciałem być najlepszy, zawsze chciałem wygrywać. Lechia ma najlepszych kibiców. Kibica jednak nie obchodzi, czy klub ma pieniądze na wzmocnienia, bo płaci za bilet i liczy na zwycięstwa. Kibice są naprawdę świetni i jest mi ich naprawdę szkoda.

Ostatnio jednak gdańszczanie pokazali charakter i doprowadzili do remisu w meczu z Ruchem.
To jest fuks. Raz się uda, raz się nie uda. Charakter to byłby, gdyby to był finał Ligi Mistrzów.

W Lechii nie ma wielkiej konkurencji. Może to jest przyczyna kiepskich wyników?
Jak nie ma konkurencji, to nigdy nie będzie wyniku. Nawet w boksie zawodowym, kiedy mieliśmy dziewięciu mistrzów świata, była konkurencja. Nie bezpośrednia, ale była. To była jednak zdrowa konkurencja - na zasadzie, że każdy chciał być szybszy, lepszy, silniejszy.

Co zatem jest nie tak z polską piłką?
U nas obchodzimy się z zawodnikami jak z jajkami. To nie jest moja logika myślenia. Ja pracowałem dla siebie, więc wyglądało to trochę inaczej, ale każdy z nich powinien też pracować dla siebie, choć jest to sport zespołowy. Każdy powinien podjąć ryzyko, pokazać się. A tego nie ma.

Mówi się, że problemem są też finanse, że piłkarze zarabiają za dużo.
Piłkarze dostają kontrakty, za to co kiedyś zrobił, za to co kiedyś grali. Natomiast powinni zarabiać za to, co prezentują, za to jak klub punktuje. To jest właśnie problem, że nie płaci im się od sukcesów, bo mają stałe kontrakty. Podejrzewam, że w przypadku dużych premii graliby znacznie lepiej.

Atrakcyjny system motywacyjny uzdrowi sytuację?
Ja też dostawałem pieniądze od sukcesów. A jak wygrałem walkę, to cieszyłem się nie z tej gaży, którą dostałem, lecz z następnej, bo wiedziałem, że będzie większa. A jeśli przegram, to dostanę znacznie mniej. To była dla mnie motywacja. Dlatego przede wszystkim powinniśmy zmienić to, że - czy piłkarz stoi, czy leży - to mu się należy. Tak było za komuny, kiedy musiałeś mieć pracę, bo jak nie miałeś wbitej w dowodzie pieczątki, to miałeś problemy. Musiałeś być w pracy, niezależnie od tego, czy miałeś co robić, czy leżałeś, czy spałeś, czy się napiłeś. Znam kluby niemieckie, znam osobiście trenerów z Bundesligi i tam naprawdę jest nastawienie na sukces. On jest na pierwszym miejscu, a pieniądze tuż za nim. A nie kasa i potem dopiero sukces. U nas się słyszy, że piłkarze po treningach nie zostają, by jeszcze poćwiczyć, tylko od razu wracają. O piłkarzach krążą kawały, że po treningu głowa w beczkę z żelem i do domu. Myślałem, że to są jakieś żarty, ale niekiedy tak jest naprawdę. Ponoć nasi zawodnicy nie są odpowiednio rozciągnięci, nie są przygotowani fizycznie, są bardziej podatni na kontuzje. Ja tego nie jestem w stanie zrozumieć, bo przed i po treningu biegałem jeszcze 9 kilometrów do domu. Sam tak robiłem i nikt mi tego nie musiał mówić. Widziałem też jak wygląda trening w Realu Madryt, bo byłem u Jurka Dudka. Piłkarze muszą zrozumieć, że to jest ich praca, a nie hobby. Mamy zepsuty cały system na czele z pseudomenedżerami, którzy biorą pieniądze od klubów. Polska piłka jest słaba, ale trzeba wszystko zbudować powolutku, od podszewki.

Od spójnego systemu szkolenia młodzieży?
Wydaje mi się, że my nic nowego nie musimy wymyślać - jakiegoś nowego systemu. Wystarczy skopiować od naszych kolegów z Holandii czy Niemiec. Matthias Sammer stworzył nowy system szkolenia młodzieży i dlatego Niemcy mają sukcesy i dalej będą je mieli. A my? Jesteśmy na samym końcu.

Jest aż tak kiepsko?
U nas niemal wszystkie drużyny walczą, by się utrzymać. Dla mnie w ogóle mecz polskiej ligi powinien trwać dwa razy po 10 minut, a potem należałoby zrobić jakiś koncert. Wtedy ludzie wyszliby na tym lepiej. Widziałem trochę meczów na PGE Arenie i to jest naprawdę żenada. Szkoda tylko tych kibiców, którzy są naprawdę fajni.

Mamy złą mentalność?
U nas jest tak, że masz przykładowo pracownika, który zarabia 2 tysiące złotych, ale cię okrada. Pytasz go, ile potrzebuje. Odpowiada, że jeśli dostanie 500 złotych więcej, to będzie świetnie. Dajesz mu nawet tysiąc więcej, a on i tak będzie kradł. Nie potrafię tego zrozumieć. To jest przykre. Jesteśmy zawistni, a wszystkie inne narodowości potrafią się trzymać razem. A niby jesteśmy krajem katolickim. Nie trzymamy się razem, obrażamy się. Muszę powiedzieć, że trochę się to zmienia, bo są młodzi, którzy myślą inaczej. Tylko że to się dzieje bardzo wolno, bo rodzice wychowują swoje dzieci bez szacunku. Cieszę się, że są zmiany, ale na co dzień spotykasz się z tym, że ktoś cię nie wpuści, ktoś specjalnie podstawi nogę. Ale wracając do sportu - musi być zdrowa konkurencja. A u nas jest tak, że jeśli ja nie będę miał, to ty też nie będziesz miał.

Trudno się z tym nie zgodzić.
Jest zresztą pewien kawał, który słyszałem za granicą. Sytuacja dzieje się w piekle. Są cztery kotły - na przykład z Murzynami, z Turkami, z Żydami i z Polakami. Przy wszystkich kotłach stoją diabły, spychają tych ludzi, żeby nie wyszli. A przy polskim nikogo. Na to przychodzi główny diabeł i pyta: wszędzie uważacie, a czemu na Polaków nikt nie zwraca uwagi? I pada odpowiedź: bo oni się sami ściągają...

Zmieńmy nieco temat. Przegłosowana została reforma ekstraklasy, ale ona chyba pokazuje, że nie mamy żadnego konkretnego planu na poprawę.
W Polsce niektórzy chcą wymyślić żarówkę, choć ta już dawno została wynaleziona. I jeszcze za to ludzie chcą pieniądze! Ktoś tworzy, szuka nowego systemu szkolenia, gdy wystarczy skopiować od kolegów. Jak będą chcieli, to nawet ja im mogę go zorganizować. Sęk w tym, że nikt tego nie chce, bo my musimy wymyślić nowy. Nie da się dwa razy tego samego wymyślić. To jest chore i chyba takie typowo polskie, bo ja nie potrafię tego zrozumieć. Mamy tylu zawodników, którzy grali kiedyś w silnych ligach i mają dojście do tych osób. Wystarczyłoby się ich poradzić.

Niektórzy mówią otwarcie, że szkolenie młodzieży im się nie opłaca, bo utalentowani, gdy osiągną 18 lat i mają podpisać profesjonalny kontrakt, to odchodzą...
Ale takie jest życie i dlatego jesteśmy słabi. Trzeba stworzyć takie możliwości, by zawodnicy nie chcieli odchodzić. Ale państwo musi dać pieniądze, a nie daje. Widać to po wynikach na igrzyskach.

Za problem uważa się też właścicieli klubów.
Właścicielami klubów są ludzie, którzy się na tym nie znają, nie potrafią nawet przewrotu w przód zrobić. Fajnie, że są oni, bo wtedy nic by nie było. Tyle że do polityki trzeba brać ludzi, którzy są finansowo niezależni. Tak samo jest w sporcie, ale tutaj już trzeba się na tym trochę znać. W polityce nie trzeba się na niczym znać, bo tam jest patologia. A z tego co słyszałem, to w niektórych klubach byli właściciele, którzy decydowali, kto ma grać. To jest takie nowobogackie - mieć klub i udawać fachowca. Ale nowobogacki nie znaczy inteligentny, to nie są prawdziwi biznesmeni. To muszą być fanatycy.

Dziennik Bałtycki

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.