Maszynista Teodorczyk kieruje Lecha na właściwe tory. Lechia w głębokim kryzysie
W Gdańsku Lech wygrał z Lechią 4:1 (1:1), choć to gospodarze jako pierwsi wyszli na prowadzenie. „Kolejorz” odrobił straty jeszcze przed zejściem do szatni, a po zmianie stron wypunktował rywala, jak wytrawny bokser. Dla Lechii to siódmy mecz z rzędu bez zwycięstwa. W ostatnich czterech spotkaniach straciła aż trzynaście goli.
W pierwszej połowie padły dwa gole, choć do momentu, kiedy Lechia wyszła na prowadzenie, nic tego nie zapowiadało. Mecz był wtedy rwany, tempo senne, a strzały albo w trybuny, albo obok bramki. Widowisko ożywiło się w 24. minucie. To właśnie wtedy wynik spotkania otworzył Deleu, z konieczności grający dziś na prawym skrzydle. Brazylijczyk zrobił to w iście latynoskim stylu; po uderzeniu z lewej nogi piłka najpierw odbiła się od poprzeczki, potem przekroczyła linię bramkową, by na końcu wyjść w pole boiska. Sędzia główny Paweł Gil początkowo nie odgwizdał gola, ale po krótkiej rozmowie z arbitrem bocznym, który miał właściwy oglądał na sytuację, zmienił zdanie.
Lech odpowiedział jedenaście minut później, lecz wcześniej, po zbyt krótkim wybiciu bramkarza Macieja Gostomskiego, mógł stracić drugiego gola. Daisuke Matsui, który przejął piłkę – na szczęście Lecha i samego Gostomskiego – na tyle fatalnie lobował, że nie trafił nawet w światło bramki. Lechia nie pozostała jednak dłużna i w 35 minucie też sprezentowała Lechowi dobrą okazję, którą to poznański zespół wykorzystał. Po dośrodkowaniu Barry’ego Douglasa z piłką minął się – podobnie jak Grzegorz Wojtkowiak w meczu Polski z Ukrainą - Maciej Kostrzewa, a do siatki skierował ją Łukasz Teodorczyk, trafiając po raz czwarty w sezonie.
O ile pierwsza część była wyrównana, o tyle już po przerwie na murawie istniał tylko Lech. „Kolejorz” pięć minut po wznowieniu znalazł sposób na Lechię, zdobywając drugą bramkę. A stało się tak po indywidualnej akcji Gergo Lovrencsicsa, który zanim pokonał bramkarza, przebiegł między trzema przeciwnikami, jak między pachołkami na treningu.
Lechowi stwarzanie kolejnych sytuacji szło wyjątkowo łatwo. Wystarczy wspomnieć, że w 63. i 64. minucie dwie świetne okazje po koronkowych podaniach zmarnowali Rafała Murawski i Kasper Hamalainen. Obaj z kilku metrów strzelali obok prawego słupka; pierwszy prawą nogą, drugi głową.
Hamalainen zrehabilitował się w przeciągu pięciu minut. To właśnie wtedy Lech wyprowadził zabójczą kontrę, którą Fin wykończył płaskim uderzeniem po świetnym odegraniu piętką od Teodorczyka. Warto zaznaczyć, że akcja zaczęła się od… wybicia piłki z linii bramkowej jednego z lechitów, który uratował drużynę przed stratą gola. Wynik na 4:1 w 83. minucie ustalił Łukasz Teodorczyk, który zdobył bramkę po rzucie rożnym. Dla napastnika Lecha był to świetny mecz; dwa razy wpisał się na listę strzelców i raz asystował.