Jakub Wilk: Jeśli strzelę gola Lechowi, nie zrobię rundy honorowej wokół boiska [ROZMOWA]
Lech i Poznań znaczą dla mnie bardzo wiele, tu się wychowałem - mówi Jakub Wilk, piłkarz Zagłębia Sosnowiec, z którym we wtorek zagra Lech.
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Po kilku latach wojaży zagranicznych wrócił pan do Polski. Co prawda nie do ekstraklasy, ale do klubu, który ma aspiracje powrotu do elity
Tak, jestem zadowolony, że trafiłem do Zagłębia. Walczymy o wejście do Ekstraklasy, mamy niedosyt po meczu z Arką, który mogliśmy wygrać. Klub jest poukładany pod względem organizacyjnym, niczego nam nie brakuje. Przyszedłem do Zagłębia w trakcie rundy jesiennej, nie ukrywam, że byłem nieprzygotowany. Po przepracowaniu zimy czuję się już dobrze i liczę na regularną grę.
Trener Mariusz Rumak, kiedy jeszcze prowadził Lecha zarzucał panu właśnie brak odpowiedniej motoryki, co stało się przeszkodą, by grać w jego zespole…
Nigdy nie byłem typem szybkościowca. Trener Rumak nie widział dla mnie miejsca w swojej drużynie, ja się nie obrażałem na nikogo, nie obrażałem się na życie, po prostu nie chciałem siedzieć na ławce albo w domu. Jak odchodziłem z klubu, byłem wkurzony, ale już nie ma co tego roztrząsać. Było, minęło, czasem w życiu jest tak, że nie idzie, jak by się tego chciało. Musiałem iść dalej, zrobić kolejny krok.
Trafił pan do Żalgirisu Wilno, z którym zdobył trzy razy mistrzostwo i Puchar Litwy. Nikt nie był w stanie wam zagrozić.
Po odejściu z Lecha miałem propozycje z klubów z Ekstraklasy, ale menedżerowie się nie dogadali, więc zdecydowaliśmy się na Żalgiris, który na Litwie jest prawdziwym potentatem, brakuje mu nieco silnej konkurencji. Bardziej popularna jest tam też koszykówka, stąd liga piłkarska jest słabsza od Ekstraklasy. Można by ją porównać do naszej I ligi, ale myślę, że Żalgiris poradziłby sobie w polskiej najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie twierdzę, że walczyłby o europejskie puchary, ale w środku tabeli mógłby się znaleźć. Zresztą, dwumecz z Lechem w Europie pokazał, że to całkiem silny zespół.
W międzyczasie grał pan w rumuńskim Vaslui. To była krótka przygoda.
Wydawało się, że wszystko gra, lecz po trzech miesiącach prezes przestał płacić, wszystko zaczęło się sypać. Rozwiązałem kontrakt z winy klubu i wróciłem do Żalgirisu. Umowa z litewskim klubem wkrótce wygasła i zdecydowaliśmy się jej nie przedłużać. Wróciłem do kraju.
Los szybko sprawił, że zawita pan do Poznania.
Lech i Poznań znaczą dla mnie bardzo wiele, tu się wychowałem, grałem w tym klubie przez większość kariery, zdobyłem mistrzostwo Polski, grałem w Europie. Chciałbym się przypomnieć, pokazać z dobrej strony. Sporo się pozmieniało i większości chłopaków, z którymi grałem już nie ma, co nie zmienia faktu, że będzie to dla mnie wyjątkowy mecz.
Gdyby się udało panu strzelić gola, to…
Na pewno nie zrobiłbym rundy honorowej wokół boiska. Cieszyłbym się, ale byłaby to stonowana radość. Najpierw jednak trzeba tego gola strzelić. Myślę, że wszystko rozstrzygnie się w drugim meczu. Z Cracovią na własnym boisku przegraliśmy 1:2, a w rewanżu potrafiliśmy na wyjeździe wygrać 2:0. Chcemy po prostu uzyskać pozytywny wynik przed meczem w Sosnowcu.