Lechia Gdańsk wyjątkowo źle zaczęła wiosnę. W tabeli rundy jest w środku stawki
Biało-zieloni w tym roku zdobyli siedem punktów i zajmują dopiero siódme miejsce w tabeli wiosny. Niedzielny mecz z Legią Warszawa to idealny moment na przełamanie i podbudowanie.
W ostatnich latach piłkarze Lechii słynęli ze słabej jesieni i bardzo dobrej wiosny. Najpierw rzutem na taśmę kwalifikowali się do grupy mistrzowskiej, a potem byli o krok od zakwalifikowania się do europejskich pucharów. Ten sezon ma być jednak przełomowy.
Jesienią podopieczni trenera Piotra Nowaka grali bardzo skutecznie. Nie zawsze pięknie, ale na pewno w sposób bardziej wyrachowany, cierpliwy, a to przynosiło punkty. Także na wyjazdach, co wcześniej było bolączką zespołu. Niestety, drużyna zapomniała o dobrych występach w Krakowie, Lubinie czy nawet w Białymstoku skąd wracała z kompletem punktów i już od pięciu miesięcy na może wygrać spotkania wyjazdowego. Pomimo konsekwentnego zwyciężania w Gdańsku, to musiało odbić się na miejscu w tabeli Lotto Ekstraklasy. Wzorem powinna być gra zespołu w pierwszej połowie meczu w Lubinie, kiedy biało-zieloni całkowicie zdominowali na boisku drużynę Zagłębia. To pokazało prawdziwe możliwości tego zespołu i szkoda, że kolejne spotkania wyjazdowe nie były już tak udane w wykonaniu piłkarzy z Gdańska.
Lechia jesienią nie zawsze czarowała, nie zawsze zachwycała, ale ma w składzie indywidualności, które w trudnych momentach decydowały o wyniku. To sprawiło, że jesień należała do biało-zielonych. Lechia zakończyła rok na czele tabeli z identycznym dorobkiem punktowym, co Jagiellonia Białystok. I do tego z, wydawało się bezpieczną, przewagą czterech punktów nad Legią Warszawa i siedmiu nad Lechem Poznań.
Wiosna miała być jeszcze lepsza w wykonaniu biało-zielonych na drodze do mistrzostwa Polski. Wszystko zaczęło się od efektownego zwycięstwa nad Jagiellonią i... coś się zacięło w sprawnie funkcjonującym mechanizmie.
Po pięciu kolejkach wiosny trudno być zadowolonym z wyników osiąganych przez Lechię, bo te są grubo poniżej oczekiwań. Biało-zieloni zdobyli ich zaledwie siedem, a to plasuje ich dopiero na siódmym miejscu w tegorocznej tabeli. Oczywiście najlepszy jest Lech, która zanotował fantastyczną serię pięciu zwycięstw. Dzięki temu błyskawicznie odrobił wszystkie straty i jest już wiceliderem z punktem straty do Jagiellonii. Wiosną lepiej od biało-zielonych punktowały także zespoły Ruchu Chorzów, Legii Warszawa, Wisły Kraków, Jagiellonii Białystok oraz Wisły Płock. W porównaniu do ostatnich lat, to najgorszy początek roku dla Lechii, ale do końca sezonu jeszcze dużo grania. Drużyny rozegrają jeszcze po 12 meczów, które mogą zmienić bardzo dużo.
Zespołu Piotra Nowaka nie można skreślać - czytaj na kolejnej stronie!
- Czas się obudzić - powiedział Marco Paixao, napastnik Lechii, po meczu w Chorzowie.
Lechia pierwszy raz w sezonie przegrała dwa mecze z rzędu. Nie ma lepszego momentu na podniesie się, niż rywalizacja z mistrzem Polski. Tym bardziej, że Gdańsk to twierdza biało-zielonych. Wygrana z Legią pozwoliłaby drużynie odżyć mentalnie i nabrać energii na kolejne mecze. Biało-zieloni wciąż są w grze o mistrzostwo Polski, bo przecież różnice punktowe są minimalne, a dojdzie jeszcze podział punktów i w siedmiu kolejkach fazy mistrzowskiej zacznie się prawdziwa walka o medale. Błędem byłoby skreślanie zespołu trenera Nowaka.
- Lechia przegrała dwa mecze i tyle. Absolutnie nie odpada z walki o mistrzostwo Polski. Po podziale punktów różnice się zatrą i dwa, trzy zwycięstwa z rzędu mogą zmienić sytuację w tabeli - powiedział w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” Kamil Kosowski, były reprezentant Polski, a obecnie ekspert Canal+.
Bilety na mecz z Legią wciąż sprzedają się bardzo dobrze i to nie dziwi. Już w tej chwili rozeszło się ponad 20 tysięcy wejściówek i z pewnością w niedzielę na trybunach Stadionu Energa Gdańsk zasiądzie więcej niż 30 tysięcy fanów futbolu. Zapowiada się wielki mecz, piłkarskie święto, a zawodnicy Lechii bardzo liczą na doping kibiców, który już nie raz pomógł odnieść cenne zwycięstwo.
TRZY WRZUTY. Co muszą zrobić Lechia i Arka po porażkach?
dziennikbaltycki.pl