menu

Lechia Gdańsk ma nad czym pracować. Jak korzystać z okazji i odpowiedzialnie bronić?

21 marca 2017, 14:12 | Paweł Stankiewicz

Czy trzecia z kolei przegrana Lechii jest oznaką kryzysu czy tylko splotem błędów, braku skuteczności i szczęścia? Na to pytanie musi odpowiedzieć trener Piotr Nowak.


fot. Fot. Karolina Misztal

fot. Fot. Karolina Misztal
1 / 2

Mistrzowie Polski pokazali klasę wygrywając ligowy hit w Gdańsku, ale wcale nie byli zespołem lepszym. Czasami jednak szczęście w piłce nożnej uśmiecha się nie do tej drużyny, która lepiej prezentuje się na boisku. Tak właśnie było w Gdańsku. Od 70 minuty Lechia uzyskała dużą przewagę i praktycznie zamknęła rywali na ich połowie. Świetnych okazji nie wykorzystali Rafał Wolski, Marco Paixao, Flavio Paixao, a po strzale Simeona Sławczewa piłka przeleciała tuż nad poprzeczką. Legia czekała na swoją szansę i zadała cios, a drugiego gola w tym meczu - tym razem na wagę zwycięstwa - strzelił rezerwowy Michał Kucharczyk. Gdańszczanie mieli czego żałować , bo swoją nieskutecznością dali szansę Legii na zdobycie trzech punktów. Była to dla nich pierwsza porażka na Stadionie Energa Gdańsk od blisko siedmiu miesięcy.

- Ale o co chodzi? Przecież to my prowadziliśmy grę - dziwił się pytaniom o szczęście Legii w tym meczu Artur Jędrzejczyk, reprezentacyjny obrońca. - Lechia miała swoje szanse, ale my też. Tylko że my je wykorzystaliśmy. Wszedł na boisko Kucharczyk i praktycznie pozamiatał.

- Mecz był ciekawy, zwłaszcza w drugiej połowie. Cieszę się, że pozytywnie zareagowaliśmy na straconego gola. Chcieliśmy przenieść na ten mecz doświadczenie z europejskich pucharów i to nam się udało - przyznał Jacek Magiera, trener Legii.

Wśród piłkarzy Lechii niepokoi nie tylko brak skuteczności, ale też proste błędy, po których biało-zieloni tracą dużo goli.

- To było interesujące widowisko. Przegraliśmy jednak i jesteśmy niepocieszeni. Sytuacji było bardzo dużo, żeby po wyrównującym golu wyjść nawet na dwubramkowe prowadzenie - mówił po meczu Nowak. - Nie wykorzystaliśmy sytuacji i może się nie zemściły, ale szczęścia na pewno nam zabrakło. Wykreowaliśmy wystarczająco dużo okazji, podkręciliśmy tempo, akcje się zazębiały i szkoda, że tak to się skończyło. Możemy czuć się rozczarowani. Nie ulega wątpliwości, że są rzeczy w defensywie, które musimy poprawić. Taka jest piłka, usiądziemy, porozmawiamy, musimy sobie z tym poradzić i gramy dalej.

Dla biało-zielonych to już trzecia porażka z rzędu, ale szkoleniowiec biało-zielonych nie zgadza się ze słowami o kryzysie.

- Porażki z Lechem i Ruchem były wynikiem naszej nonszalancji i braku zdyscyplinowania. Mogę być jednak zadowolony z gry zespołu. Dwie bramki, które straciliśmy, nie powinny przytrafić się zespołowi, który walczy o czołowe lokaty w lidze. Będziemy to analizować, żeby takich błędów nie popełniać. Nie jesteśmy w dołku i naprawdę graliśmy dobrą piłkę. W pierwszej połowie taktycznie i z zaangażowaniem, a w drugiej podkręciliśmy tempo - powiedział trener Lechii.

Słabiej zagrał Mario Maloca, który miał udział przy obu golach dla Legii. Najpierw dał się wyprzedzić Kucharczykowi, a potem wybił piłkę praktycznie pod nogi piłkarza mistrzów Polski.

- Mario jest ważną postacią w zespole i po jego zagraniu padła bramka dla nas. Mamy momenty niefrasobliwości, ale to nie są błędy indywidualne. Nie możemy wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Każdy popełnia błędy, ale trzeba starać się je naprawić - przyznał Nowak.

Straty punktów w meczu z Legią żałowali piłkarze Lechii, bo czuli, że mogli wygrać to spotkanie, bo nie brakowało sytuacji do strzelenia gola.

- Taka jest piłka. Byliśmy drużyną, która atakowała, ale nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji. Można powiedzieć, że Legia strzeliła dwie bramki po kontratakach. Mieliśmy dobre okazje, bo albo słupek albo piłka poleciała nad poprzeczką po rykoszecie. Nie chciała wpaść do bramki, ale w następnym meczu już zacznie wpadać. Wynik nie jest dobry dla nas, ale nie graliśmy źle. Przed nami kolejne mecze, a wszystko będzie się rozstrzygało w fazie mistrzowskiej - powiedział Lukas Haraslin, słowacki skrzydłowy biało-zielonych.

Mecz obejrzało 37 220 kibiców. To rekord frekwencji w meczu ekstraklasy w Gdańsku. Piłkarze mogli przyciągnąć kibiców.

- To był taki mecz, którego nie powinniśmy przegrać. Od 65 minuty mieliśmy sporo sytuacji, żeby strzelić bramkę. Niestety, sami straciliśmy drugiego gola i nie udało się uratować nawet remisu - mówił Grzegorz Wojtkowiak, prawy obrońca Lechii. - Wielu z nas grało przy tak licznych trybunach, więc to nas absolutnie nie przytłacza, a wręcz dodaje skrzydeł. W drugiej połowie to właśnie kibice nieśli nas do tego, żeby strzelić drugą bramkę. Niestety, nie udało się. Wiedzieliśmy, że z czasem gra będzie bardziej otwarta. Zdawaliśmy sobie sprawę, że ruszając pod koniec meczu będziemy mieli swoje sytuacje, bo Legia opadnie z sił. Tak wyglądał nasz plan i tylko zabrakło gola. Czujemy to, że przegraliśmy trzeci mecz z rzędu, ale nie były to porażki zdecydowane i po słabej grze z naszej strony. Nie było sytuacji, żeby rywale nas stłamsili i zepchnęli do defensywy. Skupiamy się na sobie i w kolejnych meczach musimy grać bardziej skoncentrowani przez całe spotkanie. W takich meczach można mieć jedną sytuację i trzeba ją wykorzystać.

Wyniki tak się ułożyły, że Lechia wygrywając z Legią wróciłaby na fotel lidera. A wszystko przez remisy Jagiellonii Białystok w Szczecinie z Pogonią i zdecydowanie bardziej sensacyjny Lecha Poznań u siebie z zamykającym tabelę Górnikiem Łęczna. Lechia przegrała i spadła na czwarte miejsce, ale do prowadzącej Jagiellonii traci tylko trzy punkty.

- Przegraliśmy mecz, ale to nie jest jeszcze koniec świata. Z Legią jeszcze zagramy w tym sezonie. W drugiej połowie meczu zagraliśmy świetnie i dlatego jestem optymistą, że możemy o coś powalczyć w tym sezonie. Na pewno nie mogę być zadowolony z tego, że spadliśmy na czwarte miejsce w tabeli i to mnie niepokoi bardziej niż trzy porażki. Nie mówię, że coś zawaliłem, ale jednak moja praca polega na tym, żebyśmy nie tracili goli. Tymczasem ostatnio tracimy ich dużo i to mnie denerwuje - zakończył Dusan Kuciak, bramkarz biało-zielonych.