Lechia Gdańsk ma drugiego Krzysztofa Piątka? Piotr Stokowiec: Mateusz Żukowski ma bardzo duży potencjał, może wystrzelić w każdej chwili
Lechia Gdańsk w sobotę zagra ważny mecz o punkty w Lotto Ekstraklasie z Koroną w Kielcach. Trener Piotr Stokowiec odważnie stawia na młodzież. Odkryje nowego Krzysztofa Piątka?
Piątek dziś podbija włoską Serie A, a to właśnie trener Stokowiec w Zagłębiu Lubin wyciągnął tego piłkarza z rezerw, zabrał na obóz i postawił na niego w Lotto Ekstraklasie. Dziś wskazuje w Lechii piłkarza, który może pójść śladami napastnika grającego w Milanie.
[przycisk_galeria]
- Do młodych zawodników trzeba mieć cierpliwość. Sztab ją ma, muszą się w nią uzbroić też kibice. Mateusz Żukowski ma predyspozycje, żeby być drugim Krzyśkiem Piątkiem i w każdej chwili możemy wystrzelić. Ma duży potencjał. Dla niego to dopiero początek w ekstraklasie, a już gra o mistrzostwo Polski. Jest gotowy do gry, będzie w "18" i ,a duże szanse, żeby zagrać z Koroną w podstawowym składzie - powiedział Stokowiec.
Szkoleniowiec ocenił grę 17-latka w spotkaniu z Pogonią.
- Pamiętajmy, że Mateusz to zawodnik, który dopiero wchodzi do piłki seniorskiej. Nie obciążam go wielkimi zadaniami, więc byłem zadowolony z jego gry. Zdjąłem go z boiska tylko ze względu na żółtą kartkę, nie chciałem ryzykować. Mateusz potrzebuje czasu i trzeba podejść do tego wszystkiego spokojnie. Był największym wygranym przygotowań w Turcji, zrobił duży postęp, w każdej chwili może wystrzelić i grać jak Piątek. W najbliższej i dalszej przyszłości będziemy mieć z niego pożytek. Mateusz będzie grał na dobrym poziomie - przekonuje Stokowiec.
CZYTAJ TAKŻE: Fatalne zachowanie kibiców Pogoni w Gdańsku
Mecz w Kielcach to będzie wyjątkowe wydarzenie dla trenera Stokowca, który urodził się właśnie w tym mieście. Szkoleniowiec prowadził już biało-zielonych w Kielcach w marcu ubiegłego roku i wówczas gdańszczanie przegrali 0:1.
- Urodziłem się w Kielcach i grałem w Koronie. Debiutowałem w barwach tego klubu w 1991 roku właśnie na tym stadionie, na którym zagramy. Wówczas to był obiekt Błękitnych - wspomina szkoleniowiec biało-zielonych. - Całe dzieciństwo i młodość były związane z Kielcami, mam tam rodzinę i znajomych. To nie jest bez znaczenia, ale też nie paraliżuje mnie w żaden sposób. Grałem zresztą już w Kielcach. Sentyment jednak na pewno pozostaje. Tam się ukształtowałem, to jest fajny region i cieszę się, że Korona sobie dobrze radzi. Jak w piosence świętej pamięci Zbigniewa Wodeckiego „lubię wracać tam, gdzie byłem już”. Wygrywałem tam, ale i przegrywałem. Na boisku nie będzie sentymentów tylko twarda walka, bo tak się gra w Kielcach. Szykuje się mecz, w którym powinny iskry lecieć.
W zespole biało-zielonych wciąż nie może grać Lukas Haraslin, a niewiadomą jest także występ Patryka Lipskiego, który nabawił się urazu w meczu z Pogonią.
- Sytuacja kadrowa mogłaby być lepsza. Gra Patryka stoi pod znakiem zapytania. Lukas przechodzi teraz mocniejszą rehabilitację i jego powrót to może być kwestia dwóch tygodni. Na pewno nie na ten mecz i nie wiem czy już na następny. Pamiętajmy, że nie przeszedł okresu przygotowawczego tylko trenował indywidualnie. W każdej drużynie zdarzają się różne problemy, ale damy sobie radę - powiedział trener Lechii.
Szkoleniowiec biało-zielonych docenia najbliższego rywala i jest gotowy na twardy i trudny bój o punkty.
- Korona nie przez przypadek zajmuje czwarte miejsce w tabeli, to stabilny przeciwnik. Trener Lettieri fajnie poukładał drużynę i wykorzystuje potencjał przy dużych rotacjach. To drużyna silna fizycznie, która potrafi grać zarówno kombinacyjnie i prosto, a zawodnicy mają dobre warunki fizyczne. Pokazali to w spotkaniu z Arką strzelając gola ze stałego fragmentu gry. Jesteśmy przygotowani na trudny mecz. Nie wiem tylko jak wygląda teraz murawa w Kielcach. Wiemy jednak co nas czeka, a łatwych meczów nie ma. Zapowiada się ciekawa konfrontacja dwóch drużyn z czołówki ligi i nie przez przypadek obie się w niej znajdują. Cieszę się, że te ciekawe mecze są z naszym udziałem - zakończył Stokowiec.
Lechia Gdańsk upamiętniła prezydenta Pawła Adamowicza podczas meczu z Pogonią Szczecin