Lechia Gdańsk jest ranna, ale żyje
Biało-zieloni zremisowali 0:0 w Poznaniu z Lechem, a Jagiellonia u siebie z Legią Warszawa. Wiele wskazuje na to, że sprawa tytułu mistrza Polski i gry w pucharach rozstrzygnie się 4 czerwca.
Lechia nie zagrała w Poznaniu otwartego meczu, bo w Gdańsku doskonale pamiętają historię spotkań z Lechem na wyjeździe. Dla zespołu ważniejsze było to, aby nie stracić bramki i nie przegrać, ale nadal być w grze o europejskie puchary. A dzięki wynikowi późniejszego starcia Jagiellonii z Legią także o mistrzostwo Polski.
- Chcieliśmy wygrać, bo walczymy o mistrzostwo Polski. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w Poznaniu zawsze grało się Lechii bardzo ciężko. Dlatego szanujemy ten punkt. Jesteśmy cały czas w grze, ten remis absolutnie nie pozbawił nas szans nawet na mistrzostwo Polski, więc nie ma co panikować - powiedział po meczu Ariel Borysiuk, pomocnik biało-zielonych, który w drugiej połowie przejął opaskę kapitana od schodzącego z boiska Milosa Krasicia.
W grupie mistrzowskiej oglądamy zupełnie innych biało-zielonych. Podopieczni trenera Piotra Nowaka grają zdecydowanie bardziej odpowiedzialnie w defensywie, lepiej bronią pressingiem, a to przekłada się na to, że drużyna w pięciu meczach nie straciła gola, a jednocześnie potrafiła strzelić ich siedem. Właśnie Lechia wraz z Legią są najlepiej punktującymi zespołami w grupie mistrzowskiej - po 11 punktów. Lech zdobył o jeden punkt mniej, a Jagiellonia o trzy. To sprawiło, że biało-zieloni przystępując do rywalizacji z czwartego miejsca, które zajmują nadal, odrobili straty do rywali i są w grze o medal i mistrzostwo Polski.
- Nas cieszy, że po raz piąty z rzędu zagraliśmy na zero z tyłu. Wszyscy gramy w obronie bardzo odpowiedzialnie - mówi Mario Maloca, obrońca Lechii. - Z tego możemy być zadowoleni i może tylko brakowało czegoś w grze ofensywnej. Nie tylko my graliśmy bardzo defensywnie, bo nasi rywale także. Przed meczem remis pewnie byśmy wzięli w ciemno. Teraz gramy u siebie z Pogonią i to spotkanie musimy wygrać.
- W rundzie zasadniczej czasami graliśmy beztrosko - przyznaje trener Nowak. - Teraz pokazujemy, że gra defensywna i ofensywna nie są nam obce. Chcieliśmy wygrać ten mecz, myśleliśmy że strzelimy jedną, zwycięską bramkę. Jestem zadowolony jednak z tego jak ten mecz przebiegał, bo zagraliśmy mądrze taktycznie i każdy wykonał swoje zadania.
Mecze w Poznaniu i Białymstoku, w których gra toczyła się o mistrzostwo Polski, całkowicie rozczarowały. Jak wyliczyli statystycy cztery zespoły w obu tych spotkaniach oddały w sumie zaledwie sześć celnych strzałów! To porażka „Kolejorza” w finale Pucharu Polski z Arką Gdynia determinuje taką grę drużyn w decydującej fazie grupy mistrzowskiej. Każdy kalkuluje i wybiera mniejsze zło. Gdyby Lech sięgnął po Puchar Polski i ta czwórka miałaby pewny start w europejskich pucharach, to pewnie walka o mistrzostwo Polski byłaby bardziej odważna. W takiej sytuacji, jak obecnie, wszyscy grają ostrożnie, aby nie przegrać meczu i nie zakończyć sezonu na czwartym miejscu, co pozostawiłby klub poza Europą. Najbliżej mistrzostwa jest Legia, która prowadzi, ma dwa punkty przewagi nad Jagiellonią, Lechem oraz Lechią i wszystko w swoich rękach. Wiele wskazuje na to, że kwestia mistrzostwa i gry w pucharach rozstrzygnie się w ostatniej kolejce. Jeśli teraz cała czwórka solidarnie sięgnie po zwycięstwa, to ostatnia kolejka zapowiada się niezwykle emocjonująco, bo Lechia zmierzy się w Warszawie z Legią, a Jagiellonia podejmie Lecha. Wygrana biało-zielonych w stolicy może, ale nie musi, dać im mistrzostwo Polski. Remis może wykluczyć z gry w europejskich pucharach. Tak niesamowitego finiszu z udziałem czterech drużyn chyba nikt się nie spodziewał.
TRZY WRZUTY. Komentujemy mecze Lechii i Arki